Hands-On Omega Seamaster 300M „Black”
Do kolekcji nurkowych Seamasterów 300M dołączyły ostatnio dwa modele, w tym bardzo klasyczny w detalach, czarny wariant „no-date” – czyżby Seamaster, na którego czekali fani?
Nic na to nie poradzę – nie żeby było w tym coś złego – że Omega Seamaster nierozerwalnie kojarzy mi się z Bondem… Jamesem Bondem. Pierwszy założył go Pierce Brosnan, debiutujący w roli 007 w jakże udanym filmie „Goldeneye”. Zadziwiające zresztą, że dzisiaj pamiętam z niego równie dobrze Izabellę Scorupco w roli dziewczyny Bonda, jak i zegarek, który nosił na nadgarstku. Referencja 2541 to protoplasta tego, jak kolekcja Seamaster 300M wygląda po dziś dzień. Ten oryginalny zegarek miał charakterystycznie uformowaną kopertę o średnicy 41 mm, stalową bransoletę i ciemnoniebieski bezel oraz ozdobioną falami tarczę. Choć napędzał go jedynie mechanizm kwarcowy, z historycznych powodów stał się obiektem kolekcjonerskim i jedną z najładniejszych referencji w ramach kolekcji. A ta najładniejsza? To – oczywiście moim skromnym zdaniem – znowu zasługa Bonda.
Choć za swojego panowania Daniel Craig nosił na nadgarstku wiele różnych modeli Omegi, Seamaster 300M wylądował na nim tylko raz – w skądinąd znakomitym Casino Royale – aż do ostatniego aktu sagi Craiga. „No Time to Die”, obraz, którym Brytyjczyk zakończył swoją przygodę z Bondem, poza spektakularnym zakończeniem (nie będziemy zdradzać, gdyby ktoś z Was jeszcze nie oglądał) przyniósł również nowego Seamastera. Model 300M „No Time to Die” (naszą recenzję wideo możecie zobaczyć TUTAJ) zrobiono z tytanu i zaprojektowano w militarnym stylu z elementami vintage. Zegarek dostał wypukłe, szafirowe szkło i zamocowaną w uszach, tytanową bransoletę mesh. Do kompletu dodano brąz jako kolor wiodący na matowej tarczy i aluminiowej wkładce bezela. Jak już wspomniałem, to mój zdecydowanie ulubiony Seamaster w całej kolekcji, ale tytan, elementy vintage czy wreszcie asocjacja z fikcyjną postacią agenta 007 nie każdemu musi przypaść do gustu. I tu na ratunek przychodzi jeden z najnowszych Seamasterów, w klasycznej, monochromatycznej, stalowej odsłonie.
Seamaster 300M „Daniel Craig”
Choć oficjalnie nowy model nie ma żadnej spersonalizowanej nazwy, w kręgach kolekcjonerskich funkcjonuje pod przydomkiem emerytowanego Jamesa Bonda. Aktor nie nosił jednak zegarka w żadnym filmie, natomiast pojawił się „w nim” prywatnie i szybko wypatrzony został przez ciekawskich. Ich wprawne i dociekliwe oczy przeanalizowały, że to model na ów czas niedostępny w portfolio manufaktury. Omega pokazała go kilka miesięcy później, w formie wielce atrakcyjnej referencji 210.30.42.20.01.010.
Ponieważ zegarek inspirowany jest bondowską wersją z „NTtD”, ma wiele elementów wprowadzonych do kolekcji przez ten właśnie model. Tytan zastąpiono bardziej uniwersalną i z pewnością szerzej lubianą stalą, która daje się ładnie wykończyć satynowaniem i zdobnymi (dyskretnie ale elegancko) polerkami. Całość mierzy 42 mm średnicy, dość pokaźne 13,8 mm grubości i lug-to-lug wynoszące 49,7 mm. Nie jest to więc zegarek mały, ale nie jest też przesadzony, zważywszy na jego jednak nurkowo-sportową naturę. W przeciwieństwie do tytanu waży też swoje – z bransoletą równe 155 g, co też oczywiście nie jest wartością przytłaczającą.
Omega – podobnie jak w Seamasterze 300M z tytanu – postawiła na złożoną z plecionej stali bransoletę w typie mesh. Odpowiednio grubą (w stosunku do masywności koperty), zwężającą się lekko i adekwatnie elastyczną, oraz… z jednym istotnym niestety minusem. O ile sama bransoleta wykonana jest bardzo dobrze i zegarkowi – w mojej ocenie – pasuje doskonale, o tyle jej zapięcie to zdecydowanie największy mankament całości. Zatrzaskiwany motylek z parą zabezpieczających przycisków działa dobrze, ale jest zbyt masywny, zdecydowanie za gruby i za duży, przez co deformuje bransoletę, a zapięty ma grubość niebezpiecznie zbliżoną do grubości obudowy. Zdecydowanie jest to element, nad którym Omega powinna popracować… a i jakakolwiek mikroregulacja byłaby więcej niż mile widziana.
Black
42 mm koperta Seamastera 300M od góry zamknięta jest obrotowym bezelem, którego wkładka zamiast błyszczącej ceramiki, wykonana jest z matowego aluminium. Bezel, jak na rasowego nurka przystało, obraca się w kierunku przeciwny do ruchu wskazówek zegarka, w 120 wyraźnych kilkach. Osadzono w nim wypukłe, szafirowe szkło z wewnętrzną powłoką antyrefleksyjną. Razem z aluminium bezela, oba elementy dodają zegarkowi nieco dyskretnej nutki vintage, która w kontrze do nowocześniejszego wcielenia Seamaster tutaj sprawdza się doskonale.
Pod szafirową kopułkę Omega wrzuciła czarny cyferblat. Jego powierzchnię udekorowano grawerowanymi laserowo falami, ale są one dyskretne, subtelne i nie przeszkadzające w odczytywaniu czasu. Na powierzchni rozmieszczono 12 nałożonych i wypełnionych luminową indeksów godzinowych: 8 okrągłych i 4 prostokątne, w tym podwójny na godz. 12. Symetrii cyferblatu nie zaburza datownik, a charakterystyczny, „seamasterowy” klimat uzupełniają jakże charakterystyczne wskazówki, wykończone polerowaniem. Groty wskazówki godzinowej, minutowej i sekundowej również wypełniono odrobiną luminowy. Większość elementów świecących emituje jasne, zielone światło, za wyjątkiem wskazówki minutowej oraz kropki na godz. 12 bezela. Te – kluczowe przy nurkowaniu – świecą na żółto. Kompozycję uzupełnia zestaw namalowanych na biało napisów, od logo marki po informacje o mechanizmie i wreszcie wodoszczelności, która wynosi pełne 300 m (tudzież 1000 stóp).
Od strony mechanicznej Omega pozostała wierna swojej manufakturowej konstrukcji o numerze 8806. Mechanizm ma 55 h rezerwy chodu, generowanej centralnie zamocowanym wahnikiem automatycznego naciągu. Do tego dochodzi wychwyt współosiowy Co-Axial, balans z krzemowym włosem taktowany na 3,5 Hz i certyfikat Master Chronometer, gwarantujący wysoką odporność na pola magnetyczne. Ponieważ marka decyduje się odsłaniać swoje werki (a raczej osłaniać je szafirowym szkłem), podziwiać można typowy dla manufaktury z Biel zestaw dekoracji, na czele z pasami genewskimi a’la arabeska, czarnymi śrubkami i ręcznie wypełnianymi na czerwono grawerami.
Wrażenia i ceny
Seamaster 300M „Daniel Craig” w wersji czarnej, zestawiony z meshową bransoletą kosztuje 33 300 PLN. Jeśli jednak wolicie opcję na gumie, wtedy cena spadnie do 30 400 PLN. W porównaniu do Seamasterów 300M w opcji z datownikiem, ceramiką i klasyczną bransoletą, zegarek jest o kilka tysięcy złotych droższy. Niby polityka oferowania „mniej za więcej” może dziwić, ale z drugiej strony w tej (nowej) odsłonie Seamaster 300M jest paradoksalnie z kilku względów ciekawszy, a z pewnością bardziej tool-watchowy, z większym charakterem. Gdyby Omega poprawiła zapięcie, mielibyśmy zegarek właściwie pozbawiony wad.
Moim faworytem w kolekcji niezmiennie pozostaję tytanowy „No Time to Die” (w tej wersji nawet zapięcie tak bardzo mi nie przeszkadzało) ale stalowa, monochromatycznie czarna odsłona może trafić w bardzo wiele klasycznych, tradycyjnych gustów. Szczególnie takich, które docenią dyskretniejsze wcielenie modelu, pozbawione „luksusowych”, ale chyba nieco zbędnych elementów z wersji z ceramiką i datownikiem.
Omega Seamaster 300M
Producent | Omega |
Nazwa modelu | Seamaster 300M |
Ref. | 210.30.42.20.01.010 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | 8806 Master Chronometer |
Rezerwa chodu (h) | 55 |
Tarcza | czarna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 42 |
Wysokość (mm) | 13,8 |
Wodoszczelność | 300m |
Pasek | bransoleta, gumowy |
Cena (PLN) | 33300 |