H. Moser & Cie. Pioneer Centre Seconds [zdjęcia live, cena]
Sportowy zegarek od producenta o stricte klasycznym charakterze to posunięcie i ryzykowne i intrygujące zarazem. Pioneer Centre Seconds zaskakuje tym bardziej, że przygotowała go jedna z bardziej tradycyjnych szwajcarskich manufaktur.
Jest co najmniej kilka cech wyróżniających H. Moser & Cie. , a położenie we wschodniej części Szwajcarii (w Neuhausen nad Renem, tuż przy granicy z Niemcami) jest ledwie jednym z nich. Manufaktura, obecnie dowodzona przez młodego Edouarda Meylana, odznacza się bardzo mocno konsekwentnym, tradycyjnym podejściem do budowania mechanicznych zegarków. Jej kolekcja jest klasyczna zarówno w formie (designie) jak i zegarmistrzostwie, inspirowanym dokonaniami Heinricha Mosera (ojca założyciela) oraz tradycją sztuki zegarmistrzowskiej. Tak przynajmniej było do tego roku i premiery kolekcji Pioneer. Możecie sobie wyobrazić zaskoczenie, jakie malowało się na twarzy dziennikarzy, którzy mieli okazję zobaczyć pierwsze egzemplarze sportowych Moserów już na Baselworld, czyli w marcu tego roku (stąd ich nieco różniący się od właściwego wygląd). Prace nad zegarkiem trwały ponoć długie 3 lata – z nowym kalibrem automatycznym włącznie – a finalny efekt prezentuje się następująco.
Pioneer Centre Seconds jest pierwszym z linii sportowych zegarków H. Moser & Cie. – sportowych oczywiści wedle interpretacji marki. Na całe szczęście firma nie poszła w designerskie fajerwerki i zaprojektowała zegarek, który w wielu detalach oddaje jej tzw. DNA, czyli po prostu charakter. Koperta ma 42.8mm średnicy, 15mm grubości i WR na poziomie 120m. Jej modularna konstrukcja (pozwoli na szersze modyfikacje w przyszłości) to zestawienie złota ze wstawkami z powleczonego czarnym DLC tytanu i czarną koronką z logo. Od spodu zamyka ją dekiel z szafirowym oknem, od góry zaś mocno wypukłe, szafirowe szkło.
Trzy warianty minimalistycznego cyferblatu to srebrny ze szlifem słonecznym oraz fumé – szara albo w kolorze czerwonego złota. Nałożono na nią 13 złotych indeksów (ten na godzinie 12. podwójny) a na nachylony, zewnętrzny ring 13 kropek z luminowy. Tą samą luminową wypełniono część centralnie zamocowanych, złotych wskazówek: godzinowej i minutowej. Dwa ostatnie elementy cyferblatu to centralny sekundnik (stąd nazw modelu) i namalowane, tradycyjne logo H. Moser & Cie.
Jak na porządną manufakturę przystało, dla nowego zegarka Moser przygotował nowy, oczywiście manufakturowy mechanizm. Pod numerem HMC 230 kryje się automatycznie nakręcany (wahnikiem nakręcającym sprężynę w obu kierunkach obrotu) kaliber z 3-dniową rezerwą chodu, 3-Hercowym balansem ze sprężyną Straumanna i czernionymi detalami, w nawiązaniu do sportowego stylu czasomierza.
Ostatni detal, który wymownie definiuje charakter zegarka, to gumowy, perforowany pasek z tytanowym, czarnym zapięciem na trzpień. Za sportowego Mosera w wersji Centre Seconds trzeba zapłacić 22.900CHF (~90.200PLN). Jestem szczerze ciekawy, jak ten zegarek przyjmie się na rynku.
Ja bym to nazwał „tuningiem”. Czyli w analogii do samochodów- powstała limuzyna z pakietem sportowym, a nie samochód sportowy.
Mayu to mój numer 1 jeżeli chodzi o small second, ale ten model mnie nie zachwyca.