
Wywiad Wilhelm Schmid (CEO A. Lange & Söhne)
Z Wilhelmem Schmidem, szefem jednej z najbardziej szanowanych manufaktur branży zegarkowej, rozmawiamy o małych elementach, które złożyły się na dzisiejszy sukces A. Lange & Söhne.
Ostatnim akordem naszego „Road Trip to Glashütte” jest specjalny wywiad, który przeczytacie za chwilę. Doskonale pamiętam, jak 4 lata temu jeden z wielu maili lądujących codziennie na naszych skrzynkach informował o zmianie na stanowisku CEO A. Lange & Sohne – i przyznam szczerze, byłem co najmniej zaskoczony. Stery jednej z najlepszych marek zegarkowych świata powierzono bowiem osobie, której poprzednim pracodawcą był wielki samochodowy koncern – BMW – i to dodatkowo jego filia w RPA. Po raz kolejny okazało się, że książki nie można oceniać po okładce, a Wilhelm Schmid jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Jest też bardzo otwartym, przyjaźnie nastawionym i po prostu „normalnym” człowiekiem, z tym większą więc przyjemnością spotkaliśmy się z nim podczas zwiedzania włości Lange (czytaj więcej TUTAJ) – zapis naszej rozmowy znajdziecie poniżej.
1. Różnice między branżą motoryzacyjnej a zegarkową manufakturą?
Mógłbym o tym opowiadać godzinami, postaram się więc streścić temat do kilku spraw kluczowych. Po pierwsze od zawsze pracowałem dla dużych korporacji, a teraz prowadzę małą firmę – to samo w sobie jest już wielką różnicą… którą zresztą bardzo lubię, ponieważ znacznie łatwiej jest pracować z mniejszą, bardziej elastyczną ekipą, znając wszystkich. Z drugiej strony mała firma nie ma wewnętrznego pędu korporacji więc trzeba ją ciągle popychać naprzód, bo inaczej zatrzyma się w miejscu. Z przemysłowego punktu widzenia motoryzacja nie ma z zegarmistrzostwem nic wspólnego. To w pełni zindustrializowany proces, a my staramy się robić coś zupełnie odwrotnego. Z punktu widzenia prowadzenia marki globalnie, motoryzacja nie ma sobie równych i to starałem się przenieść na grunt zegarkowy, a dzisiaj staram się wykorzystywać w prowadzeniu Lange. W pewnym sensie miałem i mam mnóstwo szczęścia, bo tak naprawdę mam dwie pasje. Jestem fanatykiem motoryzacji i pracowałem tej branży, ale jednocześnie jestem kolekcjonerem zegarków i prowadzę jedną z najciekawszych marek na świecie. Czuję prawdziwy zaszczyt (uśmiech).

2. Prowadzenie zegarkowej marki?
Po 4 latach mogę powiedzieć, bez cienia arogancji, że to było odważne posunięcie… i wyszło znakomicie. Headhunterzy zawsze powtarzają – jeśli zmienisz firmę, ryzyko porażki jest duże. Jeśli zmienisz firmę i kraj, to ryzyko rośnie. A jeśli zmienisz dodatkowo branżę, porażka jest niemal pewna. Jestem bardzo szczęśliwy i mam nadzieję, że moi ludzie to szczęście dzielą. Nic nie przygotuje Cię na taką zmianę – trzeba po prostu zaryzykować i sprawdzić, czy wyjdzie czy nie.
3. Co czyni Lange & Söhne wyjątkowym?
To nigdy nie jest jeden czynnik – na całe szczęście – bo wtedy łatwo byłoby go kopiować i powielać. To kombinacja małych rzeczy, które robimy w sposób wyjątkowy, daje w rezultacie wymierne korzyści. Nie jesteśmy Szwajcarami, jesteśmy Niemcami. Mamy bardzo przejrzysty i zdefiniowany design. Lubimy konkretne zegarki, nawet jeśli wykorzystujemy drogocenne materiały. Staramy się robić możliwie dużo własnym sumptem, ale jednocześnie nigdy nie rezygnujemy z dostawców, którzy coś robią po prostu lepiej od nas. Wszystkie te małe elementy razem – coś na kształt tego, co winiarze nazywają terroir – czynią nas wyjątkowymi. To za to cenią nas kolekcjonerzy na całym świecie.
4. Spójność w A. Lange & Söhne?
Mówiąc o spójność ja skoncentrowałbym się raczej na naszym spójnym DNA – nawet jeśli projektujemy zegarek dla Pań. Ma to także wiele wspólnego z wkładem pracy ręcznej i rzemiosłem, ale i dość unikalnym położeniem, które umożliwia nam rozpoczęcie od projektu i przygotowania mechanizmu pod ten projekt (a nie rozpoczynanie od mechanizmu i budowanie zegarka wokół niego). Taka wolność to z jednej strony wyzwanie (dlatego mamy w ofercie 29 własnych kalibrów), a z drugiej strony aspekt ekscytujący kolekcjonerów.
5. PR i tworzenie wizerunku marki?
Powiedzenie mówi “horses for courses” (z ang. mniej więcej „właściwy człowiek na właściwym miejscu”). Jestem przekonany, że marki mają bardzo dobre usprawiedliwienie by rozdawać zegarki za darmo, a nawet do tego dopłacać – my tego nie robimy. Mamy koło 700 ambasadorów – wielu z nich spotkacie w tych budynkach (manufaktury przyp. red.). Zważywszy na cenę naszych zegarków, każdy klient to VIP, wiec jak mógłbym usprawiedliwić to, ze jeden VIP musi zapłacić, a drugi dostaje zegarek za darmo? Z tego prostego powodu postanowiliśmy nie podążać tą drogą. Jeśli rozmawiamy o PR generalnie – dla nas najważniejszy jest bliski związek z kluczowymi partnerami w każdym kraju. To na to wydajemy większość pieniędzy i na tym się skupiamy. Zdecydowanie wolę rozmawiać o zegarkach z Wami, jak ze sparing partnerem – to popycha nas naprzód. Edukowanie wszystkich ludzi to moim zdaniem niewłaściwa droga dla marki tak niszowej jak nasza.
6. Rozwój marki i nowa manufaktura?
Budynki w których się właśnie znajdujemy to chronione monumenty historii. Oczywiście 100 lat temu idea produkowania zegarków było nieco inna, niż dzisiaj. Wydajność energetyczna, czystość i płynny przepływ pracy są trudne do osiągnięcia, gdy operuje się w 5 różnych obiektach. Koncepcja zakłada zebranie wszystkich kluczowych etapów w jednym miejscu. Nowy budek, estetycznie zbliżony do obecnych (co nie jest bez znaczenia) to bardzo zaawansowana technologicznie konstrukcja. Jest w pełni wydajny i samowystarczalny energetycznie, do tego stopnia, że energii wystarczy nawet na ogrzewanie i chłodzenie pozostałych budynków. Nie da się tam otworzyć okna, czystość i sterylność bliska więc będzie 100%. Także przepływ pracy będzie zoptymalizowany. Dodatkowo będzie to idealne miejsce dla naszych pracowników, a to właśnie oni stanowią markę. Chcę by byli możliwie usatysfakcjonowani, a w nowej lokalizacji będzie o to znacznie łatwiej.

Nowa siedziba wywrze nacisk przede wszystkim na jakość i wydajność produkcji, nie na jej zwiększenie – to nie jest nasz cel.

7. Przyszłość Lange & Söhne?
To ta jedna rzecz, która czasami nie daje nam przesypiać nocy. W tym dokładnie pokoju nie tak dawno gościłem 20 młodych ludzi z rodzinami. Każdy z nich podpisał kontrakt i zacznie pracę w manufakturze pod koniec tego miesiąca. Wszyscy są zegarmistrzami, więc gdybyśmy nie wykonywali naszej pracy efektywnie, po co byliby nam nowi pracownicy? To daje jasny obraz tego, jak wiele inwestujemy w przyszłość. Tak długo, jak ludzie będą mieli nadgarstki, będą chcieli umieścić na nich coś ładnego. Jeśli utrzymamy nasze DNA i tempo rozwoju, jeśli będziemy zaskakiwać, zawsze znajdzie się nowy rynek z podażą do zaspokojenia.
8. Smartwatche i ich wpływ na branżę zegarkową?
Jeśli zegarek potrzebny Ci jest do pokazania aktualnego czasu, spóźniłeś się o jakieś 100 lat. Nikt nie potrzebuje dzisiaj do tego czasomierza. Jaka jest różnica między smartfonem a smartwatchem na nadgarstku? – moim zdaniem nie ma żadnej. Smartwatche być może wygrają walkę o klienta nie zainteresowanego poważnym zegarmistrzostwem – tego nie wykluczam. Nie sądzę natomiast, by było to zagrożenie dla nas i naszego segmentu rynku zegarkowego.