„Hands-On” TAG Heuer Connected [zdjęcia live, dostępność, cena]
Czy tego chcemy czy nie, smartwatche stały się częścią zegarkowej rzeczywistości. Do pracy nad swoim projektem szwajcarski TAG Heuer zaangażował gigantów branży IT zza wielkiej wody, a całość opakował w najbardziej charakterystyczny, usportowiony design Carrery.
Historia branży zegarkowej, gdyby prześledzić ją chronologicznie, miewała swoje mniejsze i większe wzloty oraz upadki, z jednym konkretnym tąpnięciem. Powszechnie nazywany „kryzysem kwarcowym” okres przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku niemal skutecznie zadusił zegarmistrzowską sztukę, tak owocnie rozwijającą się od dziesięcioleci. Kiedy Japończycy z Seiko pokazali światu pierwsze zegarki kwarcowe, które z czasem przerodziły się w tanią, produkowaną masowo, a przede wszystkim bardzo precyzyjnie odmierzającą czas technologię, Szwajcaria zadrżała w posadach. Pracę straciły tysiące ludzi, upadło wiele mniejszych marek, a mechaniczne zegarki z dnia na dzień zyskały łatkę przeżytku i reliktu przeszłości. Dzięki marketingowemu geniuszowi Nicolasa G. Hayeka i plastikowym Swatchom zegarmistrzostwo Swiss-Made przetrwało i wstało z kolan. Czy dzisiaj podobny wpływ na branżę będą miały elektronicznie smartwatche – czas pokaże. Fakt faktem, wiele osób ich pojawienie szybko porównało do kwarcowej rewolucji.
Niejako z automatu smartwatch – inteligentny zegarek z systemem operacyjnym i synchronizacją z urządzeniami mobilnymi pokroju smartfona czy tabletu – kojarzy się z Apple Watchem, ewentualnie z jego nieco mniej nobliwymi konkurentami pokroju Samsunga Galaxy Gear czy Huawei Watch. Każdy z nich produkowany jest przez telekomunikacyjnego giganta z ogromnym doświadczeniem na polu IT i zerowym dorobkiem na polu zegarków. Ponieważ jednak elektroniczni giganci starają się przejąć miejsce na nadgarstkach użytkowników tradycyjnych czasomierzy, swoją odpowiedź na temat musieli przygotować Szwajcarzy. Tu właśnie na scenę wkracza Jean-Claude Biver – prawdziwy geniusz zegarkowego marketingu, PR-u i budowania ekonomicznego sukcesu firm, którymi dowodzi. Biver to człowiek przekonany o swojej nieomylności (niebezzasadnie zresztą), maksymalnie pewny siebie i nie tolerujący kompromisów – i dokładnie takie wartości przyłożył do skonstruowania pierwszego, poważnego (w jego mniemaniu) smartwatcha Swiss-Made. Na zorganizowanej przy okazji BaselWorld 2015 konferencji prasowej jak zwykle szeroko uśmiechnięty CEO TAG Heuera nie pokazał gotowego zegarka, ani nawet jego projektu. Przedstawił za to dwóch gentlemanów w powyciąganych swetrach i flanelowych koszulach w kratę. Jeden reprezentował Intela odpowiedzialnego za hardware, drugi Google odpowiedzialne za software inteligentnego TAGa. „Fizyczny” zegarek pokazano w listopadzie.
TAG Heuer Connected na tę chwilę dostępny jest, a właściwie był, na rynku amerykańskim i japońskim. Pierwsza partia rozeszła się ponoć w mgnieniu oka. Do Polski powinien trafić lada moment (prawdopodobna jest druga połowa kwietnia), a my właśnie mieliśmy okazje przekonać się przedpremierowo, jak całość prezentuje się na żywo.
Jean-Claud Biver od początku podkreślał, że inteligentne urządzenie TAG Heuera musi wpisać się w charakter marki, także od strony wizualnej. Zegarek opakowano więc we współcześnie zaprojektowaną kopertę modelu Carrera, zbliżoną mocno do tej z Carrery Heuer 01 (której test przeczytacie u nas niebawem). Zrobiono ja z tytanu, co znacząco niweluje wagę całości, mierzącej pokaźne 46mm średnicy plus 12.5mm grubości. Koperta z tłoczonym, estetycznie wykonanym, piaskowanym bezelem i gumowym paskiem z tytanową klamrą na zatrzask waży 52g i zważywszy na gabaryty to bardzo odczuwalny plus. Sam fanem tytanu nie jestem, ale tu sprawdza się zdecydowanie. Konstrukcja nie ma w sobie żadnych widocznych przycisków, a wszystkie funkcje smart obsługiwane są z koronki i dotykowego ekranu. Jedyny widoczny detal to otworek mikrofonu na wysokości godz.9. Trochę dziwi fakt, że zegarek nie jest wodoszczelny, a jedynie odporny na zachlapania.
Zgodnie z książkową teorią TH Connected współpracuje z telefonami, konkretnie tymi opartymi na Androidzie i – co na początku pewne wcale nie było – applowskim iOS. Niezbędna jest instalacja darmowej aplikacji Android Wear plus markowej aplikacji TAG Connected. O ile tą druga śmiało można pominąć (na chwilę obecną nie ma w sobie prawie niczego) bez Android Wear się nie obejdzie. Testowaliśmy w połączeniu z telefonem Samsunga, więc do tego odnoszą się moje spostrzeżenia.
Zegarek paruje się z telefonem przez Bluetooth (tudzież WLAN) i praktycznie automatycznie synchronizuje szereg danych z komórki, na czele z kontaktami, muzyką i wiadomościami. Potem wszystko można już przeglądać, zmieniać i aktywować bezpośrednio zegarkiem, na dwa sposoby. Wygodniejsze jest wciskanie i obracanie koronki, choć ta opcja niestety ma swoje ograniczenia. Do wszystkich funkcji dostaniecie się przesuwając palcem po okrągłym wyświetlaczu LTPS LCD.
Ekran ma 1.5cala średnicy i rozdzielczość 360×360 pikseli, 240ppi. Rozpoznaje kilka różnych odcisków palców i przykryty jest odpornym na zarysowanie szafirowym szkłem. Wyświetlany obraz jest wyraźny i stosunkowo kontrastowy, zważywszy na jego techniczne parametry. Istotnym elementem designu TH Connected miała być łatwa personalizacja, tak więc już na start dostajemy kilka wariantów zegarowej tarczy, w tym trzy z modeli Carrera (GMT, automat z datą, chronograf) w trzech kolorach plus seria cyferblatów „ambasadorów” – m.in. Cristiano Ronaldo, Toma Brady’ego (amerykański futbolista) czy mocno oryginalna wersja autorstwa J-C Bivera.
Nie miałem zbyt wiele czasu na zabawę funkcjami zegarka, ale na tyle na ile zdążyłem odnotować, wszystko działa sprawnie i mocno intuicyjnie. Można szybko sprawdzić przychodzące smsy, aktualną prognozę pogody i nieodebrane połączenia. Tarcza w trybie „zegarkowym” szybko przechodzi w tryb wygaszony (widać wtedy tylko dwie wskazówki) i to jedyna funkcja, której nie umiałem przestawić – o ile jest to w ogóle możliwe.
Pod plastikowym deklem z logotypami Intela, TAGa EAC i CE oraz portem ładowarki (w zestawie) zamknięto elektroniczny mózg zegarka, oparty o procesor Intel Dual Core 1.6GHz. Dołożono do tego 1GB pamięci RAM i 4GB miejsca na dane. Connected ma również wbudowany żyroskop, czujnik ruchu (można w ten sposób wybudzać tarczę), mikrofon i silniczek wibracji. Nie ma niestety żadnego modułu dźwiękowego, tak więc wszelkie komunikaty i np. alarm realizowane są poprzez wyraźne „wstrząsy” koperty. Zamknięta w środku bateria ma 410mAh i jej oscylujący w okolicach 1 doby (przy normalnym użytkowaniu) czas pracy jest chyba największym mankamentem całego projektu. Podpinanie ładowarki każdego dnia jest niemal nieuniknione i z pewnością dość uciążliwe.
Powinienem chyba zacząć ten tekst od przyznania szczerze, że nie jestem – delikatnie mówiąc – fanem smartwatchy i całego roztoczonego wokół nich zgiełku. Nie jestem też specjalnie fanem elektronicznych gadżetów, a smartfona traktuję bardziej jako niezbędną konieczność. Z tego względu sobie ani TAGa, ani żadnego innego smarta bym nie kupił, choć jestem w stanie zrozumieć, co może Was do takiego zakupu skłonić. Zegarki mechaniczne i te „inteligentne” to dwa totalnie odrębne światy i nie ma między nimi żadnego logicznego porównania. Oba wybiera się z kompletnie różnych pobudek. Smartwatche skierowane są do młodych gadżeciarzy (w tym naszego fotografa wyraźnie „kupionego” projektem), dla których odmierzanie czasu jest w całym zestawie funkcji najmniej istotne. Sam Connected to porządnie wykonane i funkcjonalne przedłużenie telefonu, a jeśli TAG poprawi z czasem kilka wad wieku dziecięcego (bateria, lepszy wyświetlacz, dźwięk, wodoszczelność) może w tym segmencie tworzącego się dopiero rynku poważnie zamieszać. Mechanikom smartwatche nie zagrożą – tego jestem pewny.
Kiedy TAG Heuer Connected trafi w końcu do Polski (jak wspomniałem, najwcześniej w kwietniu) jego cena na metce wyniesie równe 7.000PLN, niezależnie od jednej z siedmiu wersji kolorystycznych paska. A gdyby po 2 latach użytkowania z jakiegoś powodu się znudził, można go będzie za dopłatą wymienić na mechaniczną, specjalną Carrerę.
A jak wygląda najważniejsze, czyli dostępność i jakość aplikacji na niego?
Model Connected otrzymaliśmy na krótko, więc nie było szans sprawdzenia wszystkich aplikacji. Te „fabryczne” opisano na oficjalnej stronie: https://www.tagheuerconnected.com/faq
Te fabryczne są kiepskie.
Czy jest szansa na jego test?
Niestety nie planujemy testu dodatkowych aplikacji. Skupiamy się na zegarkach mechanicznych, a model Connected pokazaliśmy raczej w kategorii ciekawostek i aktualnie panujących trendów.
Bardzo dobrze! Mam nadzieję, że to ostatni wpis na temat takich wynalazków.
Popieram w 100%. Zegarek mechaniczny ma tę cudowną właściwość, że nie musi być ładowany, albo nie trzeba zmieniać baterii bądź martwić się o stan akumulatora. Martwi mnie jednak, że pewnie usłyszymy o smartwatchach jeszcze wielokrotnie. Bowiem dla branży zegarkowej to może być żyła złota. Zadbany zegarek mechaniczny może pracować bardzo długo. Można zarabiać na serwisie… ale teraz pomyślcie: smartwatch ma akumulator i sporo elektroniki. Łatwo ją uszkodzić (norma ROHS zrobi swoje). Akumulator też nie jest wieczny… byle wytrzymał dłużej niż gwarancja. Powiedzmy z 5-6 lat. Wystarczająco długo by klient nie poczuł się oszukany. Potem przyjdzie czas, że na jednym ładowaniu nie pociągnie nawet pół dnia. Diagnoza? Akumulator do wymiany. Cena, powiedzmy 50% nowego. No to przecież nie opłaca się naprawiać tylko kupić nowy. I biznes się kręci. Faktycznie smart – watch dla branży.
Co ciekawe również krajowi fani nowinek elektronicznych, smartfonów, komputerów, sprzętu Apple niezbyt pozytywnie ocenili ten zegarek.
Przyłączam się. Mnie się nie podoba. Z resztą nie gustuję w takich urządzeniach choć już smartfony czy komputery lubię.