Recenzja Longines Conquest Heritage Central Power Reserve – na 70-lecie kolekcji [zdjęcia live, dostępność, cena]
Na okrągłe, 70. urodziny linii Conquest firma Longines przygotowała klasyczny model Heritage z nietuzinkowo rozwiązanym, centralnym wskazaniem rezerwy chodu. Zegarek dostępny będzie z trzema kolorami cyferblatu.
W 1954 roku Longines wprowadził do swojej oferty zegarek z intrygująco brzmiąca nazwą „Conquest”. Choć dość klasyczna w formie, kolekcja ta miała mieć lekko sportowy, casualowy charakter. 5 lat później do rodziny dołączyła referencja 9028, z wkomponowanym w cyferblat wskazaniem rezerwy chodu. Jak na swoje czasy, projekt ten był nader oryginalny, ale o dziwo niespecjalnie się przyjął i zniknął z oferty. Powraca dopiero teraz – 70 lat po „narodzinach” linii Conquest – w mocno inspirowanej, ale jednocześnie dopasowanej do współczesnych standardów formie. Przy okazji ze spora ilością detali, reprezentujących rosnące aspiracje marki z St. Imier.
Central Power Reserve
Zacznijmy więc od kluczowego elementu nowych zegarków – tytułowej, centralnej rezerwy chodu. Na początek mała dygresja w temacie. Rezerwa chodu w zegarku mechanicznym pełni rolę wskaźnika, który przypominać ma właścicielowi, że sprężyna główna mechanizmu wymaga dokręcenia. O ile jednak w zegarku z manualnym naciągiem jest jak najbardziej zasadna i funkcjonalna, jej rola w zegarku automatycznym pozostaje dyskusyjna. Ten typ mechanizmu nakręca się sam, od ruchu ręki, jest więc duże prawdopodobieństwo, że regularnie noszony zegarek nigdy się nie „rozładuje”, a i sam proces dokręcania – jak sugeruje nazwa – odbywa się z automatu, podczas użytkowania. Funkcjonalność rezerwy chodu w „automacie” można uznać więc za dyskusyjną, chyba że stanowi jednocześnie estetyczny element projektu.
W Conquescie Heritage Central Power Reserve rezerwa chodu gra pierwsze skrzypce. Tak jak w oryginalnym modelu z rocznika 59, tak i w reedycji tworzą ją dwa obrotowe dyski, zamocowane w centralnej osi cyferblatu. Jeden z nich – zewnętrzny – ma nadrukowaną podziałkę od 0 do 72 (bo dokładnie tyle, w godzinach, wynosi rezerwa werku). Drugi zaś pełni rolę wskazówki, z nadrukowanym na powierzchni wskaźnikiem, zakończonym prostokątem. Dyski obracają się przeciwnych kierunkach, razem wskazując aktualny stan naładowania sprężyny. Kiedy pracuje wahnik lub kręcimy koronką, obraca się ten z wartościami godzin. Kiedy zaś energii ubywa, w ruch wprawia się dysk wewnętrzny ze wskazówką.
Zupełnie szczerze rzecz ujmując, z początku tak nieszablonowe rozwiązanie nie przypadło mi do gustu, ale to wrażenie z czasem ustąpiło pewnej spójności wizualnej, podbitej ciekawym spektaklem kinetycznym. Widać go co prawda najlepiej kiedy dokręcamy zegarek manualnie, ale nawet przy standardowym, automatycznym procesie nakręcania prezentuje się ciekawie. Fragment dotyczący rezerwy chodu zaskakująco dobrze wkomponowuje się również w całą tarczę, która mimo mnogości detali zachowuje klasyczną nutę elegancji, odpowiednio wyważonej i nie przesadzonej w żadną stronę.
Poza dyskami rezerwy chodu, resztę cyferblatu stanowią nałożone, fazowane starannie indeksy godzinowe, namalowana podziałka minutowa oraz okienko daty. Ta ostatnia swoje miejsce zajmuje nietypowo u góry, na godz. 12, otoczone trapezoidalną, wypolerowaną ramką. Zarówno nad jak i pod dyskami rezerwy chodu namalowano kolejno nazwę marki, nazwę kolekcji oraz informację o rodzaju naciągu mechanizmu – która jest nieco zbędna i spokojnie mogłaby ustąpić większemu, stylizowanemu napisowi „Conquest”. Summa summarum elementów cyferblatu, jak na stosunkowo klasyczny w odbiorze zegarek, jest dużo, ale stanowią razem dobrze zaplanowaną kompozycję. Jej odbiór zależy w dużym stopniu od wersji kolorystycznej. Nowego Conquesta wybrać można w jednej z trzech opcji: szarej z aplikacjami w kolorze różowego złota oraz (te dwie widzicie na zdjęciach) czarnej ze stalowymi aplikacjami lub szampańskiej z detalami z żółtego złota.
W wersji czarnej, monochromatycznej, zegarek zyskuje bardzo casualowy, zdecydowanie codzienny charakter, co oznacza, że będzie pasował praktycznie do wszystkiego. Kolorystyka sprawia również, że detale nieco zlewają się w jedną całość, w efekcie mniej rzucając w oczy. Szampański, z przyjemnie ciepłym, lekko kremowym odcieniem (podbitym jeszcze przez żółtozłote detale) ma zdecydowanie bardziej elegancki, garniturowy look. Dopasowuje się do niego także skromna ilość luminowy, obecnej jedynie na dwóch malutkich, prostokątnych punktach przy indeksach na godz. 3 i 9 oraz na stylizowanych wskazówkach. Ich kształt imitować ma drapacze chmur z wielkiej metropolii, z prostą bazą i smukłymi, cienkimi końcówkami niczym strzeliste, smukłe iglice. Wskazania uzupełnia prosty, polerowany sekundnik.
Zewnętrze i komfort
Nowe Conquesty to także nowa, bogata w detale koperta. Elegancka, o ładnych proporcjach, zróżnicowanym wykończeniu i jednym relatywnie istotnym mankamencie. Obudowę wykonano w całości ze stali i nadano jej przyjemnie mięsistą, zwartą, a przy tym nienachalną formę. Uszy są krótkie za to szerokie i estetycznie fazowane na rantach. Rozstawiono je na 19 mm, co dobrze balansuje 38 mm średnicy koperty. Znakomita większość powierzchni otrzymała elegancką polerkę, za wyjątkiem bocznych powierzchni, które udekorowano pionowym satynowaniem. Taki miks wykończenia świadczy o dużej staranności i poziomie wykonania. Kopertę zmontowano z kilku dobrze spasowanych elementów. Zestawiona została z paskiem ze skóry aligatora, lekko zwężającym się ku klasycznej, eleganckiej klamerce, zwieńczonej klepsydrą Longinesa.
W polerowanym, lekko wypukłym bezelu Longines zamocował tzw. „pudełkowe”, czyli wypukłe szafirowe szkło, zabezpieczone obustronną powłoką antyrefleksyjną. Szkło zamyka także wkręcony w kopertę, stalowy dekiel, z wygrawerowanym zestawem podstawowych informacji. Mierzona razem ze szkłem, koperta Conquesta Heritage CPR ma 12,5 mm grubości – i to właśnie ten wspomniany wcześniej mankament. Przy niedużej średnicy 12,5 mm to całkiem sporo i czuć to zarówno kiedy zegarek nosi się na nadgarstku, jak i kiedy patrzy na niego z profilu. Dekiel wystaje sporo poza obrys koperty i mam nieodparte wrażenie, że przynajmniej milimetr (a idealnie dwa) z grubości dało by się uszczknąć. Niemniej jednak grubość koperty – choć konkretna – nie przytłacza na tyle, by nie uznać noszenia zegarka za satysfakcjonująco komfortowe. Po prostu mogłoby być troszkę smuklej, chociaż zegarkowa dieta odchudzająca bywam zadaniem wyjątkowo trudnym.
Mechanizm
Korzystając z przynależności do Swatch Group, Longines projektując nowe modele ma z tyłu głowy spokój o dobór, ewentualnie stworzenie, odpowiedniego mechanizmu. Nowa w ofercie komplikacja zaowocowała zupełnie nowym, automatycznym kalibrem o numerze L896.5.
Mechanizm ma 72 godziny rezerwy chodu i balans taktowany na 25 200 A/h. Wychwyt zaopatrzono w krzemowy włos, co gwarantuje odporność na pola magnetyczne. Rezerwę generuje z kolei duży, centralny wahnik, ale w razie potrzeby sprężynę można dokręcić z koronki. Z niej też ustawia się datę (szybka korekta) oraz aktualny czas (z pomocną stop-sekundy). Ponieważ jak wszystkie werki Longines, tak i ten powstaje w znakomitej części maszynowo, wykończenie sprowadza się do zaaplikowanych na wahnik pasów genewskich, wyciętego logo marki oraz perłowania na widocznych mostkach.
Wrażenia, dostępność, cena
70 urodziny kolekcji Conquest – kolekcji, która stanowi w historii marki jakże istotny rozdział – zapewne dadzą Longinesowi przyczynek do pokazania kilku jubileuszowych modeli. Na pierwszy wybrano Heritage Central Power Reserve i początkowo wybór taki wydał mi się nieco kontrowersyjny. Teoretycznie można było założyć, że świętowanie Longines zainicjuje jakimś klasycznym, prostym, maksymalnie minimalistycznym modelem, może na kształt wiernej reedycji pierwszego Conquesta z 1954 roku. Postanowiono jednak zagrać „Jokerem” i referencją, którą pewnie poza najwierniejszymi fanami marki była anonimowa. I tu dochodzimy do meritum moich wrażeń w temacie, czyli tego, że klasyczny zegarek niekoniecznie musi hołdować minimalizmowi, by zachować elegancję i… klasyczność właśnie.
Pierwsze wrażenie zbytniego przeładowania i zbędnej komplikacji ustąpiło w Conqeust Heritage CPR uznaniu, że Longinesowi udało się niezwykle trudne zadanie skonstruowania (oczywiście na bazie historycznego modelu, ale jednak) eleganckiego zegarka w oryginalnej formie. Zadanie to niełatwe, a centralna rezerwa chodu, abstrahując od jej rzeczywistej użyteczności, dodaje projektowi unikatowości i niepowtarzalności, nie niszcząc estetycznego wrażenia elegancji. O dziwo pasuje też przeniesiony na górę datownik, podbity jeszcze starannie wykonaną ramką. To także kolejny plus projektu, windujący jednocześnie Longinesa na wyższy poziom zegarmistrzowski. Ewidentnie widać więcej detali i większą staranność wykończenia elementów, co rzecz jasna w rezultacie przekłada się także na wyższą cenę. Za każdy z trzech wariantów modelu Conquest Heritage Central Power Reserve Longines każe sobie zapłacić 19 300 PLN. Mówiąc kolokwialnie, można by rzucić hasłem „tanio już było” i zaakceptować fakt, że zegarki stają się coraz droższym hobby. Z drugiej strony nowy Longines oferuje sporo, od własnego kalibru po dopieszczone detale wykończenia, ładną kopertę i wreszcie oryginalną komplikację. A swoją drogą ciekawe, co jeszcze zaprezentuje w tym roku marka z St. Imier? Zaczęło się całkiem smakowicie.
Longines Conquest Heritage Central Power Reserve
Producent | Longines |
Nazwa modelu | Conquest Heritage Central Power Reserve |
Ref. | L1.648.4.78.2 (szampański), L1.648.4.62.2 (czarny) |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | L896.5 |
Rezerwa chodu (h) | 72 |
Tarcza | szampańska, czarna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 38 |
Wysokość (mm) | 12,5 |
Wodoszczelność | 50m |
Pasek | skórzany |
Cena (PLN) | 19300 |