TOP 10 – Microbrandy z przyszłością (część 1)
Założenie nowej marki zegarkowej nie jest w dzisiejszych czasach niczym specjalnie trudnym. Odniesienie sukcesu to już zupełnie inna bajka, a o happy-end trudniej niż przy wejściu na Rysy w klapkach. Udaje się to tyko nielicznym.
Załóżmy teoretycznie, że właśnie postanowiliście stworzyć nową markę zegarkową. Marzyliście o tym od dziecka (tym bardziej, że facet to ponoć wieczne dziecko) i wreszcie, na fali wszystkich tych internetowych mądrości oraz coachów podwijacie rękawy i ruszacie do działania. Szybko powstaje pierwszy pomysł, pierwsze szkice, koncepcja zmienia się po drodze jak pogoda w górach i wreszcie, po wielu bojach oraz wątpliwościach powstaje pierwszy prototyp. Was rozpiera duma i wizja wpływających na konto milionów, a tym czasem… zegarkowy świat jakoś nie podziela Waszego entuzjazmu. W skali całego rynku i prawdziwego boomu na małe, zegarkowe firmy rosnące jak przysłowiowe grzyby po deszczu, sukces odnosi ledwie niewielki procent – bo biznes to trudny, z potężną konkurencją oddychająca w kark na każdym, kolejnym kroku.
Microbrand to w (umownej) definicji mały, niezależny twór. Zakłada go i prowadzi niewielki zespół, skupiający się na możliwie maksymalnym ograniczaniu kosztów. Marka prawie w 100% żyje w Internecie, sprzedając tam od kilkuset do kilku tysięcy gotowych zegarków rocznie. Produkcja, z racji ograniczeń budżetowych, skupia się na zewnętrznych podwykonawcach i zazwyczaj odbywa w Azji, także w kwestii mechanizmów zamykanych w kopertach. Firma działa niemal bez udziału pośredników, sama też dba o PR, marketing, social media i tworzenie własnej legendy. Tak wygląda definicja – i bynajmniej nigdzie nie zawiera w sobie recepty na sukces. Wiele microbrandów powstaje „na hurra”, bez konkretnej wizji, bez wiedzy i znajomości branży oraz tematu – a to wartości kluczowe. Tym większy szacunek dla tych, którym się udało, udaje i – wiele na to wskazuje – udawać będzie. Każdego z nich postawilibyśmy śmiało, jako przykład tego, jak budować nowy, zegarkowy byt. Oto nasz TOP 10 microbrandów, którym wróżymy obiecującą przyszłość.
1. Baltic
Wszystkie marki z naszego rankingu cenimy, ale to Baltica śmiało moglibyśmy postawić jako wzór microbrandu. Stworzona przez Francuza polskiego pochodzenia (Etienne Malec) firma zdaje się być projektem przemyślanym od A do Z, w każdym, najdrobniejszym detalu. Malec postawił na ciągle modny i gwarantujący pewną dozę zainteresowania vintage. Swoje dwa premierowe modele – HMS z trzema wskazówkami oraz Bi-compax z chronografem – zaprojektował wedle minimalistycznych kanonów i bez zbędnych bajerów. Co więcej, już na start Baltic poszedł na całość, trochę w myśl zasady „wyrzucają Cię drzwiami, wejdź oknem”. Inna sprawa, że strategia marketingowa i jej wykonanie było wzorowe, estetyczne i na wysokim poziomie. Baltic wystartował na Kickstarterze i…. na dzień dobry zebrał ponad 500 000 EUR(!).
Po dwóch premierowych modelach (w kilku wersjach), pokazanych w kwietniu 2017, Baltic usiadł do deski projektowej i zamiast pokazywać setki prototypów, dopracował kolejny model. Aquascaphe ujrzał światło dzienne w listopadzie zeszłego roku, i wyprzedał się prawie na pniu. A mu już nie możemy się doczekać kolejnego projektu Francuza.
Kraj pochodzenia: Francja
Instagram: @balticwatches
Średnia cena: 399 – 695 EUR
2. Autodromo
Bradley Price – założyciel marki Autodromo – prywatnie jest pasjonatem starej motoryzacji. Od samochodów do zegarków droga niedaleka, toteż Price założył kilka lat temu Autodromo – markę inspirowaną klimatami moto, zgodnie z hasłem „Instruments for Motoring”. Brand ulokowany jest w USA, więc zegarki z pochodzenia są amerykańskie – i to łatwo też wyczuć w komunikacji wizerunkowej marki. To jakby mieszanka lekko amerykańskiego lifestylu i klasycznych wzorców zegarkowych jako inspiracji. Pierwszy był kwarcowy chronograf Vallelunga, ale to pokazane rok później, mechaniczne Monoposto przysporzyło marce splendoru. Zegarek ma minimalistyczną formę wzorowaną na zegarach z samochodowego kokpitu, ale to właśnie ona wyróżnia go w tłumie, choć de facto ciężko szukać w niej czegokolwiek przełomowego.
Do dnia dzisiejszego Autodormo zaprezentowało w sumie 5 modeli, w tym ostatnie w kolekcji Group B Corsica Blue – zegarek nawiązujący luźno do ery samochodów grupy B, okresu lat 1982-86, z japońską Miyotą w środku. Z czasem do zegarków dołączyły akcesoria i okulary przeciwsłoneczne, oczywiście utrzymane w tej samej stylistyce i klimatach, które uszanuje każdy prawdziwy „petrolhead”.
Kraj pochodzenia: USA
Instagram: @autodromo
Średnia cena: 695 – 1800 USD
3. Unimatic
Minimalizm w wydaniu ekstremalnym – tak można by w skrócie opisać włoską markę Unimatic. Inspirowane militarnym retro czasomierze na pierwszy rzut oka wyglądają jak surowy, pozbawiony finezji produkt gdzieś z podrzędnego, chińskiego garażu. W rzeczywistości, choć Unimatici są proste i surowe, taka dokładnie jest koncepcja firmy. Zegarki mają być maksymalnie funkcjonalne przy minimum detali. Ba, koncept ten posunięto tak daleko, że nawet logotyp jest mały i przesunięty na dół tarczy.
Wszystkie nowe modele marki zawsze są ściśle limitowane i to w mocno ograniczonej liczbie egzemplarzy. Dotychczas firma wypuściła trzy kolekcje: UN1, UN2 oraz UN3 (wersję UN1 z chronografem). Dwie pierwsze są mechaniczne, wyposażone w dobrej jakości kalibry Seiko. Dodatkowo Unimatic oferuje możliwość personalizacji – ręcznie aplikowanego na stalową kopertę graweru.
Kraj pochodzenia: Włochy
Instagram: @unimaticwatches
Średnia cena: 480 – 600 EUR
4. Farer
Brytyjskie zegarmistrzostwo było swego czasu jednym z wiodących, porównywalnie z tym w szwajcarskim i niemieckim wydaniu. Nazwisk takich jak Daniels, Harrison, Graham czy Smith pewnie wielu z Was nie trzeba przedstawiać. Współcześnie z zegarkami „Made in UK” jest już znacznie gorzej, ale to podobno z czasem ma się poprawić. Nie twierdzimy co prawda, że Farer jest jedną z tych marek, która szczególnie przyczyni się do odrodzenia wyspiarskich tradycji (zegarki powstają w dużej części w Szwajcarii), lecz projekt czterech Brytyjczyków pokazuje, że przynajmniej duch w tym narodzie nie zaginął. Stu Finlayson, Jono Holt, Ben Lewin i Paul Sweetenham projektują zegarki w londyńskim studio, ale produkcja (łącznie z mechanizmami) to już zegarmistrzostwem stojąca Szwajcaria.
Naszą uwagę Farer przyciągnął kilka lat temu modelem Oxley z kolekcji GMT Automatic. Obecnie linia liczy sobie 7 zegarków (w tym 5 mechanicznych) i pełen przekrój od klasycznego manuala, przez wspomniane GMT, chronograf i divera utrzymanego w stylistyce vintage. W oczy szybko rzuca się też odważna paleta kolorystycznych zestawień, z której Farer uczynił swój znak rozpoznawczy. Jest jeszcze klimatyczna oprawa marketingowa marki – jedna z najdoskonalszych, i to w skali całej branży.
Kraj pochodzenia: Anglia
Instagram: @fareruniversal
Średnia cena: 460 – 1850 EUR
5. Halios
Drugi w tym zestawieniu microbrand zza oceanu – kanadyjski Halios – opiera filozofię swojego działania o trzy punkty: dobrej jakości zegarek, który można zanurzyć w wodzie, ponadprzeciętna obsługa klienta już po zakupie oraz dążenie do stworzenia nowej, zegarkowej ikony. Podejście to odważne, ale jak pokazało 10 lat działalności marki, sprawdza się całkiem dobrze. Jason Lim sam jest zegarkowym pasjonatem. Pomysł na własną markę narodził się w jego głowie w rezultacie przeglądania zegarkowych forów. Popyt rodzi podaż, i tak Lim wcielił swoje marzenie w życie.
Haliosy powstają każdorazowo w krótkich seriach, które wyprzedają się na pniu. Popyt jest duży, i tak zapewne będzie z nadchodzącymi projektami, w tym z opakowanym w brąz modelem Seaforth B. Jego poprzednik, Seaforth w wersji z obrotowym bezelem 12-godzinnym, był prawdziwym hitem. Ma go w swoich kolekcjach wielu naszych znajomych dziennikarzy. Kiedy zapytaliśmy jednego z nich, co skłoniło go ku Haliosowi, powiedział, że „to po prostu dobrze zaprojektowany i wykonany zegarek. Idealnie funkcjonalny i od wyjątkowo pozytywnie zakręconego człowieka”.
Kraj pochodzenia: Kanada
Instagram: @halioswatches
Średnia cena: 700 USD
Część 2: TOP 10 Microbrandów już wkrótce.