Recenzja Piaget Polo S [zdjęcia live, cena]
Dawno nie było zegarka, którego premiera wzbudziłaby większe kontrowersje i skrajne emocje, niż nowa, sportowa propozycja od firmy Piaget. Niby to zwykły, całkiem casualowy model, a jednak zdecydowanie niezwykły w swojej prostocie.
Tematy do naszych testów wybieramy zawsze autorsko, ale z bardzo wielu różnych pobudek. Zazwyczaj dany zegarek po prostu się nam podoba, więc chcemy się (z Wami) podzielić wrażeniami i opinią o czymś, o czym opowiadać jest w sumie łatwo. Innym razem stawiamy na ikony – zegarki, które po prostu wypada przedstawić, opisać i dobrze sfotografować. Bohatera tego tekstu wybrałem jednak z zupełnie innego powodu. Powodu, którym nie kierowałem się nigdy wcześniej, choć to może błąd, bo temat do pisania jest wdzięczny. Żadna inna zegarkowa premiera ostatnich lat nie wzbudziła aż tak skrajnie odmiennych opinii, co Polo S. Piaget, z wielką pompą i intensywną kampanią reklamową w mediach (także tych społecznościowych), rok temu pokazał światu zegarek, o którym nagle zaczęli rozmawiać wszyscy. Stwierdzenia, które mi szczególnie zapadły w pamięć, to „nowe otwarcie” i „nowa definicja zegarka sportowego wysokiej klasy”. Bardzo odważnie mówić tak o w sumie zwykłym (na pozór) zegarku casulowo-sportowym, ale by to zweryfikować, poprosiliśmy Piageta o przysłanie egzemplarza do testu. Dawno nie emocjonowałem się tak bardzo otwierając paczkę ze Szwajcarii, ale zanim o tym, trochę o historii kolekcji Polo i detalach techniczno-estetycznych zegarka.
Piaget Polo – historia
Polo premierowo wskoczyło do kolekcji firmy Piaget dobrych 38 lat temu, w wersji kompletnie niepodobnej do współczesnego modelu. Za projektem z roku 1979 stał sam Yves G. Piaget, dzisiejszy prezydent marki. Koncepcja zegarka zakładała stworzenie sportowej konstrukcji ze zintegrowaniem koperty i bransolety oraz zastosowaniem stylistycznego detalu pasów, przechodzących płynnie po całej powierzchni obudowy, tarczy i paska/bransolety. Yves Piaget mówił o nim nawet jak o „luksusowej bransolecie, nie tylko zwykłym zegarku na nadgarstek”. Nazwa z kolei zaczerpnięta została z popularnego wśród ludzi zamożnych sportu z końmi i siedzącymi na nich graczami, próbującymi wstrzelić kijami niedużą, białą piłeczkę do wyznaczonej bramki.
Sukcesywnie czasomierz modyfikowano oraz doposażano w komplikacje pokroju tourbillona i wiecznego kalendarza, eksperymentując lekko z krzykliwym momentami designem, ciągle jednak utrzymanym w ryzach wspomnianego kanonu. W kolekcji zadebiutował tytan, z którego zrobiono bardzo specyficznie wyglądający, 45mm model z chronografem Polo Fortyfive, oparty na manufakturowym kalibrze Piageta.
Nowy rozdział historii linii zapisany został przy okazji imprezy w Nowym Yorku, na której światło dzienne ujrzało Polo XXI wieku – zegarek bardzo wielu istotnych czynników, składających się finalnie na jedną, spójną całość.
Fakty
Zanim napiszę co myślę o Polo S i wszystkich wspomnianych już na wstępie kontrowersjach, nie obejdzie się bez bliższego spojrzenia na detale, mechanizm i koncepcję stojącą za linią „S”. Zacząć wypada od faktu, którego pominąć nie sposób – podobieństw. Jeden rzut oka na Polo S wystarczy, by przed oczami stanął obraz innych sportowo-casualowych zegarków, szczególnie tej dwójki poniżej.
Nie wiem, czy projektanci Piaget wzorowali się rzeczywiście na owych Patkach – ale nawet gdyby zaprzeczyli, ciężko byłoby na 100% uwierzyć. Design nie jest oczywiście kopią 1:1, lecz elementów podobnych i inspiracji dopatrzy się nawet zegarkowy laik. Czy to źle? O tym za moment – najpierw kilka technicznych detali.
Stalowe (tylko taka wersja powstała) Polo S ma 42mm średnicy okrągłej koperty. Jej flanki są polerowane, zaś od góry konstrukcję zamyka satynowany poprzecznie bezel, z ciekawą grą formami, która wpływa na postrzeganie całej bryły. Zewnętrze bezela podąża za okrągłym obrysem koperty, wewnętrzna krawędź zaś ma obrys tzw. poduszeczki, podobnie jak osadzone w nim szafirowe, płaskie szkło. Sygnowana literą „P” koronka tradycyjnie znajduje się po prawej stronie, na godz.3. Cały zegarek ma ledwie 9.4mm grubości, przy zachowaniu WR na poziomie 100m, adekwatnych do pływania i innych wodnych sportów, z rekreacyjnym nurkowaniem włącznie.
Zegarek zestawiono – w myśl pierwotnej idei zintegrowanej całości – ze stalową bransoletą, która dla wielu okazała się najbardziej kontrowersyjnym elementem designu. Każdy rząd ogniw składa się z wypolerowanej na błysk zewnętrznej części i satynowanego, prostokątnego środka. Wypolerowane są też wypukłe maskownice przy uszach koperty. Projektanci zdecydowali się na dość odważne odwrócenie wykończenia elementów (zamiast typowego i logicznego satynowania większych elementów i polerki detali). Choć lustrzane płaszczyzny zdecydowanie przyciągają zabrudzenia i odciski palców (a z czasem pewnie również zarysowania) to w moim odczuciu efekt końcowy jest ciekawy i estetyczny, a błyszczące ostatnie ogniwa idealnie przechodzą w polerowane uszy i flanki koperty. Czy wygląda to tanio? – zdecydowanie nie.
Wspomniałem przy okazji pisania o koncepcji Polo o pasach jako elemencie charakterystycznym DNA serii. W modelu „S” pasy kompletnie usunięto z zewnętrza zegarka i przeniesiono, w formie maszynowego giloszowania, na cyferblat. Poprzeczne żłobienia są wyraźne, ale nie na tyle, by przytłaczać kompozycję, zaopatrzoną w nakładane, proste indeksy godzinowe z luminową i namalowaną na biało podziałką minutową. Logo Piaget umieszczono na godz.12, a po przeciwległej stronie widnieje otoczone srebrną ramką okienko daty z czarnymi cyframi na białym tle. Czas odmierza zestaw trzech centralnych wskazówek. Godzinowa i minutowa mają wypełnienie z luminowy, sekundnik zaś zakończony jest przeciwwagą w formie rombu. W ofercie zegarek dostępny jest w trzech kolorach: srebrno-białym, szarym i niebieskim. My wybraliśmy ten ostatni, nie z racji panującej ciągle mody na ten kolor, ale z powodu jego dość uniwersalnej natury. Niebieski w wydaniu Piageta ma wiele twarzy, od pastelowej po metalicznie granatową, zależnie od oświetlenia. Z całej trójki jest pewnie najmniej elegancki, ale też sam zegarek do takiego miana nie pretenduje.
Mechanika
Przygotowując Polo S Piaget chciał zdecydowanie wywołać zamieszanie na rynku „sportowych” zegarków w stali, nie mogło więc obyć się i bez konkretnej mechaniki. Specjalnie pod zegarek manufaktura przygotowała nowy, automatyczny kaliber, dostosowany proporcjami i parametrami.
Sygnowany numerem 1110P mechanizm (bazujący na architekturze kalibru Cartier 1904-PS MC) ma 25.5mm średnicy (11.5 linii) i smukłe 4mm grubości. Jak na centralny rotor automatycznego naciągu to całkiem mało. W pełni nakręcona (wahnikiem albo koronką) sprężyna główna kalibru pozwoli na 50h pracy. Spore koło balansowe pracuje z częstotliwością 4Hz, a precyzyjne ustawienie czasu ułatwia stop sekunda. Jest też szybka korekta datownika i wspomniane dokręcanie z koronki – słowem absolutnie wszystko, czego można by oczekiwać.
Piaget zadbał także o estetyczne wykończenie werku, widocznego gołym okiem przez szafirowy dekiel. Duży rotor ma szarą, metaliczną powłokę, cyrkularne pasy genewskie i białe logo. Mostki ozdobiono tym samym motywem pasów, śrubki termicznie zabarwiono na niebiesko, a płytę bazową pokryto perłowaniem. Wykończone są nawet krawędzie mostków, a to już wyższa półka zegarmistrzowska. Co jednak najważniejsze, mechanizm znakomicie pracuje i wyglądem idealnie dopasowuje się do „stalowej” natury czasomierza.
Emocje
Fakty faktami, mechanika mechaniką, a i tak najważniejsze jest to, jakie odczucia wzbudza noszony zegarek. Umówmy się – nikt nie będzie nosił nawet najdoskonalszego zegarmistrzowskiego dzieła, jeśli będzie źle leżało na nadgarstku, irytowało przy obsłudze i odczytywaniu czasu, czyli po prostu zwyczajnie nie pasowało.
Znacie to uczucie, kiedy po raz pierwszy przymierzacie jakiś zegarek i momentalnie jesteście kupieni? Dokładnie tak miałem z Polo S. Powiem więcej – gdybym miał akurat wolną odpowiednią kwotę pieniędzy, moja impulsywna natura mogłaby wziąć górę. Było aż tak dobrze… wtedy i przez pozostałe ponad 2 tygodnie testu.
Dzięki swoim gabarytom i moim zdaniem świetnie działającej bransolecie, zegarek znakomicie, wręcz wzorcowo układa się na nadgarstku. Nie mam przesadnie szerokiego przegubu, a 42mm to niemało, a jednak nie pamiętam zegarka, który nosiłoby się równie wygodnie. Z biegiem lat i dziesiątkami użytkowanych czasomierzy coraz mocniej zaczynam doceniać komfort i to uczucie, kiedy prawie nie czuje się obecności zegarka na ręce. Polo S wpisało się w te oczekiwania znakomicie, a do tego doszła niewielka waga (133g), naprawdę elegancki, odpowiednio efektowny wygląd i prostota, którą lubię.
Druga kwestia to wspomniane już stylistyczne „inspiracje”. Chwile po premierze zegarka w sieci pojawiła się masa grafik (zazwyczaj wyśmiewających) podobieństwo Piageta do Nautilusa i Aquanauta. Nie dyskutuję z faktem, że podobieństwo jest całkiem oczywiste – inna sprawa, że mi ono zupełnie nie przeszkadzało. Na rynku zegarkowym można znaleźć wiele podobnych przykładów inspiracji, odniesień, odwzorowań i tym podobnych. Do momentu, kiedy nie jest to kopiowanie 1:1 (a i to się zdarza) dla mnie nie ma problemu. Tym bardziej, że w Polo S można dostrzec tyle samo podobieństw co wyraźnych różnic, a i rynek zegarków sport-casual ma wiele cech wspólnych, zwłaszcza gdy za projektem stał ten sam designer (czytaj Gerald Genta i jego seria).
Nie poszedłbym tak daleko by nazywać Polo S przełomem czy nowym otwarciem, natomiast z całą pewnością to bardzo udany projekt i świetne wykonanie. Z ceną na metce równą 9.350USD (~38.000PLN) to propozycja gdzieś pomiędzy Rolexem Submarinerem, a zdecydowanie droższymi modelami Audemars Piguet Royal Oak, Vacheron Constantin Overseas, czy oboma wymienionymi już Patkami. Swoim produktem Piaget wypełnił pewną rynkową lukę, zbudował zegarek co najmniej dobry, z bardzo dobrym, manufakturowym mechanizmem. Najważniejsza konkluzja z tego testu powinna być jednak taka – nosi się znakomicie, ale o tym przekonać się trzeba na własną rękę, tudzież na własnym ręku.
PS. Polo S dostępne jest także w wersji z chronografem bi-compax, niebieskim albo srebrnym cyferblatem, kalibrem 1160P, tą samą, 42mm kopertą i ceną 12.400USD (~50.400PLN).
Na (+)
– absolutny komfort
– bardzo dobry poziom wykonania
– świetny, manufakturowy, ładnie ozdobiony kaliber
– zintegrowane zapięcie bransolety
Na (-)
– stylistyczne podobieństwa do konkurencji
– tylko bransoleta
Zdjęcia: Marcin Klaban
Piaget Polo S
Nazwa modelu | Piaget Polo S |
Ref. | G0A41002 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Rezerwa chodu (h) | 50 |
Tarcza | Niebieska |
Koperta | Stal |
Średnica (mm) | 42 |
Wodoszczelność | 100m |
Pasek | bransoleta |
Cena (PLN) | 38000 |
,, Nowe otwarcie” tak mówiono o tym zegarku. Jego szyk i gracja to wielkie wartości tego modelu i manufaktury, która go wyprodukowała. Wysoki poziom wykonania, komfort noszenia to też jego wielkie plusy. Dziennikarz chronos24 bardzo przeżywał pierwsze zetknięcie z tym zegarkiem. I nie ma się co mu dziwić. Praca jaką wykonuje na pewno przynosi mu wiele satysfakcji. Piaget Polo S to super model zegarka.
Coraz więcej niebieskich tarczy. Cieszy mnie to.
A Was? Co myślicie o niebieskich tarczach?
W niektórych przypadkach (np. Nautilus) niebieskie tarcze wyglądają świetnie!
Ja też lubię niebieskie tarcze. Jeden z moich zegarków ma takową. Jest to super zegarek, którego po prostu kocham.
Ja nie mam żadnego z taką ale uwielbiam niebieskie, a gdy jest wzór linii lub fal to ubóstwiam :)