TOP 10 – Microbrandy z przyszłością (część 2)
Założenie nowej marki zegarkowej nie jest w dzisiejszych czasach niczym specjalnie trudnym. Odniesienie sukcesu to już zupełnie inna bajka a o happy-end trudniej niż przy wejściu na Rysy w klapkach. Udaje się tyko bardzo nielicznym.
Tydzień temu zaprezentowaliśmy Wam część 1 naszego rankingu TOP 10 Microbrandów. Znalazło się w nim miejsce dla pięciu firm reprezentujących raczej klasyczne podejście do projektowania zegarków. W części 2 – poniżej – znajdziecie kolejną czwórkę firm, które dla odmiany prezentują bardziej kreatywne, swobodne podejście do zegarkowego designu. Jest też jedna niespodzianka – bo pewnie już zastanawialiście się, czy zupełnie zapomnieliśmy o rynku polskim. Plus na koniec kilka wniosków ogólnych – czytajcie dalej.
6. MING
MING – z siedzibą w Singapurze – to kolejny przykład microbrandu, który powstał z pasji zegarkowych kolekcjonerów. Ming Thien, główny pomysłodawca projektu, od lat interesował się zegarkami, a znany był w branży za sprawą swoich wyjątkowych umiejętności fotograficznych. Fotografia mocno związana jest z poczuciem estetyki, a tę zdjęcia Minga miały zawsze wyjątkową – i takie też są jego zegarki.
Wszystkie Mingi – te z tańszej linii „17” oraz droższej, bardziej luksusowej „19” – są limitowane i łączą je te same, bardzo charakterystyczne elementy designu. Koperty są mocno wyoblone, z wykręconymi, krótkimi, profilowanymi uszami. Jeszcze bardzie osobliwe są cyferblaty – ciężko je pomylić z jakimkolwiek innym zegarkiem na rynku. W tańszej opcji dominuje ring z indeksami z luminowy oraz oryginalne wskazówki. W opcji lux tarczę tworzy układ szafirowych, przydymianych dysków i gra kontrastami. Do tego Ming dorzuca szwajcarską mechanikę (m.in. autorstwa Schwartz Etienne) i obsługę klienta na najwyższym poziomie. W końcu to marka stworzona przez zegarkomaniaków.
Kraj pochodzenia: Malezja
Instagram: @mingwatches
Średnia cena: 900 – 11 900 CHF
7. Undone
Jak zbudować markę zegarkową, w której decyzyjność co do finalnego produktu pozostawia się klientowi? Undone – microbrand założony w Singapurze – pokazał, jak to robić skutecznie i stosunkowo niewielkim kosztem. Zegarki tej małej firmy są personalizowane – można je dopasować w detalach do własnych upodobań. Dodatkowo ich ogólny klimat wpisuje się w jakże popularny ciągle klimat vintage. No i dochodzi do tego jeszcze więcej niż atrakcyjna cena.
Undone zrobiło wokół siebie dużo szumu wykorzystując w sumie proste środki – ogólnodostępny dostęp do Internetu i bardzo swobodne podejście do zegarkowego, zazwyczaj konserwatywnego biznesu. Zegarki wysyłane do klientów na całym świecie są proste i wyposażone w równie nieskomplikowane mechanizmy. Wygrywa estetyczna swoboda i ten jakże pożądany przez wielu element unikatowości, czy to w formie własnego imienia na deklu, czy własnej grafiki na cyferblacie. Wybierać można z kilku wariantów, podzielonych na 4 regularne kolekcje. A gdy brakuje pomysłów, Undone włącza kreatywność i oferuje np. serię z bohaterami popularnej (szczególnie za oceanem) kreskówki Fistaszki, na czele z pieskiem imieniem Snoopy. Wszystko to za raptem kilkaset dolarów amerykańskich. I chociaż sam fanem takich zegarkowych tuningów nie jestem, realia dzisiejszego świata każą myśleć, że to doskonały sposób na pozyskanie nowego klienta. Personalizacja, szczególnie taka w przystępnym budżecie, to taki trochę nowy, młodzieżowy bespoke.
Kraj pochodzenia: Chiny
Instagram: @undonewatches
Średnia cena: 295 – 480 USD
8. SevenFriday
Spośród warunków, jakie musi spełniać microbrand (wspominaliśmy o nich we wstępie do części pierwszej tej listy), SevenFriday nie spełnia dziś jednego – wolumenu produkcji. 7 lat po swoim powstaniu, pochodząca z Zurichu firma produkuje kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy rocznie – i na wszystkie znajduje nabywców. Bo SevenFriday stworzył coś więcej niż markę zegarkową – wykreował pewien styl życia.
Kiedy Daniel Niederer zaczynał swoją działalność, Instagram i Internet były dla branży zegarkowej trochę jak woda święcona dla diabła. To jednak nie zraziło doświadczonego w branży Szwajcara by z social mediów uczynić motor napędowy swojej działalności. Nie byłoby to oczywiście możliwe bez dobrego produktu. Zegarki SF wyróżnia nietuzinkowy design, techniczny ale w żaden sposób nie powielający dotychczasowych wzorców. Mimo to produktów powstających w całości w Azji (o czym marka mówi otwarcie od początku) nie sposób pomylić z czymkolwiek innym. SevenFriday często wypuszcza limitowane serie, poszerza kolekcję o nowe modele, a wobec rosnącej liczby podróbek wprowadziło nawet chip NFC do weryfikacji autentyczności swoich zegarków. Wisienką na torcie projektu (na dzień dzisiejszy) jest otwarty przy Bahnhofstrasse w Zurychu butik marki, połączony z barem, bistro i sklepem z akcesoriami – SevenFriday Space.
Kraj pochodzenia: Szwajcaria
Instagram: @sevenfriday
Średnia cena: 995 – 1628 USD
9. Gorilla
Praca na spuściźnie wielkiego Geralda Genty musi być nie lada wyzwaniem – Octavio Garcia podjął się jej stając jakiś czas temu za sterami działu designu manufaktury Audemars Piguet. Na jego kreślarską deskę trafił m.in. Royal Oak – jedna z absolutnych zegarkowych ikon. Ale jaki związek ma AP i RO z microbrandami zapytacie? Garcia kilka lat temu odszedł z AP, by razem ze swoim kolegą z pracy – Lukasem Goppem – założyć własną markę. Taki bagaż doświadczeń musiał zaowocować czymś nietuzinkowym.
Panowie swój projekt nazwali osobliwie „Gorilla”. Zegarki ze zwierzętami mają niewiele wspólnego, a za inspirację posłużył świat motoryzacji, szczególnie tej amerykańskiej. Czasomierze wyróżnia awangardowy, mocno nowoczesny design (Garcia ewidentnie dał się ponieść fantazji) i mariaż materiałów, które kojarzą się z zegarmistrzostwem ze znacznie wyższej półki. W Gorillach znajdziecie tytan, włókno węglowe, anodyzowane aluminium i ceramikę w różnych kolorach. Do tego dorzucono japońskie mechanizmy (w podstawowych modelach) i choć zegarki w dużej części robione są w Azji, sprawiają wrażenie szwajcarskiej solidności. A o ambicjach Gorilli niech świadczy fakt, że do modelu Fastback GT włożono kaliber z modułem opracowanym wspólnie z manufakturą Vaucher. Jak na microbrand to bardzo gruba sprawa.
Kraj pochodzenia: Szwajcaria
Instagram: @gorillawatches
Średnia cena: 880 – 3250 USD
10. Xicorr
Pewnie wielu z Was zastanawiało się do tego momentu, czy w naszym TOP 10 Microbrandów znajdzie się jakikolwiek producent z Polski? W naszych oczach sytuacja wygląda tak, że choć rodzimy rynek oferuje kilka marek godnych uwagi, tylko jedna z nich swoim ogólnym poziomem (na dzień dzisiejszy) sięga firm wyróżnionych wcześniej. To założony w Warszawie przed Adama Tomaszewskiego Xicorr.
Marka powstałą w roku 2012, wedle słów samego założyciela z pasji do mechanicznych zegarków. Jej koncepcja od początku jasno zakładała (i komunikowała) tworzenie budżetowych zegarków na kieszeń każdego przeciętnego zjadacza chleba. Najważniejszy był jednak klarowny pomysł Adama i bardzo mądre, trafione odniesienia do tematów, które każdemu starszemu Polakowi są bliskie. Hitem okazały się modele dedykowane ikonom polskiej motoryzacji czasów PRL – Warszawa M20 i 200, Fiat 125p i Syrena Sport. A kiedy Xicorr wziął się za zrobienie divera, połączył szeregi z profesjonalnym nurkiem Dariuszem Wilamowskim i zegarek przetestował w jego środowisku naturalnym – wodach włoskiego jeziora Garda. Marka nie sili się na pusty marketing, nie wyrzuca z siebie milionów prototypów, nie miota się po rynku szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Wizja jest jasna i zdaje się doskonale docierać do klientów, bo Xicorry widujemy na rękach przypadkowo spotykanych ludzi dość regularnie.
Kraj pochodzenia: Polska
Instagram: @xicorrwatches
Średnia cena: 400 – 1100 USD
Konkluzja
Choć zapewne wielu z Was nie zgodzi się z naszymi wyborami TOP 10 Microbrandów, ciężko dyskutować z faktem, że rynek małych marek zegarkowych przeżywa prawdziwy boom. W przerwie pisania tego tekstu usiadłem na kawie w jednej z moich ulubionych, warszawskich kawiarni i przeglądając bezwiednie Instagrama dowiedziałem się o kilkunastu nowych „markach”, o których wcześniej nie miałem zielonego pojęcia. Jedne przykuły moją uwagę bardziej, inne zdecydowanie mniej – zdumiała mnie natomiast sama skala tego zjawiska. To trochę tak, jak słusznie zauważono w artykule naszych znajomych z Quill & Pad – microbrandów jest tyle, co kraftowych, rzemieślniczych piw.
Składowych sukcesu microbrandów, gwarantujących im przetrwanie i powodzenie, jest kilka. W naszej ocenie absolutnie fundamentalny jest pomysł i przekonanie o tym, co chce się zaoferować potencjalnemu odbiorcy. Ten jest ogłuszony mnogością wyboru, skołowany radami armii fachowców na forach internetowych i bardzo wymagający – czasem bardziej niż ten skłonny wydać wielokrotnie więcej na produkt marki premium. Tylko dobrze wymyślony zegarek zagwarantuje sukces – zły pomysł nie sprzeda się nawet opakowany w kolorowy marketing, na który tak czy tak microbrandy zwyczajowo nie mają budżetu.
Na tle międzynarodowym polski rynek małych marek „garażowych” ciągle wypada przeciętnie, choć to nie znaczy, że nic się na nim nie dzieje. Poza wyróżnionym Xicorrem jest jeszcze kilka ciekawych projektów, m.in. od Balticusa (świetny, stalowy Stardust) czy Polpory, która ostatnim projektem postanowiła wskoczyć na wyższy poziom. Potencjał zegarkowych „maluchów” jest prawie tak duży, jak czeluści Internetu i tylko od ludzi je tworzących zależy, czy odniosą sukces w dłuższej perspektywie czasu.
Na CH24.PL postaramy się Wam regularnie przybliżać tych najlepszych i tych aspirujących.