Recenzja Tissot Heritage 1948 Chronoghraph [zdjęcia live, cena]
Heritage 1948 świetnie obrazuje i przypomina lata świetności szwajcarskiej marki. Wy wybraliście go „Zegarkiem Roku 2017”, więc my postanowiliśmy sprawdzić, czy był to wybór uzasadniony.
Tissot dzisiaj i ten sprzed dekad to dwie zupełnie różne marki. Obecnie kierowana przez sędziwego Françoisa Thiébauda firma przypomina raczej dobrze naoliwioną fabrykę, z której bram wyjeżdża rocznie kilka milionów produkowanych w dużym stopniu maszynowo czasomierzy. Kiedyś Tissot był prawdziwą manufakturą, skupioną na dobrej klasy mechanice i tradycyjnym zegarmistrzostwie. Postępu nie zatrzymasz chciałoby się powiedzieć, ale na całe szczęście w zalewie przeciętnych nowości i elektronicznych T-Touchy (które swoją drogą są świetnymi zegarkami) Tissot pokazuje od czasu do czasu modele przypominające jego jakże chlubną przeszłość. Skupiono je w ramach – jakżeby inaczej – kolekcji Heritage, która jest niczym innym jak linią wykorzystującą historię do tworzenia „współczesnych” reedycji. Trend to znany i eksploatowany w branży do przesady, ale… w sumie nie ma się czemu dziwić. Moda na vintage trwa w najlepsze, a Tissot musiałby być niespełna rozumu, by z niej nie korzystać. Zwłaszcza, że archiwa marki skrywają liczne perełki.
Pierwowzór zegarka z tego testu powstał dokładnie 71 lat temu i ponieważ Tissot zdecydował się na wierną reedycję (czyli formę zegarkowej kopii), da się to odczuć w każdym detalu. Zegarek wygląda jakby przed chwilą ktoś wyniósł go z muzeum, tudzież znalazł w zakurzonej szufladzie, w domu dziadka. Czy to dobrze? To kwestia tego, jaki typ reedycji preferujecie – wierne kopie 1 do 1, czy raczej współczesne reinterpretacje.
Smaczki
Nietrudno jest zaprojektować klasyczny, tradycyjny chronograf – trudno zrobić to w oryginalnym, a dalej eleganckim stylu. Patrząc na Heritage 1948, pierwsze w oczy rzuciły się Wam pewnie uszy, wykręcone do środka jak jakaś modernistyczna rzeźba. Cała zrobiona ze stali koperta została wypolerowana, łącznie z bardzo ciekawie zaprojektowanym i przeszklonym dwoma okienkami deklem, prostokątnymi przyciskami stopera i bezelem. Osadzono w nim mocno wypukłe, wystające wysoko ponad bezel hesalitowe szkiełko. Razem elementy te łączą się w ciekawą, oryginalną całość, która od razu nadaje zegarkowi własnego charakteru i wyglądu droższego, niż sugeruje metka z ceną.
Klasyczna do bólu, w dobrym tego określenia rozumieniu, jest srebrna tarcza. Podobnie jak uszy w kopercie tak i tu jeden detal od razu przyciąga wzrok – duży, wypolerowany indeks XII. Umocowano go zaraz nad tradycyjnym logo Tissota i chociaż to jedyny rzymski indeks na całym cyferblacie, zaskakująco pasuje do reszty kompozycji. Pozostałe indeksy godzinowe reprezentuje 11 nałożonych, wypolerowanych, stalowych kropek, opartych o namalowaną czarną farbą podziałkę minutową.
Trzy wkomponowane w środek tarczy totalizatory otoczono srebrnymi, wypolerowanymi ramkami i ozdobiono szlifem słonecznym. Na każdej z nich namalowano czarne indeksy i dołożono proste, wypolerowane wskazówki. Między mały sekundnik a licznik 12-godzinny Tissot wsadził nachylone pod kątem 45° okienko daty – pewnie najbardziej kontrowersyjny detal cyferblatu. Ja daty w zegarku potrzebuję, ale fanem takiego umiejscowienia nie jestem. Ostatni element tarczy stanowi para płaskich, wypolerowanych wskazówek „leaf hands” i sekundnik stopera. Biało-czarna, stonowana i w sumie dość tradycyjna kompozycja chronografu tri-compax może się podobać. Ba, musi się spodobać każdemu, kto lubi vintage i nieprzekombinowaną stylistykę.
Heritage 1948 Chronograph z racji swoich gabarytów równie dobrze (co wygląda) się nosi. Koperta ma równiutkie 39,5 mm średnicy oraz raptem 11,5 mm grubości, łącznie z wypukłym hesalitem. Jak na automatyczny chronograf to bardzo przyzwoicie, zwłaszcza w kontekście wysokości koperty. To z kolei przekłada się wprost na komfort noszenia zegarka. Nieco poniżej 40 mm to jak na moje oko (i rozmiar nadgarstka) rozmiar idealny dla tego typu czasomierza: uniwersalny, a przy tym odpowiednio czytelny i wygodny w użytkowaniu. Słabo wypada niestety pasek – ale to już chyba domena marek z niższego segmentu rynku. Obawiam się, że nigdy nie pojmę filozofii tłoczenia zwykłej skóry a’la aligator. Na szczęście z paskiem jest tak, że jego wymienić najprościej. Zapięcie też, chociaż to motylkowe w H1948 nie działa źle.
Na grubość koperty zegarka wpływa nie tylko jej design (choć on także), ale również zamknięty w środku werk. Mechaniczne kalibry zwyczajowo mają swoje gabaryty, a dodatek komplikacji wiąże się z rosnącym rozmiarem – czytaj grubością. Lekko ponad 11 mm całego zegarka osiągnięto przez użycie automatycznego, doskonale znanego i sprawdzonego kalibru ETA 2894-2. Cały werk ma 28 mm średnicy i raptem 6.1 mm wysokości. W pełni nakręcony popracuje przez 42h, tykając z częstotliwością 4Hz (28.800A/h).
Odciągnięcie niezakręcanej koronki pozwala dokręcić sprężynę, zatrzymać sekundnik i szybko przestawić datę. Jak każda ETA z jaką miałem styczność, tak i ta w Heritage 1948 jest solidnym, niezawodnym mechanizmem. Przynależność do Swatch Group i pozycjonowanie Tissota w dolnym segmencie oferty oznacza, że marka musi korzystać z kalibrów produkowanych wewnątrz grupy, przez należącą do niej ETĘ. Czy to źle? – nie, zważywszy na solidność tych mechanizmów, łatwość serwisowania i niewygórowaną ceną.
Wrażenia
W trakcie kilkunastu dni noszenia Tissota Heritage 1948 Chronograph miałem w domu dwa inne zegarki testowe, a i tak do Tissota wracałem najchętniej. Nie wiem czy to jego urok vintage, czy idealne gabaryty i komfort noszenia, czy może wszystko pospołu wraz z atrakcyjną ceną. Zegarek na pasku kosztuje 5.890PLN. To czyni go jednym z droższych Tissotów, ale z drugiej strony świetną propozycją z dobrym stosunkiem ceny do jakości. Już kiedy zobaczyliśmy zegarek po raz pierwszy w Bazylei, byliśmy dziwnie spokojni o jego sukces. Potem wylądował jako wyróżnienie w naszym TOP 10 Baselworld 2017, a news o nim znalazł się w dziesiątce najczęściej czytanych tekstów zeszłego roku.
W rezultacie Heritage 1948 zebrał rekordową ilość Waszych głosów i zwyciężył w kategorii „Wybór Internautów” naszego Zegarka Roku. Ja się temu zupełnie nie dziwię, bo choć w konkursie nominowanych było wiele znacznie bardziej prestiżowych i droższych modeli, Tissot oferuje dużo zegarka w zegarku za kwotę, którą spokojnie może przełknąć przeciętny śmiertelnik. Nie brakuje w nim ciekawych detali i dobrej mechaniki, a dzięki rozsądnym gabarytom sprawdzi się na niemal każdym nadgarstku. Najważniejsze jest jednak to co zawsze powtarzam – estetyka. Nikt nie kupi zegarka, który po prostu nie wygląda dobrze. Tylko najwięksi koneserzy i kolekcjonerzy danego tematu skupiają się na konkretnym detalu, komplikacji albo marce. Cała reszta, w tym ja, kupuje oczami i jeśli zegarek nie jest ładny, pozostałe elementy przestają mieć większe znaczenie.
Modelowi Heritage 1948 Chronograph z pewnością urody nie brakuje, a i nawiązań do stylistyki z lat 50. ma w sobie całą masę. I tu dochodzimy do clou – Tissot nie jest dzisiaj firmą z górnej półki, ba, nawet na średnią wdrapuje się bardzo sporadycznie. Zegarkiem takim jak ten udowadnia jednak, że chcieć to móc, a możliwości ewidentnie są całkiem spore. Ja się na cały ten boom na „heritage” i „vintage” nie obrażam, bo w sumie dobrego designu, klasy i elegancji nigdy za wiele. Zwłaszcza za takie pieniądze.
Tissot Heritage 1948
Producent | Tissot |
Nazwa modelu | Heritage 1948 |
Ref. | T66.1.712.33 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | ETA 2894-2 |
Rezerwa chodu (h) | 42 |
Tarcza | srebrna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 39,5 |
Wysokość (mm) | 11,9 |
Wodoszczelność | 30m |
Pasek | skórzany |
Cena (PLN) | 5.890 |
„duży, wypolerowany indeks XII. Umocowano go zaraz nad tradycyjnym logo Tissota i chociaż to jedyny arabski indeks na całym cyferblacie” – chyba rzymski :-)
Oczywiście! Dziękujemy za czujność :)
Ta rzymska dwunastka psuje całość