Recenzja Bell & Ross BR 123 GMT 24H
Sportowo-casualowy zegarek w nienachalnej stylistyce, rozsądnych rozmiarach i z użyteczną komplikacją to jedna z najczęściej poszukiwanych kombinacji. Tak wygląda jej interpretacja w wydaniu Bell & Ross.
Francuski z pochodzenia, szwajcarski z wykonania Bell & Ross to marka mocno „sfokusowana” na klimaty militarne. Ikoną firmy jest kwadratowy zegarek jakby żywcem wyjęty z samolotowego kokpitu. Poza geometryczną, surową formą ma czytelne zestawy wskazań i na wskroś militarny charakter, od którego odciąć się trudno nawet w bardziej eleganckich wersjach. Z jednej strony to dobrze dla firmy, że potrafiła stworzyć tak jednoznaczne (i nie kopiujące nikogo) DNA, z drugiej powstaje oczywiste pytanie – co, jeśli kwadratowy czasomierz Ci się nie podoba. Można by oczywiście odpowiedzieć, że na rynku jest gros innych producentów i swoje pieniądze można wydać u nich. B&R (Bell & Ross) wyszedł jednak ze słusznego złożenia, że lepiej klienta zatrzymać i stworzyć zegarek pod jego preferencje, utrzymując jednocześnie własny charakter. Miłośnikom sportu nurkowego dedykowano kolekcję Marine, a fanom old-schoolu (tak popularnego ostatnimi laty) serię WW1, WW2 i Vintage.
Ta ostatnia szczególnie trafia w moje gusta – zwłaszcza że do fanów kwadratowych Belli nie należę (a jeden nawet testowałem już kiedyś TUTAJ). Najogólniejsza charakterystyka linii Vintage to okrągłe, proste koperty z wypukłymi szkłami w stonowanych rozmiarach, proste tarcze i tradycyjne komplikacje – wszystko w stylu vintage. W 2014 roku kolekcję zasilił model BR 123 GMT 24H i momentalnie stał się jednym z moich faworytów w całym, dość bogatym portfolio Bella. Ponieważ poza moimi prywatnymi upodobaniami to zegarek z szeregiem zalet (stylistyka, charakter, cena) poprosiliśmy B&R o egzemplarz, o którym przeczytacie poniżej.
Vintage jest cool
Nie ma już cienia wątpliwości, że „vintage” to dzisiaj trend numer 1 zegarkowej branży. Czy to po prostu stare zegarki, czy stylizowane nowe, szał na to, co nosili nasi dziadkowie formuje gros dzisiejszych gustów. Nie chcę analizować przyczyny tego stanu rzeczy, ale być może leży ona w fakcie, że zegarmistrzostwo tamtych czasów stawiało na funkcjonalność i prostotę formy. Dzisiejsze zegarki często „krzyczą” i – mówiąc kolokwialnie – walą po oczach designem, materiałami, gabarytami i mnogością zazwyczaj niepotrzebnych wskazań. Vintage jest minimalistyczny (zwyczajowo) w myśl zasady „form follows function”, a zegarmistrzostwo jest środkiem do osiągnięcia pożądanego celu – precyzyjnego odmierzania czasu, bez zbędnych kwiatków. Dokładnie taki jest BR 123 GMT 24H.
Cały design modelu to prosta forma, od koperty począwszy na cyferblacie kończąc. Wykonana ze stali stosunkowo płaska koperta (WR 100m) ma 42mm średnicy i trochę ponad 10mm wysokości razem z szafirowym deklem i mocno wypukłym, szafirowym szkiełkiem. Jej powierzchnię wypolerowano, dla kontrastu satynując bezel. Ten jest również stalowy, nieruchomy i ma wygrawerowaną 24h skalę, rzecz jasna do komplikacji GMT. Tradycyjną koronkę na godz.3 wieńczy ładnie wytłoczone logo. Wychodzące płynnie z koperty, kanciaste i długie uszy, zagięte ku dołowi, pomagają kopercie ułożyć się na nadgarstku. Swoje zadanie spełnia też znakomity pasek. B&R zestawił BR 123 GMT z czarną gumą, od góry ozdobioną wzorem a’la „Tropical strap”. To jedna z lepszych gum jakie miałem w ręku – miękka, mięsista, estetyczna i świetnie spełniająca swoje zadanie, w zestawieniu z tradycyjną klamerką.
Pod mocno profilowanym szafirem (z antyrefleksem) zamknięta została czarna, połyskująca tarcza z zestawem prostych indeksów godzinowych (w tym czterech arabskich: 12, 3, 6 i 9). Cyferblat jest przy brzegu zagięty ku dołowi, a w jego centralnej osi zamocowano 4 wskazówki. Godzinowa i minutowa mają prosta formę i niewielką ilość luminowy (świecącej na zielono). Sekundnik jest biały i lekko zakrzywiony na końcu. Ostatnia wskazówka to czarno-pomarańczowy wskaźnik drugiej strefy, korespondujący ze wspomnianą już skalą na zewnętrznym pierścieniu.
Jest czytelnie, prosto, lekko militarnie i funkcjonalnie, zwłaszcza gdy dołożyć malutkie, okrągłe okienko zaskakująco czytelnego datownika na wysokości godz.4:30. Co więcej, całość ma świetnie casualowy styl, a to oznacza, że zegarek będzie pasował do prawie wszystkiego, poza eleganckim garniturem. Jedyny, choć momentami mocno przeszkadzający fakt to połysk tarczy, która odbija światło jak lusterko – momentami trzeba się naprawdę nagimnastykować, żeby sprawdzić godzinę.
Luksusu w zasięgu portfela
Bell & Ross, jako że manufakturą zegarmistrzowską per se nie jest, korzysta z mechanizmów kupowanych u zewnętrznych producentów. W BR123 GMT 24H pracuje ETA 2893 z naciągiem automatycznym.
Werk widać przez okienko szafirowego dekla, ale jego dekoracje zaczynają i kończą się na wahniku z wybitym logo Bell & Ross widocznym na ozdobionym szlifem słonecznym tle. Choć osobiście preferowałbym ładnie ozdobiony, pełny dekiel, do działania mechanizmu nie mam zastrzeżeń. Wskazania (w tym GMT) reguluje się łatwo, lekko i przyjemnie koronką, zegarek trzyma rezerwę chodu i dobrze odmierza czas. Czy wolałbym, żeby B&R postarał się o manufakturowy silnik – pewnie tak, ale to miałoby znaczący wpływ na cenę.
Za nowy egzemplarz BR 123 GMT 24H trzeba zapłacić 11.200PLN. W podobnym segmencie rynku to raczej propozycja z górnej półki, ale za Bellem przemawia kilka argumentów. Dwa w moim odczuciu kluczowe to design i komplikacja. Oczywiście ten pierwszy to kwestia gustu (a o nim się nie dyskutuje), ale ciężko mi znaleźć tak ładnego i podobnie zaprojektowanego konkurenta w tym segmencie rynku. Komplikacja GMT z kolei jest i funkcjonalna i użyteczna zarazem. Gdyby szukać podobnych zegarków, najbliżej stylistycznie Bellowi do Rolexa Explorera, szczególnie modelu Explorer II „Steve McQueen”, który ma niemal identyczny bezel i wskazówkę GMT. Zbliżone pod względem designu czasomierze miał niedawno w kolekcji Jaeger-LeCoultre, ale to już kompletnie inna półka.
Zapinając na nadgarstku BR 123 GMT 24H po raz pierwszy najbardziej obawiałem się tego, czy przypadkiem taki prosty design szybko się nie znudzi. Choć raptem 2 tygodnie noszenia nie są w żadnym wypadku wymiernym okresem na udzielenie odpowiedzi, zegarek z całym przekonaniem może się podobać. Zwłaszcza, jeśli lubicie klimaty vintage, ale do starych zegarków jakoś się przekonać nie możecie.
Zegarek do testu udostępnił Bell & Ross.
…….„Przyznaję bez bicia (za to z pokorą), że Breguet to jedna z tych manufaktur na zegarkowej mapie, której niestety dotychczas nie poświęcaliśmy na CH24.PL zbyt wiele miejsca”…. – to prawda, a szkoda !! Manufaktura Breguet ma wspaniałą historię poczynając od samego Wielkiego Mistrza, poprzez wielu wspaniałych zegarmistrzów współpracujących z manufakturą, m/innymi uwielbiany Daniel Roth, który postawił markę na nogi, po wykupie jej przez braci Chaumet. Manufaktura ma swój urok, czar i styl, który nawiązuje do dawnych historycznych modeli. Jest wiele zegarków, zegarów (kochane kareciaki) wykonanych przez Bregueta, które do dzisiaj zadziwiają świat, bo jak na tamte czasy Breguet wyprzedzał wszystkich o „wiek” ! Tak, jest to marka, która nabiera rozpędu z każdym rokiem. Jest to marka, która w niedługim czasie znajdzie się w wielkiej piątce zegarmistrzowskich potęg – o ile już nie jest i coraz głośniej się o tym mówi ! Linia Tradition jest fantastyczna, a w szczególności Repetition Minutes Tourbillon 7087, gdzie podejście, skonstruowanie i wdrożenie minutowej repetycji (ukochana komplikacja) jest na miarę Wielkiego AL Bregueta, bo jak może być inaczej !! Manufaktura Audemars Piguet ma godnego przeciwnika jeżeli chodzi o minutową repetycję i bez znaczenia są tutaj rozwiązania techniczne. Trochę trzeba poczytać, aby zarazić się bakcylem Bregueta – ja to zrobiłem 45 lat temu i jestem marką oczarowany !! Gratulacje Breguet !!