Recenzja Linde Werdelin SpidoLite DLC Yellow
Na rynku zegarmistrzowskim istnieje mniej więcej równy podział na wielkie, znane, zrzeszone w kilka organizacji manufaktury zegarmistrzowskie oraz szereg mniejszych firm o bardzo różnym stopniu zaawansowania zegarmistrzowskiego. W ostatnich latach obserwować można boom na powstawanie małych, niezależnych firm produkujących zegarki od najtańszych, budżetowych po bardzo skomplikowane i unikatowe. Zegarki założonej przez dwóch Skandynawów firmy Linde Werdelin (od nazwisk Mortena Linde i Jorna Werdelina) plasują się gdzieś pośrodku tej klasyfikacji. Oferując sprawdzone rozwiązania zegarmistrzowskie prezentują niezwykły, niepowtarzalny design połączony ciekawymi, opcjonalnymi rozwiązaniami technicznymi.
Marka Linde Werdelin powstała w 2002 roku. Przyświecała jej idea stworzenia luksusowego, mechanicznego zegarka dającego się w prosty sposób połączyć z profesjonalnym, elektronicznym urządzeniem pomiarowym pomocnym w uprawianiu sportu – jednej z pasji założycieli firmy. Bezpośrednim impulsem dla takie koncepcji był wypadek, jakiego 6 lat wcześniej doznał Jorn Werdelin podczas jednej ze swoich narciarskich eskapad. Narciarz wobec fatalnych warunków pogodowych zupełnie zabłądził i stracił orientację na stoku kończąc wyprawę upadkiem z wysokiego klifu i poważnym złamaniem kręgosłupa. Wydarzenie to, na szczęście zakończone happy endem, skłoniło obu panów (drugim jest Morten Linde) do założenia firmy wychodzącej naprzeciw oczekiwaniom aktywnym, młodym ludziom ceniącym sobie praktyczność i wygodę oraz tradycyjne, mechaniczne zegarki.
Mottem przewodnim stały się słowa Mortena Linde: „Analogowo odczytujesz czas, cyfrowo asymilujesz informacje”. Kolekcja zegarków Linde Werdelin to sportowe, mechaniczne czasomierze o ciekawym, unikalnym designie, dostosowane do łączenia z również produkowanymi przez markę przyrządami elektronicznymi.
Design
Wszystkie modele z kolekcji LW charakteryzuje jeden kształt koperty. Przypominająca nieco formę znaną z modeli Audemars Piguet Royal Oak koperta, ma charakterystyczny, kanciasty kształt. Wyjątkowe jest mocowanie szerokiego (przy kopercie 30mm) paska za pomocą heksagonalnych śrub.
W testowanym modelu SpidoLite DLC Yellow, podobnie jak w całej linii SpidoLite, wiodącym motywem jest szkieletowana… koperta. Szczerze mówiąc, nie potrafię skojarzyć żadnej innej marki, która stosowałaby takie rozwiązanie. Podczas gdy szkieletowana tarcza czy mechanizm są poplularnymi rozwiązaniami, szkieletowanie samej koperty jest rozwiązaniem nowatorskim. I tak wykonana ze stali, pokryta czarnym DLC (Diamond Like Carbon) mierząca dokładnie 46x49mm koperta została, mówiąc wprost, pozbawiona zbędnych ilości materiału. Szkieletowana jest jej cała powierzchnia wraz z bezelem. Jedynym nienaruszonym elementem pozostał czarny, pełny dekiel z wygrawerowanym logo marki oraz czarna, polerowana koronka, również sygnowana logo. Widoczne po bokach koperty wpusty służą wspomnianej wcześniej integracji urządzenia elektronicznego (do wyboru „The Reef” i „The Rock”).
Od góry kopertę wieńczy szafirowe szkło – niestety moim zdaniem największy mankament tego modelu. Zostało ono bowiem potraktowane jaskrawo-żółtą powłoką, co bardzo skutecznie utrudnia odczytywanie wskazań z matowej, szarej tarczy. Nie pomaga nawet potraktowanie wskazówek zegarka masą luminescencyjną, która i tak jest praktycznie niewidoczna przez żółte szkło. W innych modelach serii SpidoLite, gdzie zastosowano tradycyjne szkło bez kolorowej powłoki, problem czytelności znika, jednak testowany model robi dość negatywne wrażenie.
Mechanizm
Niestety, podobnie jak pod względem designu (żółte szkło) tak i pod względem mechanizmu testowany model nie jest najlepszym przedstawicielem rodziny SpidoLite. Zegarek napędza bowiem doskonale znany wszystkim kaliber ETA 2892A2 z naciągiem automatycznym i 42h rezerwą chodu.
Wielka szkoda, że nie dane mi było przetestować modelu SpidoLite SA, który to napędza wyjątkowy kaliber NOS AS1876 modyfikowany przez słynnego zegarmistrza Svenda Andersena w jego Andersen Geneve Atelier. O ile ten kaliber jest mechanizmem interesującym choćby za sprawą swojej „niespotykalności” i dodatkowo z pięknie zdobionym, wykonanym z błękitnego złota rotorem, o tyle umieszczony w recenzowanym zegarku mechanizm ETA występuje w takiej wersji w dziesiątkach innych czasomierzy wielu marek. I nawet mimo niezaprzeczalnych atutów 2892A2 i ogólnie dobrej opinii o jego wartościach roboczych, użycie dość standardowego werku nie może budzić podziwu i zachwytu. Wszak posiadanie czasomierza z „własnym” (w tym wypadku stosowanym jedynie przez LW) to powód do satysfakcji dla każdego miłośnika zegarmistrzowskiej mechaniki. Pracujący na 21 kamieniach kaliber ETA gwarantuje poprawne wartości robocze (katalogowo w granicach nie więcej niż +/- 15s na dobę). Jego stosunkowo małą grubość (3.6mm) pozwala uniknąć konstruowania grubej, a co za tym idzie, niewygodnej w noszeniu koperty.
Ponieważ zegarek posiada pełny dekiel, nie potrafię ocenić stopnia wykończenia mechanizmu, ani podać jego roboczej wersji (Elabore, Top Grade lub Chronometer).
Użytkowanie
Komfort noszenia modelu SpidoLite jest bez wątpienia ogromnym atutem. Mimo stosunkowo sporych rozmiarów (zegarek na żywo sprawia wrażenie mniejszego, niż mogło by się wydawać) zegarek rewelacyjnie układa się na przegubie. Szkieletowanie koperty wyraźnie zmniejszyło wagę całości. Mięsisty, wykonany ze skóry aligatora pasek sprawia znakomite wrażenie, i pomimo swojej grubości, świetnie układa się na ręku. Zakręcana koronka jest łatwa i wygodna w obsłudze, choć wystające na boki elementy koperty nieco utrudniają jej odkręcenie.
Największym mankamentem w kwestii użytkowania czasomierza jest wspomniane już kilkukrotnie żółte szkło. Rozwiązanie to, choć ciekawe wizualnie, bardzo ogranicza czytelność wskazań. Owszem, wedle wielu, w dzisiejszych czasach nie kupuje się już zegarka po to, aby odczytywać z niego czas. Ja jednak jestem zdania, że wskazanie aktualnego czasu jest nadal podstawową funkcją każdego zegarka, a przypadku SpidoLite DLC Yellow jest ono wysoce nieczytelne.
Konkluzja
Marka Linde Werdelin i jej zegarki to z pewnością jedna z ciekawszych propozycji w niezależnym segmencie luksusowych zegarków. Wyjątkowy design jej czasomierzy przykuwa uwagę i zapewnia noszącemu indywidualny, charakterystyczny, osobisty styl. Zegarek jest bardzo ciekawie zaprojektowany, starannie wykonany z niezłej jakości materiałów. Testowana wersja DLC Yellow jest w moim odczuciu najsłabszym ogniwem całej kolekcji ze względu na kolorowe szkło. Pod tym względem o niebo lepiej i ciekawiej wypadają modele z serii SA ze szkieletowaną tarczą i ciekawym mechanizmem. Jednak in minus nie mogę nie wspomnieć, że są one jeszcze droższe, niż i tak bardzo drogi model SpidoLite DLC Yellow. Dość powiedzieć, że za równowartość ceny tego zegarka można zakupić wspomnianego w recenzji Audemar Piguet Royal Oak’a – prawdziwą ikonę sportowo/eleganckiego zegarka.
Gdybyście jednak chcieli sami przekonać się o wartościach zegarka Linde Werdelin, marka umożliwia każdemu wypożyczenie na okres testowy dowolnego modelu ze swojej linii. Więcej informacji na oficjalnej stronie – www.lindewerdelin.com
SpidoLite DLC Yellow
Referencja: –
Kaliber: ETA 2892 A2
Kamienie: 21
Rezerwa chodu: 42 godzin
Naciąg: automatyczny
Średnica koperty: 46×49 mm
Grubość koperty: 12 mm
Wodoszczelność: 300m (1000 feet)
Końcowa ocena
Punktacja
Zegarek do recenzji udostępniła firma Linde Werdelin.
Tekst: Łukasz Doskocz (opracowanie własne)
Materiały pomocnicze: Linde Werdelin