
Felieton Zegarkowe „quiet luxury”. Dyskretny urok dobrobytu, na który (być może) stać i Ciebie
Tym razem zapraszam na wspólną wyprawę do świata tych milionerów i miliarderów, którzy wyznają zasadę “pieniądze lubią ciszę”. W jej trakcie spróbujemy ustalić, czym tak naprawdę jest zegarek w stylu quiet luxury oraz poszukamy odpowiedzi na pytanie, czy za rozsądną kwotę można kupić coś, co zachwyci takich właśnie bogaczy?
Początki owego fenomenu? Ustalenie precyzyjnej cezury jest w tym przypadku niemożliwe. Przecież osoby preferujące (niczym elity z XIX wieku) luksus zarazem wyrafinowany i dyskretny, zawsze stanowiły duży odsetek najzamożniejszych. Po prostu: rzucały się w oczy znacznie mniej od zwolenników przepychu w wydaniu najbardziej ostentacyjnym; tym spod znaku złota, brylantów oraz wielkich logotypów najdroższych marek.
Na dzisiejszą popularność pojęcia quiet luxury złożyło się wiele czynników. Globalny kryzys finansowy z roku 2008, który sprawił, że wielu milionerów i miliarderów uznało przesadne manifestowanie statusu materialnego za coś nie na miejscu. Dynamiczny rozwój firm, które w obecnym tysiącleciu zaczęły oferować istny ocean „produktów tanich, choć wyglądających drogo” (dotyczy to nie tylko sieciówek ubraniowych spod znaku fast fashion, lecz także branży zegarkowej). No i wreszcie postęp technologiczny, dzięki któremu azjatyccy producenci podrabianych towarów luksusowych mogli zalać rynki asortymentem jednocześnie tanim oraz nieźle odwzorowującym oryginały.
Moim zdaniem to główne przyczyny, ze względu na które tak wiele osób poczuło przesyt logomanią, coraz ciężej strawnym konsumpcjonizmem tudzież zbytnio ekstrawaganckim stylem. No a gdy na ów stan rzeczy zareagowała popkultura (np. serial „Sukcesja”) oraz influencerzy internetowi, kula śnieżna rozpędziła się już na dobre.
Efekt? Spora część świata (zarówno “prawdziwego”, jak i tego znanego z Instagrama bądź też TikToka) stała się miejscem rozkochanym w wartościach, które kryją się za pojęciem cichego luksusu.
Stealth wealth na nadgarstku
Główne założenia owego stylu? W przypadku ubrań mowa tutaj o ponadczasowych (czytaj: zachowawczych) fasonach i stonowanej kolorystyce. Jakkolwiek pojęta krzykliwość jest tutaj bardzo, ale to bardzo niemile widziana.
Nie inaczej jest w przypadku zegarków à la quiet luxury. Żadnych eksperymentów z “szalonymi” kształtami i ponadnormatywnymi wymiarami kopert. Żadnych błyszczących kamieni szlachetnych. Idealnym wyborem jest tutaj klasyka przez duże „K” – ponadczasowe projekty, które nie zaczną trącać myszką ani za dziesięć, ani za sto lat.

Złoto? Choć stop żółty albo różowy nie powinien zostać uznany za ewidentne faux pas, to jednak pamiętajmy, że zegarek wykonany ze złota białego, platyny albo wręcz z “plebejskiej” stali jest dla ludzkich oczu znacznie „cichszy”.
O daleko posuniętej zachowawczości powinniśmy pamiętać również w kontekście kolorystyki tarcz. Jedynie najodważniejsi zwolennicy stylu quiet luxury mogą pomyśleć np. o zieleni bądź też o coraz modniejszych odcieniach barwy łososiowej. Oczywiście wszystko to w wydaniu przytłumionym, powściągliwym.
Nie zapominajmy, że w owym świecie wartościami dodanymi są unikatowość oraz niedostępność, tak więc zegarki produkowane w zbyt dużych ilościach i dostępne od ręki dla każdego posiadacza odpowiednio grubego portfela, nie należą do pożądanych najbardziej.
Co z logotypami? W tym miejscu sprawy zaczynają się nieco komplikować, gdyż podchodząc do naszego zagadnienia w sposób ortodoksyjny, tego rodzaju elementy wizualne są – w przeciwieństwie do stylu old money, czyli „kuzyna” quiet luxury – zakazane.

Jednak o ile w przypadku odzieży bądź też galanterii spod znaku cichego luksusu wcielanie powyższej reguły jest proste, to przecież oferta nielogowanych zegarków z najwyższej półki jest dziś praktycznie zerowa.
W tej sytuacji pozostaje nieco nagiąć zasady, poprzestając na szukaniu jak najmniejszego zła. Czyli: wybierając zegarki z możliwie małymi napisami oraz logotypami na tarczach oraz/ albo stawiając na manufaktury znane wyłącznie „gronu wtajemniczonych”, szerokim łukiem omijając marki powszechnie kojarzone z prestiżem.
Trzymając się owej zasady: choć Rolex Perpetual 1908 może być wyborem dobrym, to jednak Parmigiani Toric Petite Seconde będzie wyborem znacznie lepszym, natomiast Laurent Ferrier Classic Micro Rotor przebije w tej specyficznej rywalizacji nawet legendarną Calatravę od Patka Philippe’a.

Jeżeli natomiast miałbyś ochotę na coś mniej oczywistego, podchodź ostrożnie do projektów takich jak, dajmy na to, asymetrycznie brutalistyczny Audemars Piguet [Re]Master02 Selfwinding – znacznie lepszym tropem będzie tutaj nieśmiertelny Jaeger-LeCoultre Reverso.
Czy w tej kategorii da się i dobrze, i niedrogo?
Owszem, rozmaite portale internetowe rozsmakowały się w clicbaitowych nagłówkach i artykułach, z których dowiadujesz się, że w swetrze z pewnej sieciówki będziesz wyglądać dokładnie jak w kaszmirze Brunello Cucinelliego (oszczędzając w ten sposób parę tysięcy złotych), natomiast kurtka od innej znanej marki fast fashion zapewni efekt i-den-tycz-ny co produkt firmy Loro Piana (w tym przypadku Twój „zysk” wynosi już dziesiątki tysięcy).
Z podobnymi poradami zdarzało mi się zetknąć również w świecie zegarkowym, czy to w trakcie rozmów ze znajomymi, czy też podczas eksplorowania grup facebookowych. Padały wówczas argumenty związane nie tylko z mitycznym stosunkiem jakości do ceny, lecz i z tym, że jeżeli dobrze poszukać, to za niewielkie pieniądze można nabyć czasomierz, dzięki któremu przeciętny zjadacz chleba zaczyna wyglądać niczym nieprzyzwoicie wręcz zamożny reprezentant quiet luxury, posiadający i willę w Hamptons, i wielką klasę.

Bzdury. W tym przypadku przystępne cenowo alternatywy nie istnieją, gdyż istnieć po prostu nie mogą. Gdzie tkwi haczyk? Nawet jeżeli nie widzimy mechanizmu zegarka (który w tej kategorii zawsze jest konstrukcją z naprawdę wysokiej półki; przemyślaną, dopracowaną, gwarantującą zarówno wysoką precyzję chodu, jak i długowieczność), to diabeł tkwi w szczegółach – począwszy od jakości materiałów użytych do produkcji, a skończywszy na pedantycznej precyzji wykończenia wszystkich, nawet najdrobniejszych niuansów. Prawdziwy czasomierz quiet luxury musi być reprezentantem świata haute horlogerie; nawet jeżeli nie zastosowano w nim najbardziej zaawansowanych komplikacji.
Uwierz, zamożni miłośnicy dyskretnej elegancji naprawdę widzą podobne rzeczy. W słowniku tych ludzi słowo ersatz po prostu nie istnieje, a „budżetowy zamiennik” na nadgarstku nie stanie się przepustką do ich świata. Może natomiast sprawić, że jego posiadacz zostanie uznany za jednego z natrętów, którzy desperacko aspirują do owego hermetycznego grona.
Jakieś rozwiązanie?
Jeżeli pojęcie cichego luksusu rozgrzewa twoją wyobraźnię, lecz z jakichkolwiek względów nie możesz wydać odpowiedniej kwoty w salonie – przyjmijmy, że próg wejścia wynosi tutaj kilkadziesiąt tysięcy złotych – to moim zdaniem warto spojrzeć w stronę modeli vintage.
Postaw na zegarek stworzony przez uznaną manufakturę (może to być marka już nieistniejąca) oraz na klasyczny design, choć świetnie, jeżeli będzie to model rzadziej spotykany. Chcesz położyć na owym torcie wisienkę? Będzie nią ciekawie spatynowana tarcza.
W ten sposób nawet dysponując budżetem, który zamyka się w paru tysiącach złotych, możesz stać się posiadaczem czegoś, co będzie prezentowało się niczym milion dolarów. Nie tylko w Twoich oczach – podobne wrażenie możesz zrobić na każdym, nawet najbogatszym miłośniku cichego luksusu.