
Longines i wyścigi konne White Turf w Sankt Moritz (+ wywiad z CEO)
Przez trzy weekendy lutego zamarznięte jezioro w Sankt Moritz przyciąga entuzjastów sportów konnych, słońca, szampana i oczywiście zegarków. Partnerem wydarzenia jest Longines, a my pomiędzy kolejnymi gonitwami mieliśmy okazję porozmawiać z CEO firmy – Matthiasem Breschanem.
Sankt Moritz uchodzi za jeden z najbardziej ekskluzywnych ośrodków sportowych na świecie. Jednak nie tylko sam kurort przyciąga tu w lutym licznych fanów wyścigów konnych, ale przede wszystkim unikatowe miejsce, gdzie odbywają się same zawody White Turf. Mowa o zamarzniętym jeziorze (noszącym nazwę miasteczka), służącym przez trzy weekendy lutego za arenę gonitw pełnokrwistych koni.

Wydarzenie ma długą tradycję, bo odbywa się już od 1907 roku, choć z początku trasa wyścigów biegła ulicami miasta. Obecnie wszystko organizowane jest na tafli zamarzniętego i pokrytego śniegiem akwenu, które kilka miesięcy przed rozpoczęciem zawodów bada się pod kątem bezpieczeństwa, a konkretnie grubości pokrywy. Jeśli ta jest odpowiednia, organizatorzy rozstawiają sprzęt. Ponoć przy mrozie -22 stopnie pokrywa lodu zwiększa się o około 1 cm na dobę (tegoroczne wyścigi toczyły się na 40 – 50 cm). Ostatecznie na przybyłych gości czeka piękna okolica, słońce, szampan oraz możliwość obstawiania gonitw, co u wielu osób budzi żyłkę współzawodnictwa.
Firma Longines już od wielu dekad odpowiada za chronometraż White Turf. Oficjalnym zegarkiem tegorocznej edycji został model z kolekcji Spirit.
Same zawody White Turf to m.in. wyścigi galopujących po lodzie koni, ale także tzw. skijöring, czyli gonitwa narciarzy, ciągniętych przez konie (rodzaj zaprzęgu). Wrażenia na żywo są niesamowite, zwłaszcza gdy pędzące wierzchowce dosłownie wyrywają kawałki lodu z podłoża.

W tym wyjątkowym otoczeniu mieliśmy okazję zobaczyć część nowości przygotowanych na 2022 rok (o nich dopiero za jakiś czas), ale również porozmawiać z nowym CEO marki – Matthiasem Breschanem. Matthias ma za sobą pracę m.in. w Hamiltonie oraz Rado. Ostatnia z firm, silnie związana z ceramiką i nowoczesnymi projektami, diametralnie różni się od Longinesa, który stawia głównie na klasykę i odwołania do historii. Między innymi właśnie o tym dyskutowaliśmy pomiędzy kolejnymi wyścigami.
Tomasz Kiełtyka: W branży zegarkowej spędził Pan już ponad 20 lat – w tym 2 ostatnie w firmie Longines. A że każda marka jest inna, to chciałem zapytać, czym ta zlokalizowana w Saint-Imier różni się od tych, dla których pracował Pan wcześniej?
Matthias Breschan: Masz rację – każda firma jest inna, ma swoje własne DNA. I uważam, że niezwykle ważne jest, aby nowa osoba dołączająca do zespołu, nowy CEO, szanował to DNA, historię marki. To nie marka powinna się dostosowywać do CEO, tylko CEO do marki. A co uderzyło mnie najbardziej, kiedy rozpocząłem pracę w firmie Longines? Bez wątpienia niezwykle bogata historia i dziedzictwo. Pracowałem w branży przez ponad 20 lat, ale nie miałem pojęcia, jak ciekawą i długą historię ma za sobą Longines. Nie wiedziałem, że to jedna z pierwszych marek, które wynalazły chronograf, marka która stworzyła mechanizm pracujący w wysokiej częstotliwości, a także GMT, mechanizm flyback, obrotowy bezel itp. To fascynujące, bo teraz, kiedy zegarki vintage cieszą się niesłabnącą popularnością, my mamy w tym zakresie bogate archiwa. Możemy zatem wybrać najlepsze fragmenty z historii, wskazać wybrany mechanizm, przywrócić go w nowoczesnej formie i opakować w projekt nawiązujący do oryginału. W ten sposób przypominamy i opowiadamy o naszym dziedzictwie. To z kolei pokazuje, że zegarek to nie produkt, który kupuje się na 3 czy 6 miesięcy, ale przedmiot na całe życie. I coś, czego cena może rosnąć. Nie wiem, czy miałeś okazję odwiedzić nasz butik w Genewie, ale mamy tam „Collectors Corner” z używanymi zegarkami sprzed lat. Każdy z nich jest droższy od modeli z regularnej kolekcji. To miłe, bo widzisz, że po latach Longines zyskuje na wartości.

TK: Moim ulubionym zegarkiem Longines jest Legend Diver. Myślę, że podobnie jest z większością kolekcjonerów. Są to jednak osoby w moim wieku i starsze. A co z młodymi? Jak planujecie zainteresować ich zegarkami?
MB: Po pierwsze – całkiem sporo młodych ludzi lubi zegarki utrzymane w stylu vintage. To coś, co bardzo się zmieniło przez ostatnie, powiedzmy, 5 lat. Po drugie, dziś mało która młoda osoba kupuje zegarek, aby odczytywać z niego czas, to mogą zrobić z komórki. Zupełnie inaczej odbierają zegarki, traktując je raczej jako lifestylowe akcesorium, coś, co mówi o ich pasjach i charakterze.
Przed chwilą wspomniałeś o Legend Diverze. Dzisiaj nikt nie kupuje go, żeby z nim nurkować, ale ze względu na to, że stoi za nim kawał historii i eksploracje mórz, jest czymś, co nadal się podoba. Zwróć uwagę, że to jeden z tych modeli, który produkowany jest od wielu lat. Jest przy tym zupełnie odmienny od wszystkich diverów, bardziej lub mniej do siebie podobnych. My w swojej ofercie mamy Legend Divera, ale i HydroConquesta. To całkiem inne zegarki i kupują je różni ludzie.
W wielu przypadkach, jeśli pracujesz np. w banku, wymaga się abyś nosił ciemny garnitur, koszulę itp. i w zasadzie jedynym przedmiotem, którym możesz wyrazić swoje zainteresowania i osobowość jest właśnie zegarek. Docenia to również młode pokolenie.
TK: Można powiedzieć, że został Pan kapitanem statku. A każdy statek musi obrać jakiś kurs. W którym kierunku będzie zmierzał Longines? Skupicie się na nowych liniach zegarków, mechanizmach, czy może reedycjach?
MB: Trzy kluczowe wartości, które opisują strategię marki Longines na najbliższe lata to elegancja, tradycja i dziedzictwo. Elegancja, ponieważ marka jest jedną z kilku silnych graczy w segmencie zarówno zegarków klasycznych i sportowych, ale także męskich i damskich. W przypadku modeli klasycznych słowo elegancja jest prawdopodobnie kluczem do osiągnięcia sukcesu. Trzeba jednak mieć także to coś, co budzi emocje, co powoduje, że nie kupujesz zegarka na miesiąc czy dwa. W naszym przypadku jest to bogata historia, dziedzictwo i wiarygodność. Owszem, sięgamy do archiwów, dajemy nowe życie wybranym modelom, ale robimy to w odpowiedni sposób, łącząc historyczny design z nowoczesną technologią. Postępu techniki nie da się zatrzymać, stąd nasze dążenie do coraz większej niezawodności. Weźmy np. taki magnetyzm. Kiedy patrzę na statystyki napraw z naszego serwisu, to właśnie namagnesowanie mechanizmu stanowiło dotychczas najczęstszy problem. Teraz, dzięki zastosowaniu elementów z krzemu, praktycznie przestaje istnieć. Tak więc rozwój technologii jest zawsze konieczny by być innowacyjnym i iść do przodu.
TK: Kiedy przejmował Pan stery, mieliśmy do czynienia z pierwszą falą Covid-19 i lockdownami, czyli można chyba powiedzieć, że był to najgorszy z możliwych momentów. Teraz, kiedy niepewna sytuacja związana z obostrzeniami dobiega końca, można pokusić się o podsumowania. Jak przez pandemię przeszedł Longines?
MB: Myślę, że z całej pandemii wszyscy wyciągnęliśmy jedną podstawową lekcję – zawsze doceniać lokalnego klienta. Longines w ciągu ostatnich kilku lat, przed pandemią Covid-19, odniósł niezwykły sukces zwłaszcza w Azji. W samej Europie i Ameryce nasze zegarki często kupowali tłumnie przybywający turyści m.in. z Chin. Dla wielu właścicieli salonów dużo łatwiej było sprzedać zegarki tej grupie nabywców, niż czynić starania o pozyskanie lokalnego klienta, który wymagał poświęcenia większej ilości czasu, wytłumaczenia pewnych rzeczy, opowiedzenia o historii czy mechanizmach. To z pewnością bardziej skomplikowane niż sprzedanie osobie, wchodzącej do salonu z określoną referencją napisaną na kartce, która może trochę się potarguje, ale od razu dokona zakupu. Jednak jak pokazało życie, to bardzo niebezpieczne podejście, bo turyści mogą z dnia na dzień zniknąć. Dlatego niezwykle ważne jest utrzymywanie relacji z miejscowymi nabywcami. Uważam, że mamy w tym zakresie wielki potencjał, co dało się już zaobserwować w 2021 r., kiedy w drugiej połowie mieliśmy niesamowicie duże wzrosty sprzedaży – także w Polsce – dzięki lokalnym kontrahentom. Niemal skompensowali nam brak turystów.
TK: Proszę wybaczyć to pytanie, ale jak tylko usłyszałem, że został Pan CEO Longines, zastanawiałem się, czy zobaczymy w zegarkach tej firmy więcej ceramiki [Matthias był wcześniej CEO Rado – przypis red.]
MB: Obecnie stosujemy bezele z ceramiki. Ten materiał w ciągu ostatnich lat znacznie zyskał na popularności i jest ceniony w branży oraz przez klientów. Oczywiście ma swoje niewątpliwe zalety takie jak odporność na zarysowania, dostosowanie do temperatury skóry, brak zmian koloru, ale jest też delikatny. Sądzę, że jeśli będzie to miało sens, wykorzystamy ceramikę także w zegarkach Longines przy wybranych projektach, tak jak to miało miejsce w przypadku modelu HydroConquest Black Ceramic. Nie przewiduję jednak aby ten materiał stał się częścią DNA marki, jak w przypadku Rado.
TK: No to na koniec pytanie, które pewnie pada przy okazji każdego wywiadu – jaki jest Pana ulubiony zegarek Longines?
MB: Są trzy zegarki, które często goszczą na moim nadgarstku: Legend Diver, Spirit oraz Master Moonphase Chronograph. Myślę, że do tego grona dołączą wkrótce dwa modele, które miałeś okazję dzisiaj zobaczyć, ale nie możemy jeszcze oficjalnie o nich mówić.

TK: Bardzo dziękuję za rozmowę.
MB: Ja również bardzo dziękuję i pozdrawiam czytelników CH24.