Frederique Constant Manufacture Perpetual Calendar – Basel 2016 [zdjęcia live, video, dostępność, ceny]
Wielkie komplikacje mają to do siebie, że fascynują każdego miłośnika mechanicznego zegarmistrzostwa, ale z racji ceny zazwyczaj na fascynacji się kończy. Wieczny kalendarz w wydaniu manufaktury z Genewy ma wszelkie zadatki, by tę zależność zmienić.
Dwie zegarkowe premiery tegorocznego Baselworld wywołały burzliwą dyskusję i skrajne opinie z racji ich ceny. Nie chodzi jednak o ilość zer, a raczej nadspodziewanie mało cyfr, jaki trzeba za nie zapłacić. Jeden to opisany już przez nas TAG Heuer 02 Tourbillon, w cenie stanowiącej mniej niż połowę najtańszego konkurenta i ułamek wartości podobnych propozycji od topowych marek. Drugi także ma wielką komplikację, a kosztuje nawet mniej. I wbrew temu co o obu zegarkach powiedział Thierry Stern (CEO Patek Philippe), to nie dewaluacja, a raczej prztyczek w nos branży zegarkowej, szczególnie tej z wyższej półki.
Frederique Constant od praktycznie samych początków swojego istnienia udowadniał, że można robić dobrej jakości zegarki Swiss Made za niewygórowane pieniądze. Dość powiedzieć, że od 2004 roku i premiery pierwszego kalibru in-house marka przygotowała imponujące 19 różnych wersji, w tym tourbillon – i nawet on dostał metkę z ceną znacznie odbiegającą od konkurencji. Piękny, manufakturowy model z zaopatrzonym w krzemowy włos kalibrem FC-700 i szarą, giloszowaną tarczą – przetestowany przez nas TUTAJ – kosztował tyle, co przeciętny szwajcarski konkurent z ETĄ w środku. Nie inaczej jest z tegoroczną premierą FC, nad którą w genewskim Plan-les-Ouates pracowano dobre 2 lata. Jak powiedział nam w Bazylei Manuel Da Silva Matos (dyrektor działu R&D) założeniem było stworzenie maksymalnie prostej konstrukcji, która nie tylko pozwalałaby na seryjną produkcję w obrębie własnych możliwości, ale także na wyraźne zredukowanie ceny. Udało się i to przez wielkie U – stalowy Manufacture Perpetual Calendar będzie kosztował niecałe 8.000EUR (~34.000PLN). To mniej, niż obecna cena prostego Rolexa Submarinera (!).
Wieczny kalendarz, jedna z czterech Wielkich Komplikacji, to złożona wersja mechanizmu z kalendarzem, który uwzględnia wszelkie kombinacje zmiany daty, włącznie z 30 i 31-dniowymi miesiącami oraz krótszym lutym i latami przestępnymi. Zakładając, że będzie pracował bez przerw, nie powinien pomylić się w dacie przez następne 400 lat, za wyjątkiem 1 marca roku 2100, kiedy trzeba będzie przestawić datownik o jeden dzień do przodu. Możecie sobie pewnie wyobrazić, jak złożony musi być mechaniczny układ, który jest w stanie spamiętać wszystkie takie zmiany tylko dzięki systemowi kół zębatych, przekładni i dźwigienek. Ten autorstwa FC (FC-775) ma ledwie 191 komponentów. Wśród nich 4-Hercowy balans i bęben sprężyny, który kumuluje energię wystarczającą na (tylko) 38h pracy.
Wizualnie werk ma (od strony szafirowego dekla) tradycyjną dla firmy, symetryczną konstrukcję z centralnie umocowanym balansem, ozdobionym pasami genewskimi mostkiem, płytą bazową z perłowaniem i szkieletowanym, pozłacanym wahnikiem. Nie znajdziecie tu złożoności i smaczków rodem z mechanizmów Patka, Jaegera czy Audemarsa, ale też kompletnie nie takie było założenie. FC buduje zegarki funkcjonalne i jakościowe, ale nie próbujące nawet pretendować do miana Haute Horlogerie (choć akurat komplikacja perpetual calendar mogłaby o tym świadczyć). „Affordable Luxury” – choć osobiście nie lubię tego określenia – to znak rozpoznawczy Frederique’a. Nowy model jest tego genialnym przykładem.
Manufacture Perpeatual Calendar opakowano w estetykę linii Slimline, z elegancką, smukłą kopertą i czytelną, tradycyjną tarczą. Wersji jest kilka (dokładnie 5), ale mi do gustu przypadła ta najprostsza, najbardziej klasyczna i najtańsza zarazem. Stalowa, wypolerowana koperta ma 42mm średnicy i w połączeniu z paskiem ze skóry krokodyla całkiem przyjemnie wygląda na nadgarstku. Taki rozmiar w zestawieniu z jasną tarczą i wąskim bezelem potęguje wizualnie wrażenie wielkości, ale nie dyskwalifikuje modelu jako odpowiedniego nawet na nieco mniejsze przeguby.
Srebrny cyferblat ma 3 małe, ułożone symetrycznie tarcze plus wycięte okienko faz księżyca, na wysokości godz.6. Tarczka na godz.12 to wskazanie miesiąca i lat przestępnych. Na godz.3 znajdziemy datownik, a po przeciwległej stronie dzień tygodnia. Kompozycja jest prosta, czytelna i – co istotne – rozplanowana na tarczy tak, że nie ma się wrażenie bolesnego ścisku wszystkich wskazań, które wymusza zazwyczaj mały mechanizm. FC werk dopasował do tarczy, w pełni wykorzystując swoją niezależność. Inni powinni brać przykład. Wskazania można przestawiać stosunkowo łatwo korektorami rozlokowanymi na bokach koperty.
Poza stalą model Manufacture Perpetual Calendar można będzie sobie sprawić także w kopercie pozłacanej różowym złotem, również w opcji z granatowym cyferblatem, pod pewnymi kątami padania światła wpadającym w fiolet. Złote modele mają złote aplikacje. Dodatkowo zaprojektowano dwie referencje z giloszowana tarczą i rzymskimi indeksami godzinowymi oraz wskazówkami a’la Breguet.
Każdy egzemplarz zegarka trafi do specjalnego, eleganckiego pudełka z drewna. Najważniejsze jednak jest to, co w pudełku, a za niecałe 35.000PLN konkurencji po prostu nie ma. Chyba jeszcze nigdy Wielka Komplikacja Swiss Made nie była tak bardzo dostępna cenowo. Wyraźnie zadowolony z siebie i swojej firmy Peter Stas – CEO i właściciel Frederique Constant – podkreślił, że Manufacture Perpetual Calendar idealnie oddaje jego wizję budowania marki luksusowej, ale w zasięgu portfela mniej zamożnego klienta. Nam nie wypada się z tym nie zgodzić – tym bardziej, że nowe FC broni się samo.