Lifestyle Morze, Sopot, Rolls Royce i zegarki [dużo zdjęć]
Wakacje to okres sprzyjający luźniejszemu spojrzeniu na życie, a więc i na to, co dla nas najważniejsze – zegarki. Korzystając z okazji, kilka z nich zabraliśmy do Sopotu.
Nie pamiętam już kiedy ostatni raz byłem na zaplanowanym i dłuższym niż kilka dni urlopie. Nie żebym przesadnie narzekał – zwyczajnie okoliczności tzw. przyrody nie składały się tak, by wyjechać gdzieś na dłużej, bez komputera i… z ulubionym zegarkiem na ręku. Z tym nie rozstaje się nigdy, mimo że ponoć „szczęśliwi czasu nie liczą”. Pomysł weekendowego wypadu do Sopotu (pomysł autorstwa zaprzyjaźnionego z nami Ireneusza Korzeniewskiego – (doskonale ubranego blogera styleman.pl) pojawił się zupełnie przypadkiem, przy okazji kolejnych rozmów o samochodach, modzie i zegarkach rzecz jasna, przy kawie gdzieś w rozpalonym słońcem centrum Warszawy. Nie piszę tego, by brzmiało poetycznie – raczej by podkreślić jak propozycja wyjazdu nad morze działa na kogoś przegrzewającego się w miejskim betonie. Pakowanie weekendowej torby zajęło mniej niż sama decyzja… podobno spontanicznie najlepiej.
Tym tekstem, a właściwie obszerną fotorelacją, inaugurujemy start nowego działu „Lifestyle”. Choć określenie to pojemne i w dzisiejszej pop-kulturze eksploatowane do granic możliwości, dla nas sprowadza się po prostu do pisania o tym wszystkim, co nas interesuje i jest godne uwagi, a przy okazji we w sumie dowolny sposób zahacza o zegarki i pasję.
Od zmierzchu do świtu
Żeby nie było, do Sopotu nie pojechaliśmy ani wygodnym Pendolino, ani turbośmigłowym Bombardierem LOTu, ani nawet zwykłym autem. Owszem, pojechaliśmy samochodem – ale nie byle jakim. Rolls Royce’a zegarkowo można by przyrównać do Lange & Söhne albo Patka, a i tak nie byłoby to porównanie do końca oddające rzeczywistość. Legendarna brytyjska marka (dzisiaj własność grupy BMW) to absolutny król pedantów w temacie ręcznego wykańczania samochodów, w najdrobniejszych detalach.
Rolls Royce Dawn w wersji kabriolet jest jednym z bardziej „sportowych” aut w portfolio marki, choć elegancji mu nie brakuje. Potężna, nieco kwadratowa bryła ma prawie 5,3 metra długości, waży ponad 2,5 tony, a do przodu pcha ją gigantyczny (gabarytami i pojemnością) 6,5-litrowy silnik. Auto jedzie mniej więcej tak jak wygląda – majestatycznie, ze swoimi otwieranymi do tyłu, wielkimi drzwiami, ręcznie szytą tapicerką, zasuwającym się w 20 sekund dachem i wieńcząca maskę figurką „Spirit of Extasy”. Pewnie długo, jeśli w ogóle, nie dane mi będzie jeździć Rollsem, a przyjemność obserwowana ludzi zapatrzonych w jego kształty – choć próżna – też jest swego rodzaju frajdą. Gentleman za kierownicą to bynajmniej nie nasz szofer, a wspomniany już Irek Korzeniewski, w wydaniu Black-tie.
Sopot, morze i cała reszta
Sopockie molo i marina nie są może tak imponujące jak Monaco, a hotele nad brzegiem morza nie tak prestiżowe jak te wzdłuż Promenade des Anglais w Nicei, ale i tak nie mamy się czego wstydzić. Sopot rośnie w oczach i prestiżem, i jakością, i zwykłym urokiem nadmorskiego kurortu z piaskiem na plaży, jakiego nie ma nigdzie indziej na świecie.
Nie chce pisać jak przyjemne jest bieganie po plaży i zachód słońca na Bałtykiem, ani jakie wrażenie robi pływanie jachtem motorowym po zatoce i obserwowanie z bliska wypływającego w rejs Daru Młodzieży. Katamaran polskiej marki Sunreef też robi potężne wrażenie, zwłaszcza że kosztuje tyle co… 18 Rolls Royce’ów(!).
Naszą sopocką bazą był położony niedaleko plaży Hotel Sopot, który od molo i centrum miasteczka dzielił krótki spacer.
Zegarki
Ponieważ (w sumie to na szczęście) nie jestem blogerem modowym, moja „zawodowa” cześć wyjazdu sprowadziła się do zabrania nad morze kilku zegarków. Oto i one.
Nad morze, do wody i na plażę zdecydowanie najlepiej pasuje diver – stalowy i na gumowym pasku. Taka kombinacja oprze się uszkodzeniom, słonej wodzie, pocącemu się nadgarstkowi i wszelkim innym okolicznościom przyrody. Omega pokazała nową odsłonę swojego sprawdzonego już Seamastera Diver 300 na tegorocznych targach Baselworld. Zegarek dostał nowy mechanizm, nieco powiększoną (o cały 1 mm) kopertę i tarczę, na którą powróciły fale – tym razem laserowo grawerowane w ceramice.
Gumowy pasek idealnie sprawdzi się w praktycznie każdych warunkach (o black-tie na wakacjach nie rozmawiamy), a i uniwersalność klasycznego nurka robi swoje. Wersja niebieska z detalami z żółtego złota idealnie wkomponowała się w otoczenie, choć na co dzień fanem takiego zestawienia nie jestem.
W marynistyczne klimaty zaskakująco dobrze wpisał się także – ku mojemu zaskoczeniu – Vacheron Constantin Fiftysix. Niby to zegarek klasyczny, smukły, na skórzanym pasku, ale w casualowym otoczeniu odnajduje się doskonale – i na łódce, i w zestawieniu z lnianą marynarką. Test tego czasomierza niebawem.
Żeglowanie, nawet to napędzane silnikiem, ma w sobie sporą nutę elegancji. Choć może to już nie czasy Magellana i Vasco da Gamy, dedykowany temu drugiemu zegarek Montblanc znakomicie dopasował się do sytuacji. Należący do kolekcji Heritage model wyposażono w komplikację rocznego kalendarza ze wskazaniem faz Księżyca. Mechanizm zamknięto w stalowej kopercie o średnicy 40 mm, grubości raptem 9,55 mm, na eleganckim pasku z czarnej skóry aligatora.
Na koniec jeszcze dwa zegarki Montblanc – sportowy Timewalker Chronograph i smartwatch Summit. Jeden w czysto motoryzacyjnym, stworzonym przez Davide Cerrato stylu, z ceramiką na bezelu i manufakturowym chronografem w środku. Drugi to wielki, elektroniczny gadżet… także coś kompletnie poza polem naszych zainteresowań.
Skłamałbym, gdybym napisał, że nie było tak dobrze jak widać na zdjęciach. Sopot i nasze wybrzeże są piękne, jeżdżenie Rollsem z otwartym dachem niewątpliwie przyjemne a zegarki… o tym chyba mówić nie muszę. Wakacje sprzyjają eksperymentom i choć zazwyczaj na CH24.PL staramy się pisać stricte (i konkretnie) o zegarkach, czasem będziemy sobie pozwalać na lekkie przymrużenie oka. Wszak nasza zegarkowa pasja nie sprowadza się tylko do kółek zębatych, sprężyn i dźwigienek, jakkolwiek fascynujące by nie były.