Recenzja Yema Superman French Air Force Limited Edition YAA39-AMS [zdjęcia live, cena]
By zaistnieć dziś w kategorii zegarków nurkowych potrzeba nie lada siły przebicia, można rzecz – prawdziwego mocarza. Takim niewątpliwie jest komiksowy Superman. Pytanie, czy jego zegarkowy imiennik, Yema Superman, jest w stanie sprostać zadaniu?
Yema to marka z uznanym rodowodem. Założona w 1948 roku we Francji, z siedzibą w Besançon (w pobliżu granicy ze Szwajcarią), przez najbardziej oddanych fanów kojarzona jest z modelami takimi jak Flygraf (chronograf dla pilotów), Rallygraf i Yachtingraf (stworzone dla entuzjastów sportów motorowych i żeglarstwa), Spationaute (pierwszy francuski zegarek w kosmosie), czy North Pole (stworzony na potrzeby samotnej wyprawy Jean-Louisa Etienne’a na Biegun Północny). Jednakże to ich propozycja zegarka dla nurków – model Superman – przeżywa obecnie prawdziwy renesans, będąc najlepiej rozpoznawanym produktem i główną siłą napędową marki. Oryginał, na którym bazują dzisiejsze reedycje, światło dzienne ujrzał w roku 1963 i już wtedy chwalił się wodoszczelnością na poziomie 300m i specyficzną blokadą obrotowego bezela.
Choć obecnie firma stworzyła całą paletę wersji w różnych rozmiarach, wariantach tarcz, z werkami zarówno mechanicznymi jak i kwarcowymi (ostatnio wprowadziwszy także wersje GMT i koperty z brązu) – w CH24 szczególnie przypadła nam do gustu klasycznie wyglądająca wersja limitowana, która podkreśla powiązania Yemy z francuskim lotnictwem.
Czy to pilot? Czy to nurek? Nie! To Yema Superman!
W latach 60. i 70. minionego stulecia Yema była przodującym producentem zegarków we Francji i zarazem ich największym eksporterem, wysyłając zagranicę blisko pół miliona sztuk rocznie. W tym samym czasie zaopatrywała m.in. francuskie siły powietrzne. Choć doświadczenie pokazuje, że przy takich kolaboracjach powinniśmy spodziewać się użytecznego dla pilotów chronografu, w tym konkretnym przypadku o dziwo mamy do czynienia z zegarkiem nurkowym.
Jak się okazuje, w latach siedemdziesiątych model Superman był na wyposażeniu nie tylko pilotów myśliwców, ale i nurków, służących na wojskowych śmigłowcach ratowniczych. Zegarki te były poddawane regularnym próbom, pracując w warunkach ciągłych przeciążeń i wstrząsów (wystarczy wyobrazić sobie co dzieje się w kokpicie pilota odrzutowca lub przy zrzucie nurka z helikoptera do wody). Prezentowana dziś limitowana edycja Armée de l’Air (z francuskiego „Siły Powietrzne”) oddaje hołd owej udanej współpracy między Yemą, a francuskim wojskiem, charakteryzując się pewnymi cechami, których nie spotkamy na pozostałych modelach z oferty.
Na wielkie brawa zasługują tu przede wszystkim dobrze przemyślane i świetnie współgrające ze sobą detale, reprezentujące francuskie lotnictwo wojskowe, takie jak znak sił powietrznych umieszczony na koronce i na tarczy zamiast indeksu godzinowego na 6-tej. Pozostałe akcenty, utrzymane w trójkolorowych barwach w sposób bardziej subtelny, docenić można dopiero po chwili obcowania z zegarkiem. Indeksy godzinowe są śnieżnobiałe, luma na wskazówkach daje niebieską poświatę, do tego dołącza czerwony punkt na wskazówce sekundowej i dumny napis Armée de l’Air, kontrastujący się czerwienią na tle ciemnego cyferblatu.
Najważniejsze jednak, że wykonanie poszczególnych elementów stoi na naprawdę wysokim poziomie. Nadruki są bezbłędne i ostre, a pokryte czarną powłoką wskazówki i czarno-biały datownik idealnie pasują do tarczy, która wykończona jest ziarnistym „wojskowym” matem. Wszystko to zamknięte pod szafirowym szkłem, o pięknym obłym profilu, które wyglądem doskonale imituje szkła pleksi sprzed lat.
Człowiek ze stali
Patrząc na recenzowaną wersję Supermana, pierwsze co rzuca się w oczy, to stalowy bezel z kompletną podziałką i niewielką perłą otoczoną czarnym wypełnieniem. Zrezygnowanie z aluminiowej wkładki na koszt szczotkowanej stali wyszło tu rewelacyjnie, potwierdzając surowy charakter zegarka. Wrażenie to uzupełnia satynowanie na całej powierzchni koperty i bransolety. W zwykłych wersjach Supermana koperty przeważnie są w pełni polerowane, a bransolety posiadają mieszane wykończenie. Wersja Armée de l’Air jest w całości satynowana, co pasuje do zegarka o militarnych konotacjach – pomijam, że z punktu widzenia estetyki, moim zdaniem takie wykończenie wygląda korzystniej od błyszczącego standardu.
Kolejny nieprzypadkowy wybór stanowi użycie bransolety o płaskich ogniwach w kształcie litery H, zamiast bardziej biżuteryjnych, pięcioczęściowych ogniw spotykanych w klasycznej wersji Heritage. Ponieważ ogniwa zwężają się zgodnie z linią wyznaczaną przez zewnętrzne krańce uszu, bransoleta z daleka przypomina konstrukcję zintegrowaną z kopertą. Takie rozwiązanie optycznie poszerza zegarek. Choć testowany egzemplarz to mniejsza z dwóch dostępnych wersji – mająca 39 mm średnicy, 13 mm grubości ze szkłem i 48 mm wysokości (lug-to-lug) – na ręce wygląda i nosi się jak pełne 40 mm. Dopiero przy zmianie na pasek, wypada nieco szczuplej. Niefortunnie, rozstaw uszu to 19 mm, więc przyjdzie nam kupować paski pod wymiar lub wciskać te w rozmiarze 20 mm, które już mamy w swoim posiadaniu.
Sama bransoleta jest wystarczająco ciężka, by sprawiać wrażenie solidnej, jednocześnie dobrze wykończona i wygodna w noszeniu na co dzień (nie rwie włosów na nadgarstku). Przy projektowaniu zapięcia Yema postawiła na kompromis między konserwatyzmem, a nowoczesnością. Z zewnątrz tłoczona blacha, z klasycznym bezpiecznym zatrzaskiem i drabinką z czterema dziurkami mikroregulacji; wewnątrz przedłużka dla nurków i motylek z kutej stali.
Serce, które bije nie tylko dla Lois Lane
Prawdziwym zaskoczeniem jest serce zegarka. Pod pełnym, zdobionym logo francuskich sił powietrznych deklem, ukryto in-house’owy werk, nad którym Francuzi pracowali kilka lat, inwestując w projekt ponad 3 miliony euro. Efekt? Kaliber MBP100, oparty na 31 kamieniach, z automatycznym naciągiem, rezerwą chodu na poziomie 45 godzin, częstotliwością bicia 28 800 wahnięć na godzinę i gwarantowaną dokładnością +/- 12 sekund na dzień (rzeczywista o połowę lepsza). Co ważne, nie jest to po prostu kolejny klon ETA 2824, tylko prawdziwie autorska konstrukcja, zaprojektowana, wyprodukowana i złożona w kraju sera i winnej latorośli.
Plusy? Każdy zegarkowy purysta przyzna, że in-house na tym poziomie cenowym to wartość dodana. Minusy? W przeciwieństwie to ETA/Sellita tego typu niszowego werku nie naprawimy u dowolnego zegarmistrza w kraju. Dlatego ową „wartość dodaną” w razie awarii, czy też potrzeby pełnego serwisu, trzeba będzie wysłać z powrotem do producenta.
Zegarkowy kryptonit
Komiksowy Superman znany jest z tego, że praktycznie nie posiada słabości – co w pewnym sensie czyni go nudnym na tle innych superbohaterów. Jego zegarkowemu odpowiednikowi to nie grozi, ponieważ daleko mu do bycia nijakim, choć niektóre rozwiązania z pewnością można by poprawić.
Osobiście nie przypadł mi do gustu sposób łączenia ogniw w bransolecie – na wciskane, dwuczęściowe sztyfty. Skracając bransoletę pod szczuplejszy nadgarstek, natrudziłem się przy wyciąganiu i ponownym umieszczaniu pinów w gniazdach – nie dość że składają się z dwóch elementów, to jeszcze fabrycznie spasowano je naprawdę ciasno. Myślę, że w tej kwestii Supermanowi przydałyby się ogniwa skręcane na śruby.
Kolejny dyskusyjny element stanowić może charakterystyczna blokada bezela. Z jednej strony rzeczywiście spełnia swoje zadanie – przy dokręconej koronce bezelem nie da się obracać – z drugiej strony, no właśnie… by ustawić cokolwiek, najpierw zawsze musimy odkręcić koronkę. Wtedy też blokada przypomni nam, że jest tylko kawałkiem cienkiej, nierzadko irytującej blaszki. Poluzowana przeszkadza nieco w operowaniu koronką, a po zakręceniu potrafi haczyć o mniej zwarte tkaniny (np. o rękawy swetrów).
[S]ymbol nadzei
W ogólnym rozrachunku, Yema Superman zasługuje praktycznie na same pochwały. W szczególności w wersji limitowanej, gdzie spójność projektu, poziom wykończenia poszczególnych elementów i fakt posiadania in-house’owego werku dają bardzo korzystny stosunek jakość/cena. Wszystko, od stalowego bezela, po matową tarczę i smukły profil koperty przywołuje stare dobre czasy, gdy zadaniem zegarków tego typu było służyć jako niezawodne narzędzia pracy, a nie być zwykłą ozdobą, czy też symbolem statusu społecznego.
Co więcej, Yema to nie kolejny mikrobrand, który stara się walczyć o miejsce na rynku z generycznie wyglądającą propozycją zegarka nurkowego. Superman w wielu kręgach uznawany jest za model kultowy, a jego reedycji nie można zarzucić kryzysu tożsamości, czy też zwykłej odtwórczości. W równym stopniu tyczy się to wersji Armée de l’Air, która w taktowny sposób nawiązuje do historii marki i jej współpracy z francuskim lotnictwem wojskowym. Bynajmniej nie jest to tandetna laurka, tylko udany hołd, złożony prawdziwym bohaterom, zarówno tym latającym w przestworzach, jak i ratownikom nurkującym w morskich głębinach.
Yema Superman French Air Force Limited Edition
Producent | Yema |
Nazwa modelu | Superman French Air Force Limited Edition |
Ref. | YAA39-AMS |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | MBP100 |
Rezerwa chodu (h) | 45 |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 39 |
Wysokość (mm) | 13 |
Wodoszczelność | 300m |
Pasek | bransoleta |
Cena (PLN) | 4645 |