Recenzja Frederique Constant Classic Manufacture Moonphase [zdjęcia live, cena]
Zestaw podstawowych wskazań, elegancki design, klasyczne gabaryty i manufakturowe wnętrze to kilkuskładnikowa recepta na zegarkowy sukces. Rzadko kiedy jednak takie połączenie wiąże się z niewygórowaną ceną.
Czysta srebrna tarcza z delikatnym, słonecznym szlifem. Na niej namalowane czarną farbą arabskie indeksy minutowe z podziałką i nałożony zestaw jedenastu indeksów godzinowych, pozłacanych, trójwymiarowych i wypolerowanych na lustrzany połysk. W środku zamocowane w centralnej osi trzy wskazówki – pokryte złotem i estetycznie sfazowane – godzinowa, minutowa oraz sekundnik. U dołu mała tarcza z wpisanym w nią okienkiem aktualnego położenia Księżyca (jego fazy) z błękitnym dyskiem i złotą sylwetką naszego satelity. Z zewnątrz okala je czarna skala analogowego datownika, z korespondującą, małą, złotą wskazówką. Całość zamknięta w obłej kopercie ze stylową koronką. Narysujecie sobie oczami wyobraźni taki właśnie czasomierz, a otrzymacie jeden z bardziej klasycznych, ponadczasowych wzorów eleganckiego zegarka, ot choćby taki jak w vintage’owym Patek Philippe Perpetual Calendar z początku lat 50. ubiegłego wieku (Ref. 2438 i 2497) i szeregu innych modeli najlepszych manufaktur.
Choć propozycja FC (Frederique Constant) jest do owego PP łudząco podobna (z pominięciem komplikacji) ma jeden niezaprzeczalny atut – kosztuje jakieś 60 razy mniej, oferując przy tym naprawdę rewelacyjny kawałek mechanicznego zegarmistrzostwa.
FC Classics Moonphase Manufacture dostępny jest w dwóch wariantach – stalowej i pozłacanej. Choć osobiście skłaniałbym się do wersji w stali (z czarnym paskiem i polerowanymi, srebrnymi aplikacjami) złota jest nie mniej urodziwa i – co istotne – pokryta prawdziwym kruszcem zamiast taniej metody powlekania PVD albo DLC. Powłoka ma 10 mikrometrów grubości. Wykorzystane w Ref. FC-715V4H4 złoto to jego różowa odmiana, w bardzo ciepłym, niemal miedzianym odcieniu. To właśnie miedzi używa się jako dodatku do czystego złota celem uzyskania wersji „rose”, „red”, tudzież „pink”, a do swojego stopu FC wykorzystało jej spory procent – stąd miodowy kolor. Koperta ma 40.5mm średnicy, 13mm grubości i została w całości wypolerowana, łącznie z zaokrąglonymi uszami i pokrywką dekla.
Rozwiązanie z zatrzaskiwaną klapką, która osłania szafirowy dekiel wywodzi się z zegarków kieszonkowych. Na jej spodniej stronie (czasami także na wierzchu) umieszczano dedykacje, rodowe symbole lub inne ozdobne grawery bądź malunki, a właściciel wciąż mógł oglądać pracujący mechanizm. Dekoracja w FC sprowadza się do estetycznego perłowania na wewnętrznej stronie klapki, która od góry opatrzona jest subtelnie wygrawerowaną nazwą marki i numerem seryjnym. Z kopertą połączona jest małym zawiasem po lewej stronie całości – i choć dodaje zegarkowi dobre 2mm wysokości, walory wizualne zdecydowanie to rekompensują.
W wysokim, oczywiście polerowanym bezelu osadzone zostało szafirowe, wypukłe szkiełko, a pod nim cyferblat, którego elementy opisałem we wstępie. Każdy z nich jest bardzo staranie wykonany, a detale pokroju fazowania indeksów czy delikatnego szlifu na srebrnej bazie automatycznie podnoszą poziom wykonania o stopień wyżej. Patrząc na cyferblat ma się nieodparte wrażenie, że to zegarek z innej (wyższej) półki. O czytelności nawet nie będę wspominał, bo ta jest znakomita, a brak masy świecącej uzasadniony – w takim klasyku luminowa zwyczajnie nie przystoi.
FC-715 to manufakturowa konstrukcja Frederique Constant, i zdecydowanie kolejny plus zegarka (zwłaszcza w kontekście ceny, ale o tym na koniec). Testowaliśmy już kiedyś manufakturowe FC (przeczytacie o nim TUTAJ) i choć od czasu powstania tamtego modelu upłynęły jedynie 3 lata, zegarmistrzom z Genewy udało się zaprojektować i wykonać „in-house” aż 19 mechanizmów, w tym WorldTime i tourbillona. Konstrukcja FC-715 wizualnie – przynajmniej od strony widocznej przez szafir dekla – to charakterystyczny układ z dużym, symetrycznym mostkiem i wycięciem na koło balansowe oraz złotym, szkieletowanym wahnikiem. Zestaw dopełniających wizualnie całość dekoracji to perłowanie, niebieskie śrubki (barwione termicznie), koncentryczne pasy genewskie i przetłoczenia na rotorze.
Werk pracuje z częstotliwością 4Hz, ma 42h rezerwy chodu, 26 rubinowych kamieni, stop-sekundę i szybką korektę datownika. Wszystko obsługuje się z niezakręcanej koronki łatwo i intuicyjnie, a sam mechanizm pracuje zgodnie z parametrami, jakich można od tego typu kalibru oczekiwać. A jego „manufakturowość” to tylko plus – bo choć nie ma zależności miedzy manufakturowy, a dobry (lepszy niż produkcje seryjne), zawsze miło mieć mechanizm skrojony pod konkretny zegarek, przez tę, a nie inną markę.
Często podkreślam, że wybierając zegarek powinniśmy kierować się własnym gustem i poczuciem estetyki, a kluczowy zawsze będzie szeroko pojęty wygląd. Frederique Constant Classics Moonphase Manufacture to zegarek po prostu piękny w każdym detalu. Chociaż tegoroczne nowości FC skupiły się niemal w 100% na Horological Smartwatch, dla mnie numerem jeden jest właśnie ten klasyczny, świetnie wykonany i manufakturowy zegarek. Jego design, poziom wykończenia i mechanizm znakomicie pokazują, na co dzisiaj stać młodą jeszcze manufakturę z Genewy, którą wielu bardzo zasadnie stawia za przykład marki idealnej na start przygody z poważnym zegarmistrzostwem „Swiss Made”.
Nie bez znaczenia jest również cena. Marka pod rządami rodziny Stasów za cel stawia sobie tworzenie jakościowych czasomierzy za niewygórowane pieniądze. 15.999PLN za złotą wersję Classics Moonphase to bardzo uczciwa cena biorąc pod uwagę manufakturowy kalendarz z fazami księżyca, dopieszczone detale, pozłacaną kopertę i pasek ze skóry aligatora (brązowy z brązową nitką). Za stal z czarnym aligatorem – w moich oczach jeszcze większej urody – zapłacicie 1.500PLN mniej.
Koronka jest rewelacyjna, sposób w jaki nadaje zegarkowi charakteru jest niesamowity.