Z wizytą w Victorinox Swiss Army
130. rocznica istnienia i 25. urodziny działu odpowiadającego za produkcję zegarków to dla Victorinoxa co najmniej dwa powody do świętowania. Szwajcarska marka podzieliła się swoją radością z dziennikarzami z całego świata, organizując dwudniowe spotkanie w swojej siedzibie w Ibach.
Masowemu odbiorcy Victorinox kojarzy się przede wszystkim ze stylowymi nożami i scyzorykami opatrzonymi szwajcarskim krzyżem, o których posiadaniu w dzieciństwie marzyło większość chłopców. I chociaż nadal lwia część zysków Szwajcarów pochodzi właśnie z ich sprzedaży, to nie ulega wątpliwości, że produkcja zegarków zajmuje coraz bardziej znaczące miejsce w portfolio firmy. Nie tak dawno, dokładnie tuż po targach w Bazylei, pisaliśmy o modelu INOX (czytaj TUTAJ), będącym niejako hołdem i prawdziwą wisienką na torcie dla uczczenia zacnego, 130. jubileuszu istnienia Victorinoxa i ćwierćwiecza produkcji czasomierzy. Zegarek ten, opisywany jako niezniszczalny, poddawany naprawdę ekstremalnym testom, które mieliśmy okazję zobaczyć na własne oczy, z powodzeniem mógłby zostać nowym kompanem np. MacGyvera. Uroczysta, oficjalna prezentacja INOXa odbyła się na początku lipca w urokliwym otoczeniu szwajcarskiego krajobrazu, przy udziale ponad setki dziennikarzy z całego świata. Mieliśmy okazję nie tylko odwiedzić imponującą siedzibę w Ibach, poznać tajniki produkcji scyzoryków i noży, ale także porozmawiać z osobami odpowiedzialnymi za sukces firmy: Carlem Elsenerem (CEO Victorinox), Alexandrem Bennounarem (CEO Działu Zegarków) i Francoisem Nunezem (Dyrektor Produktu, główny designer).
Tomasz Kiełtyka: W tym roku świętujecie 130. rocznicę założenia firmy. Co to dla Was oznacza?
Carl Elsener: To pewien krok milowy, ale i niesamowita motywacja by kontynuować i rozwijać to, co zaczęli kiedyś nasi poprzednicy. Dla naszej firmy zawsze było jasne, że za sukcesem każdego przedsięwzięcia stoją ludzie. W Victorinox zatrudniamy ich ponad 900, z czego 45 osób pracuje tu od 50 lat, a ponad 100 – od 40 lat. Ja sam dzieliłem biuro z moim ojcem przez 34 lata. On wciąż powtarzał, że jeśli skoncentrujesz się na motywacji pracowników, satysfakcji klientów i jakości oraz funkcjonalności produktów – musisz odnieść sukces. Przytoczę jeszcze jedną sytuację – pamiętny 11 września. Z dnia na dzień zakazano handlu naszymi nożami i scyzorykami na wszystkich lotniskach. Sprzedaż spadła o blisko 30% ale pomimo trudnej sytuacji zdołaliśmy przetrwać bez zwalniania nawet jednej osoby. Dzięki takim chwilom pracownicy nie biorą naszych sloganów tylko za słowa na papierze. Oni mają świadomość, że nie możemy im zagwarantować stanowiska pracy, ale wiedzą, że zrobimy wszystko, żeby je utrzymać.
TK: W tym roku zaprezentowaliście model INOX. Muszę przyznać, że taki “na wszystko odporny” zegarek za tę cenę to bardzo ciekawa propozycja. Skąd wziął się pomysł na INOXa i jak długo trwało projektowanie, produkcja i testowanie całości nim zobaczyliśmy finalną wersję?
Alexander Bennouna: Inspirowaliśmy się naszą historią i dziedzictwem. Wszyscy wiedzą, że produkty Swiss Army Knife to jakość i funkcjonalność. Musieliśmy przełożyć te wartości z noży na zegarki. Stworzenie INOXa zajęło inżynierom 3 lata. Żeby mieć jakieś odniesienie powiem tylko, że prace nad normalnym, trzywskazówkowym modelem kwarcowym trwają 2 miesiące. Trwało to tak długo ponieważ na każdym etapie wykonywaliśmy testy, po których dział R&D udoskonalał projekt i tak w kółko.
Francois Nunez: Dodam, że w pierwszym roku sporządziliśmy też listę testów, które zegarek musiał przejść. Potem przeszliśmy do określenia optymalnych rozmiarów i projektu. Musisz wiedzieć, że INOX to nie magia tzn. nie znajdziesz w nim np. specjalnego zawieszenia mechanizmu. Wszystko jest kwestią pomiarów – mikron po mikronie, tak, aby przejść wszystkie testy.
TK: Jak często wprowadzacie do swoich produktów innowacje?
Carl Elsener: Tu lepiej mówić o naszych scyzorykach. Innowacje są wprowadzane na bieżąco, aby ułatwić ludziom życie. Np. w okularach z boku znajdują się małe śrubki mocujące, które lubią się poluzować. W odpowiedzi na ten problem wzbogaciliśmy część naszych produktów o specjalny śrubokręt, który pozwala je dokręcić.
TK: A jaka była najdziwniejsza propozycja?
Carl Elsener: Te zawsze pochodzą od dzieci, które mają bardzo otwarte umysły. Raz otrzymaliśmy rysunek przedstawiający scyzoryk z parasolką (śmiech).
TK: Jeśli mowa o innowacjach. W Waszych scyzorykach staracie się być na czasie – stąd np. jako opcję można znaleźć pamięć USB. Czy w zegarkach będzie podobnie? Tzn. czy myślicie o wprowadzeniu smartwatcha?
Alexander Bennouna: Dyskusje o smartwachach są bardzo ciekawe, ponieważ dzięki nim wiele osób stawia sobie pytania dotyczące funkcjonalności zegarka. Część z nich odpowie, że to przyrząd do pomiaru czasu, a część, że to np. biżuteria. Jest dużo różnych odpowiedzi. Problemem jest to, że coraz mniej osób z młodego pokolenia nosi jakiekolwiek zegarki, skupiając się głównie na wyświetlaczu telefonu komórkowego. Dla marki takiej jak nasza, która nie jest firmą zegarkową, lecz szwajcarską firmą produkującą zegarki znane z funkcjonalności, to bardzo ciekawe wyzwanie. Dziś mówimy o smartwatchach jako o rzeczach, które będą działały przez 2 – 3 lata, a później będzie trzeba je wymieniać na nowe jak większość sprzętu komputerowego. Victorinox to z kolej symbol jakości i funkcjonalności. Co nie oznacza, że nie eksplorujemy tego tematu i nie zaskoczymy Was czymś w przyszłości (uśmiech).
TK: Wracając do INOXa – czy myśleliście o stworzeniu mechanicznego odpowiednika? Czy były jakieś próby?
Alexander Bennouna: Jest zbyt wcześnie by odpowiadać na to pytanie. Mogę powiedzieć, że kilka lat temu, kiedy zaczynaliśmy pracę nad zegarkiem, spotykałem mnóstwo ludzi, którzy używali słowa „niemożliwe”. Moja filozofia jest taka, że otacza nas pełno rzeczy, które niedawno były określane jako niewykonalne. Dlatego gdybym dziś zadał to pytanie inżynierom, odpowiedzą pewnie, że to niemożliwe. Ale ja byłbym cierpliwy.
Francois Nunez: Co prawda na tę chwilę nie udało nam się jeszcze stworzyć takiego zegarka mechanicznego, ale może zaprezentujemy coś zupełnie innego.
TK: Smartwatcha?
Francois Nunez: Póki co pokazaliśmy bazowy zegarek. Wkrótce może pojawią się nowe kolory, materiały i coś co sprawi, że smartwatch nie będzie konieczny (śmiech).
TK: Kiedy projektujecie taki zegarek myślicie już o jego kolejnych wersjach np. z chronografem, obrotowym pierścieniem itp.?
Francois Nunez: Oczywiście. Nie jest tak w przypadku każdej kolekcji, ale wiem, że tegoroczny INOX to dopiero początek całej serii zegarków – swego rodzaju baza. Dlatego musieliśmy sobie zadać pytania: co by było gdybyśmy chcieli stworzyć divera z obrotowym bezelem? Albo chronograf z kilkoma tarczkami na cyferblacie?
TK: Czy uważa Pan, że to zegarek właściwy także dla kobiet?
Francois Nunez: Jasne. Został zaprojektowany tak, żeby być ergonomiczny, a jako że kobiety ostatnio lubią nosić coraz większe zegarki, myślę, że będzie dla wielu z nich w sam raz.
TK: Cena zegarka – biorąc pod uwagę jakość wykonania – jest naprawdę atrakcyjna.
Francois Nunez: Tak. Dobry design nie musi dużo kosztować. Wystarczy sporo pasji i uwaga przykładana do detali. W końcu proces produkcji jest zautomatyzowany, zatem mogę zdefiniować, że to ma iść tak, a to inaczej. I jeśli tylko można zrobić / jest wykonalne coś, co poprawi całość, należy z tej szansy skorzystać. W INOXie wiele osób dostrzega coś z projektów Geralda Genty. Nie skopiowaliśmy żadnego z nich, ale czuć tu jego ducha. Inspiracją natomiast były lata 70. kiedy to branża musiała się na nowo odnaleźć i kiedy stal stała się materiałem high-endowym.
TK: Jak wyglądały pierwsze testy INOXa?
Francois Nunez: Np. wyrzucaliśmy go przez okno. Strasznie było oglądać próby zniszczenia efektów naszej pracy.
TK: Jako, że wiele marek współpracuje z ambasadorami, zastanawiam się czy i Wy skusicie się w przypadku INOXa na jakiegoś dobrze zbudowanego, umięśnionego aktora?
Alexander Bennouna: Mamy już ambasadora – jest nim Swiss Army Knife. To międzynarodowy symbol jakości i dobra wiadomość jest taka, że nigdy nas nie zawiedzie (śmiech). Przy okazji – prace nad zegarkiem i wszelkie testy INOXa były możliwe także dzięki partnerstwu z brygadą ochotniczej straży pożarnej w Ibach „Firefighters for life”. Uznaliśmy, że dobrze będzie związać się z organizacją, która dzieli te same wartości i z którą wspieramy i w której Pan Elsener aktywnie działał przez ponad 25 lat.
TK: Wiemy, że pracował Pan wcześniej w innych firmach zegarkowych. Jak na ich tle wypada Victorinox?
Francois Nunez: Pracowałem w przeróżnych firmach – od manufaktury Audemars Piguet, przez Rado na Calvinie Kleinie kończąc. Tu jest zupełnie inaczej. I nie mam na myśli tylko tego, że to rodzinny interes. Przede wszystkim dlatego, że nie ma tu akcjonariuszy i presji z ich strony. Dlatego nie skupiamy się na 6 najbliższych miesiącach, ale na myśleniu o następnym pokoleniu.
TK: Victorinox to firma rodzinna. Czy pracuje w niej Pana rodzina?
Carl Elsener: W naszym domu było w sumie 11 dzieci – miałem 7 sióstr i 3 braci. Już jako małe dziecko pakowałem scyzoryki do pudełek zarabiając w ten sposób na kieszonkowe. Teraz w fabryce pracuje trójka braci i pięć sióstr.
TK: Ile produktów znajduje się w Waszej ofercie i ile pochłaniają surowców?
Carl Elsener: W katalogu mamy około 100 różnych modeli. Każdego dnia powstaje 60.000 ostrzy do scyzoryków i tyle samo profesjonalnych noży. Większość z nich jest ostrzona ręcznie. W sumie do produkcji używanych jest 800 różnych części, a w jednym pomieszczeniu zgromadziliśmy 12.000.000 elementów. Jeśli chodzi o scyzoryki – 80% stanowią te w czerwonej, charakterystycznej obudowie. W ciągu roku zużywamy 25.000 ton stali, a nasze zapasy wynoszą 3.000 ton.
TK: Czy są jakieś inne marki, które stawiacie sobie za wzór?
Carl Elsener: Kiedy rozpocząłem swoje podróże – a było to ponad 30 lat temu – obserwowałem salony Montblanc. Ich salony, gdziekolwiek bym się nie pojawił, wyglądały tak samo. W tamtym czasie Victorinox współpracował na całym świecie z partnerami, którzy dystrybuowali nasze noże na lokalnych rynkach. I to właśnie Monblanc był pewnego rodzaju inspiracją, dzięki której ustandaryzowaliśmy wygląd punktów sprzedaży Victorinoxa.
TK: Czy szwajcarski krzyż w logo Victorinox jest dla Was ważny?
Carl Elsener: Tak – ponieważ pokazuje korzenie firmy tzn. skąd jesteśmy. Używamy go niezmiennie od 1909 roku.
TK: Dziękuję za rozmowę.
Na osobny opis zasługują wydarzenia, które miały miejsce po zakończeniu wywiadu. I chociaż część z nich nie miała wiele wspólnego z zegarkami, to i tak zaliczam je do jednych z najciekawszych fragmentów wizyty. Jak już kiedyś wspominałem, w dzieciństwie byłem wielkim fanem oglądania przygód MacGyvera. Pomijając dokonywanie przez niego rzeczy niemożliwych, szczególnie zazdrościłem mu właśnie scyzoryka z charakterystycznym białym krzyżem. Kilka lat męczyłem rodziców i dziadków zanim wreszcie stałem się dumnym posiadaczem swojego egzemplarza. Dlatego z prawdziwą przyjemnością i niemal ekscytacją podziwiałem proces produkcji tych kultowych przedmiotów.
Jak się okazało, najbardziej popularne modele są w całości składane przez ogromną maszynę o wdzięcznej nazwie: „Jumbo”, złożonej z połączonych ze sobą urządzeń i robotów. Niesamowita precyzja, synchronizacja i automatyzacja procesu budzą respekt. Te mniej „kultowe” – włącznie z reklamowymi, opatrzonymi logotypem zamawiającej firmy – powstaję w sporej części przy udziale ludzkich rąk. Opisując fabrykę warto zwrócić uwagę na ekologiczne podejście Victorinoxa – w specjalnych pomieszczeniach firma gromadzi wszelkiego rodzaju odpady, które następnie w 100% poddaje się recyklingowi.
Finałem wizyty był niesamowicie energetyczny koncert muzycznej formacji Kadebostany. W otoczeniu industrialnego wnętrza fabryki Victorinox w Ibach, dynamiczne i elektroniczne dźwięki, wsparte klimatycznym głosem wokalistki nabierały nowego wymiaru.
Tempo zwolniliśmy dopiero następnego dnia, podróżując statkiem do leżącej nieopodal Lucerny. Urokliwe miasto jest chyba jednym z najpiękniejszych, jakie widziałem w Szwajcarii. Zdecydowanie warto poświęcić mu więcej czasu. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będę miał możliwość odwiedzić je ponownie.