
Hands-On Fortis Flieger – odnowiona kolekcja rasowych pilotów [dostępność, cena]
Po okresie niebytu marka Fortis odważnie powraca do zegarkowej gry. Trzon jej zegarkowego portfolio stanowią tzw. pilot’s watches – czasomierze inspirowane lotnictwem, w mocno technicznym wydaniu.
Swego czasu, a lat to było kilka, a nawet kilkanaście, Fortis był jedną z tych marek, która nie dawała mi spać po nocach. Jako młody jeszcze wtedy (wiekiem i stażem) adept zegarkowej pasji absolutnie zakochałem się w kolekcji Flieger – rasowo, klasycznie zaprojektowanych zegarkach, utrzymanych w stylistyce typowego pilota. Pilota, czyli zegarka stworzonego jako „narzędzie” dla lotników tj. funkcjonalnego, czytelnego, niezawodnego i bez zbędnych fajerwerków. Tamte Fliegery, estetycznie przypominające znacznie droższe zegarki bardziej prestiżowych marek, zapewniły Fortisowi sporą grupę fanów, którzy przez kilka ostatnich lat zapewne zdążyli o marce zapomnieć na dobre. W pewnym momencie Fortis zniknął z branżowego horyzontu, nie wystawiał się na największych targach, a o nowych modelach próżno było szukać jakichkolwiek informacji. Reaktywacja przyszła 3 lata temu, a zawdzięczamy ją wieloletniemu fanowi i kolekcjonerowi marki – Juppowi Philippowi.
Obecne portfolio Fortisa to aż 8 linii, w tym pokazany nie tak dawno temu model AMADEE-20 z linii Official Cosmonauts – być może oficjalny zegarek misji na Marsa. Trzon będzie jednak nieprzerwanie stanowiła rodzina Fliegerów (z niemieckiego: lotników), która niedawno przeszła gruntowny lifting. Typowo „pilotowa” estetyka ustąpiła miejsca oryginalnym projektom, z pewnością wyróżniającym zegarki na te konkurencji. Dzięki uprzejmości nowego, polskiego dystrybutora marki mieliśmy okazję przyjrzeć się całej linii na żywo.

Pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi do głowy po zobaczeniu zegarków, była wewnętrzna debata nad wyższością podejścia do rasowego budowania tool-watchy nad opcją projektowania wersji „ugrzecznionych”. Fortis Flieger to bowiem rasowe narzędzie, masywne, duże, o ostrych, zdecydowanych rysach i pokaźnych gabarytach. Z początku wrażenie jest przytłaczające, ale potem nachodzi refleksja. Ale o niej na koniec – najpierw o samych zegarkach. Całą czwórkę czasomierzy z linii Flieger łączy ten sam, surowy styl. Koperty są potężne, w całości szczotkowane, z grubymi, dużymi i długimi uszami oraz WR 200 m. W uszach, na wkręcanych teleskopach, zamocowano bransoletę – równie masywną, ciężką i surową, co koperta. Bransoleta ma ogniwa skręcane obustronnie śrubkami i zapina się na spore, zatrzaskiwane zapięcie. Zabezpieczone jest ono przyciskami i dodatkowo wyposażone w łatwą w obsłudze mikroregulację. To pozwala dopasować zegarek do nadgarstka nawet w ciągu dnia, kiedy ręka poci się w upale.

Wszystkie referencje zaopatrzono w obrotowe bezele, osadzone na plastikowej podkładce (taka sama podkładka znalazła się także pod koronkami). Wklęsłą powierzchnię bezeli wykończono koncentrycznym satynowaniem i wygrawerowaną podziałką 12 h, za pomocą której można odczytywać czas w dowolnej, drugiej strefie.

Fundament kolekcji Flieger stanowią dwa trzywskazówkowe automaty, w wariancie 39 mm (F-39) oraz 41 mm (F-41). Co zaskakujące, do gustu bardziej przypadł mi ten większy – mniejszy, z racji masywnej bransolety, gubi nieco proporcje, choć pewnie lepiej pasuje na mniejsze nadgarstki. Na czarną, lekko opalizującą tarczę obu modeli, zamkniętą od szafirowym szkłem z antyrefleksem, trafiło okienko daty na godz. 6, otoczone pomarańczową ramką. Pomarańcz pojawia się także w górnym 10-minutowym sektorze i na centralnej wskazówce sekundowej. Drugi kolor to zieleń luminowy. Zrobiono z niej bloczki Brixtrack pełniące rolę indeksów oraz wypełniono nią klasyczne wskazówki.


Oba podstawowe zegarki napędza ten sam, automatyczny kaliber UW-30 z 38 h rezerwy chodu. Ukryto go pod pełnym deklem, grawerowanym laserowo.
Z czysto historycznego punktu widzenia najistotniejszy w kolekcji jest wariant z chronografem. Najistotniejszy, ale i najbardziej imponujący, przynajmniej gabarytowo. F-43 Bicompax ma spore 43 mm średnicy, co w połączeniu z około 16 mm grubości i 221 g wagi daje kawał konkretnego zegarka na nadgarstek.

Utrzymana w tych samych kolorach (co trzywskazówkowce) tarcza oferuje tytułowy układ Bicompax – dwie małe tarcze, ułożone w układzie 3 – 9. Po prawej stronie swoje miejsce zajął licznik 30-minutowy stopera, po lewej mała sekunda. Obie tarczki udekorowano szlifem ślimakowym, a tę pierwszą dodatkowo otoczono pomarańczowym ringiem. Pomarańczowy jest też centralny sekundnik stopera i otoczka kwadratowego okienka daty, na wysokości godz. 6. Zielone natomiast aplikacje z luminowy, na czele z ringiem minutowym Brixtrack. Wskazania w tym modelu napędza automatyczny kaliber UW-51 (Sellita SW501) z 48 h rezerwy chodu.
Ostatni w kolekcji jest zegarek, który na koniec zostawiłem nie bez przyczyny – bynajmniej nie dlatego, że jest najdroższy w całej linii. F-43 Tirple-GMT oferuje nie tylko użyteczną komplikację i ten sam, tool-watch’owy charakter, ale jest też jako jedyny opakowany w tytan. To sprawia, że 43 mm koperta, nawet w zestawieniu z bransoletą, na nadgarstku nosi się bardzo przyjemnie i zdecydowanie wygodnie – całość waży raptem 150 g. Szczotkowany tytan ma też specyficzny, ciemno-szary kolor, który w połączeniu z czarno-pomarańczową tarczą (tym razem bez zielonego) daje bardzo efektowną kombinację.

Czas w trzech różnych strefach czasowych, a właściwie dwóch poza standardowym czasem lokalnym, odczytuje się z wewnętrznej, 24 h skali z dedykowaną wskazówką oraz przy pomocy obrotowego bezela. Od strony mechanicznej komplikacje zapewnia kaliber WERK 13, który dla Fortisa stworzyła manufaktura Kenissi, należąca do Tudora. Mechanizm dysponuje 70 h rezerwy chodu, ma 4 Hz balans zamocowany na pełnym mostku i certyfikat chronometru COSC.
Jeśli nowymi Fliegerami Fortis chciał wytyczyć sobie drogę przyszłej działalności, to można ocenić, że będzie chciał być marką skierowaną do miłośników zegarków, w których forma idzie zdecydowanie w parze z funkcjonalnością. Nie ma miejsca na kompromisy w postaci tworzenia niby tool-watchy, ale w ugrzecznionym, pomniejszonym wydaniu, jak to robi wiele innych marek. Po Fortisa sięgnie ten, kto szuka „Pilot’s watcha” z krwi i kości, dobrze wykonanego, z dobrą mechaniką i poczuciem, że to zegarek-narzędzie, a nie kwiatek do garnituru. Nie ma oczywiście nic złego w tych projektowanych z myślą przede wszystkim o formie – ba, to nawet lepiej, bo każdy znajdzie dla siebie coś akuratnego.

Na sam koniec ceny Fortisów Flieger. F-39 Automatic i F-41 Automatic kosztują 2 400 EUR (~10 800 PLN). F-43 Bicompax wyceniono na 3 800 EUR (~17 150 PLN). Mój faworyt i flagowy produkt linii – F-43 Triple-GMT w tytanie kosztuje 4 500 EUR (~20 300 PLN). Stalowe modele można sobie zamówić również na czarnym, skórzanym pasku, oszczędzając w ten sposób 500 EUR.