Felieton Marketing w świecie zegarków: ci producenci zrobili to NAPRAWDĘ dobrze
O tym, że nawet najlepszy towar nie sprzeda się sam, branża zegarmistrzowska wiedziała już przed wiekami. Lecz kto sięgał po zdecydowanie najlepsze narzędzia promocyjne? Sprawdźmy.
Promocja iście królewska
Mój subiektywny przegląd najistotniejszych i najciekawszych dokonań w historii marketingu zegarkowego otwiera postać Thomasa Tompiona, urodzonego w 1639 r. w angielskim Bedfordshire. Gdy ów syn skromnego kowala umierał 74 lata później, od dawna należał już do grona ludzi niezwykle zamożnych, utytułowanych i opromienionych sławą, którą dziś określilibyśmy mianem celebryckiej.
Przyczyny fenomenu mistera Tompiona? Owszem, był nie tylko niesamowicie wręcz utalentowanym projektantem i twórcą zegarków, zegarów oraz przyrządów naukowych (m.in. barometrów). Co równie istotne, swe umiejętności potrafił „sprzedawać” w odpowiedni sposób, stając się pionierem marketingu w wydaniu siedemnasto- i osiemnastowiecznym.
Status nadwornego zegarmistrza trojga kolejnych monarchów Wielkiej Brytanii (od Karola II, poprzez Wilhelma III, aż po królową Annę) konsekwentnie wykorzystywał w promocji swej pracowni, działającej od roku 1671 na londyńskiej Fleet Street, a także marki The Dial and Three Crowns, która stała się bardzo znana i pożądana nie tylko w Pałacu Buckingham, lecz także na salonach całej Europy.
Lista Bregueta
Abraham-Louis Breguet, czyli Szwajcar w rocznika 1747, był nie tylko jednym z najwybitniejszych innowatorów w historii zegarmistrzostwa (że wspomnę tu jedynie o stworzeniu mechanizmu z tourbillonem oraz pierwszego zegarka z naciągiem automatycznym). Zdołał również udoskonalić strategie promocyjne, przenosząc je o poziom wyżej, niż działający sto lat wcześniej Tomas Tompion.
Arcydzieł tworzonych w paryskiej manufakturze Bregueta używały postaci tej miary, co – wymieńmy jedynie niewielką część bardzo długiej listy – Napoleon Bonaparte, Maria Antonina, Jerzy Waszyngton, Aleksander Puszkin, król Fryderyk Wilhelm III, sułtan Selim III oraz Nathan Mayer Freiherr von Rothschild.
Z powyższej listy Breguet korzystał nader chętnie, przedstawiając ją potencjalnej klienteli. W ten sposób konsekwentnie – oraz bardzo skutecznie – podsycał zainteresowanie swymi produktami, dokładając do tego zręczne wykorzystanie tzw. marketingu szeptanego.
Dbał i o to, aby każdy sprzęt wychodzący spod jego ręki był unikalny (w tym celu wprowadził numery seryjne), natomiast dodatkową otoczkę prestiżu wytwarzały certyfikaty autentyczności. W efekcie stał się zdecydowanie najjaśniejszą gwiazdą na ówczesnym firmamencie zegarmistrzowskim.
Rewolucjoniści industrialni
Gdy dziewiętnastowieczna rewolucja przemysłowa dotarła do świata zegarków, te – zarówno damskie modele naręczne, jak i dedykowane panom kieszonkowe – można było produkować znacznie łatwiej, szybciej i taniej. Wymusiło to na branży zupełnie nowe działania, pozwalające odnosić sukcesy na błyskawicznie rozwijającym się rynku masowym.
Kto zrozumiał to najlepiej i zaczął stosować na naprawdę szeroką skalę najwcześniej? Amerykanie, na czele z jedną pierwszych tamtejszych marek zegarkowych, założoną w roku 1850 przez Aarona Lufkina Dennisona.
Działająca w stanie Massachusetts Waltham Watch Company (znana również jako American Waltham Watch Co. i American Watch Co.) była firmą, która błyskawicznie opanowała nie tylko tworzenie zegarków i zegarów godnych ery industrializacji, czyli łączących niezawodność, precyzję i przystępność cenową.
Poświęcała również mnóstwo energii oraz środków na rozmaite formy promocji; od reklam w gazetach i czasopismach, poprzez dopracowane graficznie plakaty, które rozwieszano m.in. na dworcach kolejowych, aż po ulotki i broszury, które rozdawane były nie tylko w sklepach, lecz także na rozmaitych wystawach i targach.
Waltham brał też regularny udział w krajowych i zagranicznych konkursach branżowych, wszelakie zdobyte tam trofea i wyróżnienia wykorzystując w późniejszych działaniach marketingowych. Lecz to jeszcze nie wszystko, gdyż ta firma była również jedną z pierwszych, które zaczęły praktykować organizowanie konkursów z nagrodami oraz promocji (w których gratyfikowano osoby polecające zegarki WWC znajomym), a także umieszczać w swych materiałach reklamowych rekomendacje osób mogących zwiększyć zaufanie do marki, np. uznanych zegarmistrzów
Marketing na sportowo
Z dzisiejszej perspektywy marketing firm zegarkowych, który oparto na kooperacjach z utytułowanymi zawodnikami i zawodniczkami, na udziale w imprezach sportowych bądź też w przełomowych dokonaniach ludzkości (np. lądowaniu na Księżycu), jest czymś wręcz oczywistym.
Zupełnie inaczej było w 1927 r., gdy marka Rolex postanowiła wypromować pierwszy wodoszczelny zegarek naręczny, czyli wypuszczony na rynek rok wcześniej model Oyster. W tym celu sięgnięto po strategię dotąd nie praktykowaną w owej branży.
Otóż marka z Genewy nawiązała współpracę z Mercedes Gleitze, dwudziestosiedmioletnią maszynistką, planującą zostać pierwszą Brytyjką w historii, która pokona wpław kanał La Manche. Po serii prób nieudanych, podejmowanych już od roku 1922, nastąpił wielki sukces: 7 października 1927 panna Mercedes zdołała pokonać trasę z wybrzeża francuskiego na brytyjskie, potrzebując na to piętnastu godzin i piętnastu minut.
W trakcie owego wyczynu dzielnej pływaczce towarzyszył Rolex Oyster, co Hans Wilsdorf w iście mistrzowski sposób przekuł na działania promocyjne, począwszy od wykupienia całostronicowego ogłoszenia w dzienniku Daily Mail, a skończywszy na wykorzystaniu Mercedes Gleitze jako – używając terminologii współczesnej – ambasadorki marki.
Przed telewizorem
Nie powinno dziwić, że marketingowy potencjał telewizji jako pierwsi dostrzegli i docenili Amerykanie. Mówiąc precyzyjniej: pewna firma, którą założono w roku 1875 pod nazwą J. Bulova Company. To właśnie ona wykupiła reklamę, którą wyemitowano 1 lipca 1941 roku na lokalnym nowojorskim kanale WNBT w trakcie transmisji meczu pomiędzy bejsbolowymi drużynami Brooklyn Dodgers i Philadelphia Phillies.
Ponoć całość kosztów zamknęła się w dziewięciu dolarach, a hasłem przewodnim trwającego dziesięć sekund spotu był slogan reklamowy „America runs on Bulova time” („Ameryka działa według czasu Bulovy”).
Pomysł okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę i od tego momentu kolejne marki zegarkowe zaczęły ochoczo wykorzystywać coraz popularniejszą telewizję jako medium, dzięki któremu można unowocześnić i uskutecznić działania marketingowe.
Gwiazdy srebrnego ekranu
Gdy mowa o zegarkach znanych z filmów, najprawdopodobniej pierwsze skojarzenia powiodą Cię w stronę cyklu o przygodach Jamesa Bonda, począwszy od „Dr. No” (1962), w którym gwiazdami byli Sean Connery i Rolex Submariner tudzież do „Le Mans” (1971), czyli Steve’a McQueena i jego Heuera Monaco.
Jednak przedsiębiorstwem, które w największym stopniu przetarło szlaki w dziedzinie „product placementu filmowego”, była marka Hamilton Watch Company, założona w roku 1892 w amerykańskim stanie Pensylwania (i która siedemdziesiąt siedem lat później przeniosła się do Szwajcarii).
To właśnie ona jako pierwsza zacieśniła związki z Hollywoodem, umieszczając swe zegarki w rozmaitych produkcjach, począwszy od głośnego filmu „Szanghaj Ekspres” (1932), w którym zagrała Marlena Dietrich oraz Clive Brook, którego nadgarstek zdobił złoty Hamilton Flintridge.
Aż po dziś dzień to właśnie kinematografia jest fundamentem marketingu owej marki, której produkty można zobaczyć w całym mnóstwie filmów. Jeżeli mam wybrać zaledwie jeden przykład, polecam włączyć „Błękitne Hawaje” (1961), gdzie na ręku Elvisa Presleya widnieje futurystyczny Hamilton Ventura (dodajmy, że gwiazdor był miłośnikiem owego zegarka i zgodnie z pewną – mocno prawdopodobną – teorią egzemplarz użyty przed kamerami nie był rekwizytem, lecz prywatną własnością Króla Rock’n’Rolla).
Witamy w Sieci
Pamiętam rozmowę z reprezentantem Swatcha, podczas której dowiedziałem się, iż strona internetowa owej marki (a w ślad za nią pierwsze wirtualne działania marketingowe) powstała już w roku 1995. Co ciekawe, ta sama data padła w trakcie innej pogawędki, tym razem z przedstawicielem centrali Seiko. Kto jako pierwszy w branży zegarkowej zdecydował się na eksplorację World Wide Webu? To kwestia – jak zresztą wiele innych w internecie – niejasna.
Pewne jest natomiast to, że zarówno Szwajcarzy z Biel, jak i Japończycy z tokijskiej dzielnicy Chūō szli w awangardzie wielkich zmian, które wymusiła cyfryzacja świata, z biegiem czasu wykorzystując już nie tylko standardowe strony WWW, lecz także YouTube’a bądź też serwisy społecznościowe.
W ten sposób pojawiły się marki stawiające wyłącznie na sprzedaż i promocję on-line (na podobną strategię postawiła np. założona w roku 1998 firma Kobold oraz o sześć lat młodszy Christopher Ward), natomiast ambasadorami zegarkowymi zaczęli stawać się nie tylko aktorzy, piosenkarze, odkrywcy i sportowcy, lecz także influencerzy. A reszta tej opowieści? Nie jest już historią, lecz teraźniejszością.
PS
Jeżeli miałbyś ochotę dowiedzieć się, w jaki sposób świat marketingu sięga po ekologię, zapraszam serdecznie do lektury tekstu o zegarkach „zielonych” – TUTAJ.