Felieton Zegarek wakacyjny, czyli jaki? Poszukajmy ideału…
Planujesz długą i obfitującą w ekstremalne aktywności fizyczne wyprawę na krańce świata? A może wybierasz się na leniwy city break, ograniczający się do eksplorowania Polski lub Europy? W zależności od Twojego wyboru zegarek może stać się albo niezawodnym kompanem, ułatwiającym i uprzyjemniającym podróż, albo przeciwnie: powodem dodatkowych trosk i problemów.
Na urlop ruszasz z etui podróżnym, do którego trafiło kilka czasomierzy dopasowanych idealnie do rozmaitych sytuacji: począwszy od lekkiego i bardzo wygodnego modelu sportowego (będziesz zakładał go np. na plażę), a skończywszy na złotym modelu garniturowym (ten z kolei doda szyku wykwintnej kolacji o zachodzie słońca).
Pomiędzy nimi znalazł się też nawiązujący do świata klasycznej motoryzacji chronograf, który będzie przecież idealnym dopełnieniem przejażdżki samochodem z wypożyczalni, a także…
W tym miejscu mówię „stop” – o ile należysz do grona osób zabierających na wyjazdy całe zestawy zegarków, przecież samodzielnie dodasz do tej listy kolejne pozycje; uwzględniające zarówno czasomierze, które przydadzą się na pewno, jak i te, które pakujesz do bagażu na wszelki wypadek.
Oczywiście masz do tego pełne prawo, sam jednak należę do frakcji przeciwnej, wyznającej zasadę „mniej znaczy więcej”. Czyli jestem pragmatykiem zakładającym, że zamiast wozić parę zegarków dopasowywanych na bieżąco do rozmaitych okoliczności, znacznie lepiej zabrać jeden, który odnajdzie się świetnie w każdej sytuacji.
Czego zdecydowanie warto unikać, a na co stawiać, szukając takiego właśnie ideału wakacyjnego? Spróbujmy poszukać odpowiedzi na owo pytanie…
Po pierwsze: najlepszy zegarek to ten, który właśnie nosisz
Czy w trakcie podróży lubisz dokładać sobie zmartwień, troszcząc się nie tylko o bezpieczeństwo portfela i telefonu, lecz także o cenną zawartość bagaży? Czy po dotarciu do hotelu obdarzasz jego personel stuprocentowym zaufaniem?
Każdy, kto na owe pytania nie udzielił odpowiedzi twierdzących, powinien przemyśleć pewną zasadę, głoszącą, że na wyjeździe (w miarę) bezpieczny jest zegarek, który spoczywa właśnie na nadgarstku. Nie w plecaku albo w torbie, z którymi przemierzamy dworce, lotniska i obce miasta. Nie w skrytce hotelowej, do której dostęp (dzięki tzw. master code’owi) mają również pracownicy obiektu.
Po drugie: dobra marka może być… niedobra
W wielu popularnych wśród turystów miejscach można natknąć się również na przestępców, którzy sprawiają, że bezpieczny nie będzie nawet zegarek zapięty ciasno na twoim ręku. W wersji optymistycznej chodzi o persony, które w iście sztukmistrzowski sposób potrafią zsuwać czasomierze z cudzych nadgarstków. W scenariuszu czarnym mowa natomiast o tych, którzy w trakcie kradzieży używają przemocy.
Cytując mojego zamieszkałego w Londynie kolegę: „”under the radar” watches are just safer”. W (bardzo) wolnym tłumaczeniu chodzi oczywiście o fakt, iż pewne marki już z daleka przyciągają spojrzenia osób, z którymi raczej nie chcemy mieć do czynienia.
Czy mowa wyłącznie o najbardziej rozpoznawalnych (zwłaszcza wykonanych ze złota i wysadzanych diamentami) synonimach luksusu, takich jak np. Rolex, Audemars Piguet albo Richard Mille?
Niekoniecznie. Przecież w sytuacji, w której natkniemy się na przestępcę niezbyt świadomego zegarkowo, ten znacznie baczniej przyjrzy się, dajmy na to, Omedze, TAG Heuerowi albo Breitlingowi – nawet jeżeli mówimy o egzemplarzu używanym i wartym co najwyżej parę tysięcy złotych – niż o niebo droższemu wytworowi uznanych choć mniej popularnych manufaktur (Glashütte Original? Jaeger-LeCoultre? Czapek?) tudzież jakiegokolwiek microbrandu.
Zaznaczam, że moją intencją nie jest tutaj tworzenie atmosfery grozy, dlatego nie zamierzam w tym miejscu epatować opisami sytuacji zaczerpniętych z kronik kryminalnych rozmaitych miast we Włoszech, Francji, Wielkiej Brytanii, Brazylii tudzież RPA.
Jednak wyjeżdżając w obce miejsca, po prostu warto mieć z tyłu głowy ryzyko znalezienia się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwej porze, gdy pewne zegarki mogą uczynić nas atrakcyjniejszymi w oczach złoczyńców, natomiast inne przeciwnie: zwiększą „niewidzialność” i dadzą więcej spokoju ducha.
Po trzecie: nie skupiaj się obsesyjnie na klasie wodoszczelności, ale…
Powiedzmy sobie uczciwie: dla 99,9 proc. osób – włączając w to nawet osoby, które na wakacjach planują intensywne pływanie albo nurkowanie z fajką – w zupełności powinien wystarczyć zegarek z klasą wodoszczelności na poziomie 100 metrów. Dlaczego postawienie na oferującego znacznie lepsze parametry tool-watcha może mieć jednak sens?
Wbrew pozorom nie chodzi tutaj o poziom ochrony przed zalaniem, lecz o wszystko, co otrzymuje się niejako w pakiecie: w przypadku uznanych producentów podwyższona klasa wodoszczelności często oznacza konstrukcję mniej podatną na rozmaite uszkodzenia mechaniczne – począwszy od mechanizmu odporniejszego na wstrząsy, a skończywszy na grubej kopercie i takim samym szkiełku.
Z tych samych względów idealny zegarek wakacyjny pozbawiony jest zaawansowanych komplikacji, zazwyczaj nieprzydatnych w podróży, a wpływających na złożoność werku i co za tym idzie, jego wytrzymałość. Wskaźnik faz księżyca? Wieczny kalendarz? Stoper? Bez tych funkcji zdecydowana większość z nas obejdzie się na urlopie.
Zaraz, zaraz, czy w tym układzie za ideał wakacyjny można uznać rasowego divera z bezelem służącym do pomiaru czasu nurkowania – nie tylko stylowego i bardzo, ale to bardzo uniwersalnego, lecz także (dzięki spełnianiu normy ISO 6425) ponadprzeciętnie solidnego? Być może, choć wszystko to pod warunkiem, że nie zależy ci na komplikacji niezwykle przydatnej podczas wielu podróży, czyli na wskazaniu drugiej strefy czasowej (GMT).
Po czwarte: zadbaj o kondycję (zegarka) przed urlopem
Parę dni temu dumny posiadacz Breitlinga Superocean 42 (model A17364) relacjonował mi swoją niedawną wizytę w jednym z parków wodnych, która to zakończyła się zalaniem wnętrza koperty i w efekcie bardzo kosztowną wizytą u zegarmistrza.
Jak wyjaśnić sytuację, w której konstrukcja dopracowana i mogąca poszczycić się imponującą – bo wynoszącą aż 1500 metrów – klasą wodoszczelności nie przetrwała kontaktu z niezbyt głębokim basenem?
Kluczem do rozwiązania owej zagadki może być fakt, iż wspomniany Breitling od momentu zakupu, czyli od roku 2011, nie przeszedł serwisu z prawdziwego zdarzenia. Zgodnie ze słowami właściciela: otwierany był tylko raz i to u przypadkowego zegarmistrza w centrum handlowym.
Czy za zalanie zegarka można w tym przypadku obwiniać uszczelkę, która była: niewłaściwie założona/ uszkodzona mechanicznie/ sparciała? Tego nie dowiemy się nigdy. Pewne jest jedynie to, że planując jakikolwiek kontakt z wilgocią (tudzież pyłem i kurzem), wzorowy stan techniczny zegarka jest istotniejszy od wyśrubowanych parametrów wodoszczelności, które widnieją na tarczy lub/i na deklu.
Po piąte: zapomnij o szykownym vintage’u
Pamiętasz o tym, że zdecydowana większość zegarków wyprodukowanych kilkadziesiąt lat temu posiada znikomą bądź wręcz zerową wodoszczelność? Jeżeli tak, zapewne nie planujesz zabierania modelu vintage na plażę.
Lecz co w sytuacji, gdy na wakacjach planujesz konsekwentne trzymanie się z dala od wszelakich akwenów? Cóż, wówczas powinieneś uwzględnić fakt kolejny: zegarki sprzed lat zazwyczaj są mniej odporne na uszkodzenia mechaniczne, niż modele współczesne.
Wybierając się w miejsce upalne, bądź przeciwnie: mroźne, zdecydowanie warto uwzględnić również to, że konstrukcje sprzed wielu lat znacznie gorzej znoszą zarówno temperatury skrajne, jak i szybkie wahania temperatur, np. w sytuacjach, gdy z upału przenosimy się w miejsce, w którym klimatyzacja pracuje pełną parą.
Pamiętajmy, że tego rodzaju czynniki mogą nie tylko obniżyć precyzję chodu – w przypadkach skrajnych efektem jest np. pęknięcie sprężyny balansu. To właśnie dlatego branża nieustannie modyfikuje zarówno receptury smarów (aby zachowywały odpowiednią lepkość niezależnie od warunków zewnętrznych, jak i udoskonala mechanizmy, np. stosując w nich metale i stopy o jak najlepszych parametrach termicznych (w tym przypadku świetnym przykładem może być krzem).
Po szóste: pomyśl również o tym, na czym nosisz zegarek
Pasek ze skóry? Nie będzie najlepszym z możliwych wyborów nawet wówczas, gdy jest to model z oznaczeniem „waterproof”, a do tego podgumowany. Naturalna skóra – niezależnie od tego, jak dobrze została zaimpregnowana – nie lubi dłuższego kontaktu z wodą (zwłaszcza słoną), z potem i z wieloma kosmetykami przeciwsłonecznymi.
W „okolicznościach urlopowych” znacznie lepiej sprawdzi się pasek gumowy (niezmiennie należy pamiętać o tym, aby zapewniał jak najlepszą cyrkulację powietrza), nylonowy (NATO, Zulu) bądź też bransoleta. Jednak w przypadku ostatniej ze wspomnianych opcji zdecydowanie warto wziąć poprawkę na fakt, iż nasze nadgarstki puchną podczas upałów. Tak więc za ideały wakacyjne można uznać modele z mikroregulacją; zwłaszcza taką, która pozwala zmieniać średnicę bransolety bez użycia narzędzi.
Po siódme: baw się tak, jak chcesz
Powyższy tekst potraktuj, proszę, jako garść luźnych przemyśleń i praktycznych porad, które być może pomogą w znalezieniu zegarka najlepiej dobranego pod kątem twoich oczekiwań. „Ideał uniwersalny”? Takowy po prostu nie istnieje, bo wszystko uzależnione jest od preferencji mocno indywidualnych.
Ja sam na wakacje najchętniej zabieram któryś z modeli Casio G-Shock. Wolisz, aby podczas urlopu towarzyszył ci zegarek vintage na pasku z aligatora? Uznałeś, że idealnym kompanem wyjazdu będzie złoty, wysadzany diamentami Rolex? A może chcesz zapakować do walizki tuzin różnych czasomierzy? Wybór należy do Ciebie, bo to przecież twoje wakacje i nikomu nic do tego.