Recenzja Linde Werdelin Oktopus Moonphase
Kiedy jakiś czas recenzowałem czasomierz duńsko-brytyjsko-szwajcarskiej marki Linde Werdelin, udostępniony egzemplarz nie trafił, delikatnie mówiąc, w mój gust. SpidoLite DLC Yellow, bo o nim mowa (recenzję czytaj TUTAJ) był zaprzeczeniem tego, co lubię i cenię w zegarkach sportowych, może poza powlekaną DLC, czarną kopertą. Kiedy więc przed tegorocznym BASELWORLD firma zaprezentowała pierwsze wizualizacje oraz specyfikację nowego modelu – Oktopus Moonphase – pojawiła się chęć przetestowania tego czasomierza i przekonania się, że Linde Werdelin to jednak firma robiąca naprawdę dobre, interesujące i niebanalne zegarki, a idea maksymalnej użyteczności nie wyklucza innych walorów.
Choć na pierwszy rzut oka (a raczej pierwszą myśl) stworzenie zegarka typu Diver z komplikacją wskazania faz księżyca wydaje się posunięciem tak logicznym, jak wsadzenie na przysłowiową świnię siodła, topowe dzieło Jorna Werdelina (designera marki) to bardzo nieszablonowy czasomierz, w którym niekoniecznie trzeba zagłębiać się w otchłań oceanu (dosłownie – WR wynosi niebagatelne 888m), a raczej uprawiać tzw. „desk diving” z ogromnym „fun factorem”, czyli nieprzeciętną przyjemnością noszenia. Choć zapewne żaden z 29 szczęśliwych, przyszłych posiadaczy Oktopus Moonphase nie będzie z nim nurkował, to nie mam cienia wątpliwości, że każda z tych osób będzie zadowolona z każdego wydanego nań grosza.
Design
Koperta jest jednym z w zamyśle charakterystycznych elementów wszystkich zegarków Linde Werdelin. Jej wielopłaszczyznowa, skomplikowana powierzchnia pojawia się w każdej z kolekcji, różniąc się materiałami i rodzajem wykończenia.
W modelu Oktopus Moonphase obudowa wykonana została z najwyższej jakości tytanu (Grade 5) połączonego z elementem z różowego złota – bezelem. Część tytanowa dzięki procesowi zwanemu z angielska „microblasted” ma specyficzny, matowo-szary kolor, sprawiający na pierwszy rzut oka wrażenie tworzywa sztucznego, czy wręcz plastiku.
Dość sporo czasu zajęło projektantom Linde Werdelin finalne określenie kształtu koperty linii Oktopus. W rezultacie powstała złożona, lecz zaprojektowana spójnie i tworząca idealną całość bryła z kilkoma fazowaniami i załamaniami poprawiającymi ułożenie zegarka na ręku, a więc komfort użytkowania, o którym później. Z prawej i lewej strony obudowy znajdują się wypustki pozwalające na podpięcie do zegarka jednego z dwóch elektronicznych przyrządów LW – The Rock lub, w tym przypadku bardziej logicznie, The Reef. Z szarą kopertą idealnie – o dziwo – współgra złoty pierścień. Choć do tej pory wydawało mi się, że stosowanie jakichkolwiek złotych elementów w zegarku sportowym jest błędem, LW Oktopus Moonphase przekonał mnie, że czasem takie rozwiązanie stylistyczne działa i to znaczniej lepiej niż można by przypuszczać. Satynowano-polerowana powierzchnia obrotowego bezela z wyżłobioną podziałką dekompresyjną tworzy estetycznie piękną całość, zadziwiająco harmonijnie łączącą cechy zegarka sportowego z eleganckim. Jeśli dorzucić do tego czarną, rowkowaną tarczę z dużymi, złotymi indeksami, arabskimi liczbami 12, 3 oraz 9, złotymi, częściowo szkieletowanymi wskazówkami z masą świecącą i wreszcie okienkiem wskazania faz księżyca, otrzymujemy naprawdę urodziwy, męski zegarek wielofunkcyjny. Clue designu tarczy stanowi oczywiście zawarte w nazwie modelu wskazanie faz księżyca. Ulokowane jest ono na godzinie 6. w dużym, łukowatym okienku ze złotą, polerowaną ramką z naniesionymi 29 dniami całego cyklu. W tymże okienku, dzięki mechanicznemu modułowi Svenda Andersena, na czarnym dysku naniesione są obok siebie fotorealistyczne (!!!) fazy księżyca, od pełni po pełne zaćmienie, wykonane z masy luminescencyjnej. To ciekawe i innowacyjne rozwiązanie pokazywania aktualnej fazy, na pozór nie na miejscu w zegarku sportowym, pasuje modelowi Oktopus Moonphase, a co więcej, może nawet być przydatne niektórym amatorom podwodnego świata. Aktualne położenie księżyca, a co za tym idzie, określanie przypływu i odpływu, mają bowiem duże znaczenie przy bezpiecznym uprawianiu tego zapewne fascynującego sportu. Czy ktoś jednak będzie z tym konkretnym czasomierzem LW nurkować – szczerze wątpię.
Na koniec warto również wspomnieć o jeszcze jednym integralnym elepemncie całego projektu, pasku. W oryginale Oktopus Moonphase zamocowany jest na wykonanym ze skóry aligatora, czarnym, bardzo grubym pasku z zapięciem tytanowym, sygnowanym logo LW. Naprawdę potężnie gruby, szeroki (zwężający się ku zapięciu) pasek połączony jest z kopertą heksagonalnymi śrubkami. Mimo, że początkowo sprawia wrażenie bardzo twardego, a jego zapięcie i rozpięcie nastręcza nieco kłopotów, to jakości nie można absolutnie nic zarzucić. Gdyby ktoś zdecydował się jednak na nurkowanie lub pływanie w zegarku, Linde Werdelin oferuje całą gamę innych pasków, w tym tekstylne oraz najwłaściwsze do kontaktu z wodą, wykonane z gumy. Narzędzie do ich wymiany dostarczane jest wraz z zegarkiem.
Mechanizm
Największą (no, może jedną z kilku największych) bolączką opisywanego poprzednio modelu SpidoLite DLC Yellow był napędzający tamten zegarek mechanizm – standardowa ETA 2892A2. Jako, że chciałoby się w luksusowym, odpowiednio drogim zegarku mechanicznym zobaczyć coś ponad werk wkładany do setek inny modeli z przeróżnych półek cenowych, z wielką przyjemnością postaram się nieco chociaż przybliżyć mechaniczne serce modelu Moonphase – kaliber 1150 wykonany przez manufakturę Frederic Piguet, z modułem faz księżyca autorstwa zegarmistrza Svenda Andersena i jego atelier Andersen Geneve.
Frederic Piguet, należący, podobnie jak ETA, do Swatch Group, to producent mechanizmów zdecydowanie dedykowanych zegarkom z najwyższej zegarmistrzowskiej półki. Jego główni klienci to takie tuzy rynku jak Blancpain, Breguet, Frank Muller czy Harry Winston. Kaliber 1150, zastosowany w recenzowanym czasomierzu, to jeden z palety kilku podstawowych mechanizmów oferowanych przez manufakturę z Le Sentier. Bardzo płaski, bo mierzący jedynie 3.25mm grubości mechanizm wyposażony jest w podwójny bęben sprężyny, gwarantujący 70h rezerwy chodu (producent podaje, że goły mechanizm bez dodatkowych modułów to nawet 100h rezerwy). Jego niewielkie jak na werk automatyczny gabaryty pozwalają na bezproblemowe instalowanie dodatkowych modułów, bez rozrastania się całości do kłopotliwych rozmiarów. Fazy księżyca dokooptowane w warsztatach Andersen Geneve, umieszczone zostały na mechanizmie od strony tarczy.
Frederic Piguet Calibre 1150 dostarczany jest w dwóch wersjach: standardowej oraz wyregulowanej zgodnie z kryteriami stawianymi przez C.O.S.C.. Nie wiem, który wariant użyty został przez Linde Werdelin, natomiast w użytkowaniu kaliber trzyma standardy odpowiednie dla certyfikowanych chronometrów. Svend Andersen, oprócz samego modułu, udekorował mechanizm ozdobnymi szlifami oraz personalizowanym logo swojego atelier wahnikiem z pasami Genewskimi.
Użytkowanie
Choć w większości Linde Werdelin Oktopus Moonphase wykonany jest z lekkiego tytanu, cały zegarek sprawia wrażenie masywnego i dość, bardzo w moim guście, ciężkiego. Mierząca 46x49x14mm koperta na ręku układa się bardzo dobrze i gwarantuje zadowalająco wysoki komfort noszenia. Początkowo problemem może być wspomniany wcześniej pasek – lecz z czasem z pewnością wyrobi się on i ułoży na tyle, że całość będzie idealnie układać się na nadgarstku. Jeśli chodzi o podstawową funkcję czasomierza (będę się upierał, że zegarek nadal służy do odmierzania i pokazywania czasu) spójność designu, użyte materiały i kolorystyka gwarantują bardzo dobre właściwości użytkowe. Wskazanie czasu jest czytelne, aczkolwiek można by się przyczepić do braku podziałki minutowej na tarczy, oraz samego jej rozmiaru. Przy średnicy całości, wynoszącej pokaźne 46mm tarcza ma nie więcej niż 30mm – trochę mało w stosunku do ogólnych proporcji zegarka. Definitywnym mankamentem jest brak mojej absolutnie ulubionej małej komplikacji – daty (na bazie datownika stworzony został moduł faz).
Jeśli chodzi o obsługę manualną zegarka, to właściwie jedyną, małą niedogodnością jest odkręcenie zakręcanej koronki. Po pierwsze jest ona dość mała, a po drugie osłaniają ją z obu stron wypustki koperty, co samo odkręcanie wydatnie utrudnia. Kiedy operacja ta już się jednak uda, samo ustawianie czasu czy banalnie proste regulowanie wskazań faz księżyca jest czystą przyjemnością. Równie wygodne jest operowanie obrotowym bezelem. Standardowo dla zegarków „nurkowych” obraca się on w jedną stronę – przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Stworzony przez Linde Werdelin system gwarantuje płynne i bardzo przyjemne przeskakiwanie pierścienia o kolejny krok (w sumie 120) z towarzyszącym mu, cichym kliknięciem. Zresztą każdy, kto posiada w swojej kolekcji zegarek typu diver z zewnętrznym bezelem doskonale wie, ile w tym frajdy.
A gdyby ktoś przypadkiem lub zupełnie umyślnie zanurkował mając na ręku czasomierz Oktopus Moonphase, nie o zegarek powinien się martwić. Wodoszczelność modelu została ustawiona na poziomie 888m. Zmniejszenie jej w stosunku do 1111m w modelu bez faz księżyca podyktowane zostało zastosowaniem przezroczystego dekla. Sądzę jednak, że i wartość WR recenzowanego modelu w połączeniu z automatycznym zaworem helowym (po lewej stronie koperty) nie nastręczy nikomu problemów.
Prezentacja video
Konkluzja
Linde Werdelin wyprodukuje dokładnie 29 egzemplarzy modelu Oktopus Moonphase – zgodnie z ilością dni upływających w ciągu pełnego cyklu księżyca. Jedyną, oprócz bardzo wąskiej limitacji, przeszkodą, jaka jednocześnie może skutecznie odstraszyć od chęci zakupu jest wysoka, bardzo wysoka cena. Dość powiedzieć, że za podobną kwotę można zakupić porządny czasomierz praktycznie każdej ze znanych i cenionych manufaktur, z Patkiem włącznie. Za mały worek pieniędzy potrzebnych na zakup tego modelu LW otrzymujemy jednak zegarek inny niż całe masy dostępnych na rynku, bardzo dobrze wykonany i zaprojektowany, a nade wszystko dający autentycznie szczerą radochę z noszenia. Linde Werdelin to z pewnością czasomierz, który nie będzie pierwszym, drugim, czy nawet trzecim w kolekcji pasjonata luksusowych zegarków. Jeśli jednak pieniądze nie stanowią większego problemu, a od kolejnego egzemplarza w kolekcji oczekujemy czegoś ponad to, co standardowe i szablonowe, Oktopus Moonphase to wybór jak najbardziej trafiony. Tak bardzo, jak zazdroszczę Mortenowi Linde i Jornowi Werdelinowi ich realizującej pasję pracy, tak bardzo zazdroszczę przyszłym posiadaczom „księżycowej ośmiornicy” – bo zegarek to niebanalny w każdym calu.
Oktopus Moonphase
Referencja: –
Kaliber: Frederic Piguet Calibre 1150 z modułem Andersen Geneve
Kamienie: 21
Rezerwa chodu: 70 godzin
Naciąg: automatyczny
Średnica koperty: 46×49 mm
Grubość koperty: 14 mm
Wodoszczelność: 888m (1000 feet)
Końcowa ocena zegarka
Punktacja
materiały pomocnicze: Linde Werdelin, Frederic Piguet
tekst: Łukasz Doskocz