Road Trip: Z wizytą w Tissot
Siedziba największego producenta czasomierzy w segmencie tzw. zegarków tradycyjnych to złoty środek pomiędzy niezwykłe bogatą historią marki a nowoczesnością. Podczas wizyty sprawdziliśmy co takiego wyróżnia Tissota na tle konkurencji i jak to możliwe, że niektórzy „pracownicy” poruszają się tutaj z prędkością 5 metrów na sekundę.
Aby dotrzeć do położonej w górzystym terenie siedziby Tissot, trzeba pokonać sporo wąskich zakrętów urokliwych dróżek miejscowości Le Locle. To właśnie tutaj, przy ulicy Chemin des Tourelles, której nazwę nosi również jedna z flagowych kolekcji marki – znajduje się centrala założonej w 1853 roku firmy, należącej obecnie do koncernu Swatch Group. Składa się ona z kompleksu dość sporych rozmiarów, nowoczesnych, połączonych ze sobą budynków, gdzie rocznie produkuje się najwyższą liczbę czasomierzy w segmencie tzw. zegarków tradycyjnych, osiągając obrót na poziomie 1 mld CHF. Warto również dodać, że Tissot jest także największym współczesnym producentem czasomierzy kieszonkowych.
Historia przez duże T
Niewiele osób wie, że nazwa firmy pochodzi od nazwiska jej twórców: producenta kopert Charlesa-Feliciena Tissota i jego syna – zegarmistrza – Charlesa-Emila. Założony przez nich zakład mieścił się również w Le Locle, ale w nieco innej części niż współczesna siedziba i z pewnością ustępował jej również rozmachem oraz wielkością. Na uwagę zasługuje fakt, że w dość krótkim czasie od powstania, marka została doceniona zarówno przez klientów, jak i branżę zegarmistrzowską, otrzymując liczne wyróżnienia w dziedzinie chronometrii. W latach 50. XX wieku Tissot był drugą po Omedze najbardziej znaną firmą zegarkową w Szwajcarii. Wiele historycznych modeli w doskonale zachowanym stanie można zobaczyć na własne oczy w specjalnym pokoju „muzealnym”, między innymi te z antymagnetycznym mechanizmem czy kamienną kopertą.
Jeszcze ciekawiej jest w specjalnym archiwum na ostatnim piętrze, gdzie nie tylko zachowały się historyczne księgi dokumentujące produkcję i stare reklamy, ale przede wszystkim zegarmistrzowskie perełki vintage, jak np. czasomierz wyprodukowany wspólnie z Omegą.
Firma pracuje również nad projektem, umożliwiającym potwierdzenie autentyczności zegarka Tissot sprzed lat i otrzymania do kompletu specjalnego certyfikatu. Z jej pełną, bogatą historią można zapoznać się TUTAJ.
Od projektu do gotowego zegarka
W portfolio Tissota znajdziemy współcześnie bardzo szerokie spektrum zegarków: od kieszonkowych, przez klasyczne i sportowe, po elektroniczne z technologią dotykową. Każdy z nich pracuje w oparciu o mechanizmy ETA, niezależnie czy jest to czasomierz kwarcowy czy mechaniczny. Od momentu rozpoczęcia prac nad nowym zegarkiem do otrzymania gotowego produktu mija średnio od 15 miesięcy (przy wykorzystaniu gotowego mechanizmu) do 3 lat (jeśli opracowywany jest nowy werk). Na początku powstaje projekt 2D, potem 3D, następnie drukowane są makiety 3D i dopiero po ich akceptacji (grubość, kształt, krawędzie itp.) firma tworzy prototypy. Wszystkie projekty poprzedzone są badaniami rynku, a zegarki spełniają przy tym narzucone im normy, np. dla modeli typu diver.
Najszybsi „pracownicy”
Od momentu przekroczenia progu siedziby firmy zastanawiałem się, jak można w optymalny sposób zapanować nad takim wolumenem produkcji (ok. 4.000.000 zegarków rocznie!), sprzedaży i dystrybucji. Jak się okazuje Tissot też się nad tym zastanawiał, czego owocem jest największy i pewnie najbardziej nowoczesny magazyn w branży zegarkowej. Znajdują się w nim zarówno poszczególne komponenty, jak i złożone czasomierze, które w dużych ilościach wjeżdżają jak i wyjeżdżają z niego każdego dnia. Wszystko jest w pełni zautomatyzowane i naprawdę robi wrażenie.
W magazynie łącznie zgromadzonych jest około 30.000 pojemników, które w zabudowanej i zamkniętej części obsługuje 5 specjalnych robotów. Aby usprawnić umieszczanie skrzynek na półkach lub ich wydawanie, maszyny te poruszają się z prędkością dochodzącą do 5m/s! Każde z pudełek ma naniesiony kod kreskowy, umożliwiający jego błyskawiczną lokalizację. Na teren obsługiwany przez roboty wstęp mają tylko trzy osoby, zajmujące się serwisem maszyn. W całej historii pracę magazynu przerywano na najwyżej 10 – 15 minut. Trudno wyobrazić sobie, że jeszcze kilka lat temu wszystkie komponenty były przynoszone i odnoszone przez ludzi. Inwestycja w tego typu centrum logistyczne – pomimo iż pochłonęła gigantyczne pieniądze – zwróciła się bardzo szybko.
Jak to działa?
Na początku części od zewnętrznych dostawców trafiają do działu, w którym są rozpakowane i przenoszone do pudełek z magazynu Tissota.
Po wprowadzeniu widocznej na opakowaniu etykiety do systemu, pojawia się informacja np. ile zegarków można umieścić w danym boksie. Następnie każdy z zegarków jest skanowany i tak wypełniona skrzynka trafia na taśmę. Ta ciągnie się wzdłuż całego magazynu i gdy tylko pudełko trafi we właściwe miejsce (po drodze jest skanowane) – przejmuje je odpowiedni robot, umieszczając na właściwym regale.
Dzięki licznym etykietom i kodom firma jest w stanie śledzić proces produkcji zegarka i miejsce, do którego trafił. To z kolei pomaga w walce z szarą strefą. Warto dodać, że czytniki są niesamowite – jeśli pracownik zeskanuje np. 10 zegarków, a do pudełka trafi tylko 9, pierwszy ze skanerów, który napotka dane pudełko po drodze wstrzyma je i poinformuje, że zawartość nie zgadza się z tym, co zadeklarowano.
Jak wyjaśnił nam kierownik magazynu, zamawianie komponentów odbywa się w 6 specjalnych stanowiskach. Po otrzymaniu pudełka pracownik skanuje kod, a na ekranie komputera wyświetla mu się zawartość (np. numer referencyjny i zdjęcie zegarków) oraz informacja, ile ze znajdujących się wewnątrz egzemplarzy powinien wyjąć. Po zeskanowaniu tacek z wyjętymi zegarkami aktualizuje się stan magazynowy, a jeśli wyjęto całą zawartość – pudełko kierowane jest automatycznie do miejsca, w którym znów zostanie zapełnione. Zegarki, przed wysyłką do zamawiającego je dystrybutora, otrzymują w większości przypadków metkę z ceną właściwą dla docelowego kraju. Tak więc np. do Polski trafiają gotowe, ometkowane czasomierze.
Kontrola jakości Tissot
W dalszej części mieliśmy okazję zapoznać się z działem kontroli. Trafiają tu nie wszystkie zegarki, ale reprezentacyjna próba (np. 10%). Tissot ma kontrakty ze swoim dostawcami, na mocy których to oni muszą sprawdzać jakość 100% dostarczanych komponentów. Kontrola przeprowadzana w Le Locle ogranicza się głównie do estetyki (zarysowania, paprochy, wygięcie wskazówek) oraz wodoszczelność czy np. działanie zegarków z dotykowym ekranem. Jeśli wśród próbek pojawi się jeden model z błędem, jest wycofywany i naprawiany. Jeśli jest ich więcej – cała partia zostaje wstrzymana.
W tzw. „pokoju tortur” Tissot testuje swoje zegarki. To tu sprawdza się odporność bransolety na ilość zapięć/otwarć klamry, jej obciążenie czy skręcanie. Paski poddawane są działaniu promieni UV oraz potu, a przyciski chronografu – ciągłemu „klikaniu” (10.000 razy). Jeśli któryś z komponentów nie przejdzie testów – odsyłany jest do dostawców.
„Zrób to sam”, czyli warsztaty zegarmistrzowskie
Zwieńczenie wizyty były warsztaty, podczas których mieliśmy okazję rozłożyć i złożyć prosty mechanizm zegarka. Jak zwykle tego typu doświadczenie daje mnóstwo frajdy!
Po zakończeniu wizyty, w połowie drogi do Neuchatel, przypomniałem sobie, że nie zadałem jednego pytania, na które nigdy nie znalazłem odpowiedzi: jaki model Tissota miał na nadgarstku James Stewart w słynnym filmie Alfreda Hitchcocka „Okno na podwórze”? Cóż, mam nadzieję, że przy okazji kolejnego spotkania będę miał okazję. Chyba, że ktoś z Was wie… ?
Potrafię „rozłożyć” każdy mechanizm, do imentu! To ciekawe zajęcie. Potem …ciekawość mija.:):):)