Recenzja Certina DS-1 Powermatic 80 [zdjęcia live, cena]
Linia DS-1 od samego początku swojego istnienia łączyła elegancję z wytrzymałością. Nowe modele z serii udowadniają, że Certina nadal wie jak skutecznie zintegrować obie te cechy, tworząc przy okazji ciekawe stylistycznie zegarki.
W drugiej połowie lat 50. ubiegłego wieku zespołowi pod przewodnictwem Philippa Kurtha udało się zaprojektować wyjątkowy jak na tamte czasy system DS (od Double Security). Dzięki wprowadzeniu elastycznego pierścienia absorbującego wstrząsy i utworzeniu wolnej przestrzeni między tarczą a kopertą, zamontowany wewnątrz mechanizm zyskał bezpieczny luz, a co za tym idzie zwiększoną odporność na wstrząsy – w tym na upadek z wysokości 6 metrów(!). Na tym jednak nie koniec. Dodatkowe uszczelki (zapewniające wodoodporność do 200m), wzmocniony dekiel oraz grube zbrojone szkło pleksi sprawiły, że pierwsze Certiny DS, mimo swojego eleganckiego wyglądu, miały wszystkie cechy prawdziwego tool-watcha – i tak też się sprawowały, chociażby podczas zdobywania szczytu Dhaulagiri w Himalajach w 1960 roku, co zostało uwiecznione przez Certinę specjalną edycją modelu o numerze ref. C029.807.16.031.60
Choć od czasu wprowadzenia systemu DS i wypuszczenia na rynek pierwszych modeli DS-1 upłynęło sporo wody, obecne produkty Certiny podążają za tą samą filozofią. Recenzowany poniżej zegarek (model C029.807.11.031.02) posiada ten sam system zabezpieczeń, odporne na zarysowania szafirowe szkło z jednostronną powłoką antyrefleksyjną (lekko wypukłe) i sporą jak na typowego dresswatcha wodoszczelność (100m) – a to tylko początek.
What’s in the box?!
Otwierając fabryczne pudełko (po wcześniejszym usunięciu tekturowych osłon), naszym oczom ukazuje się całkiem przyjemny widok. Certina startowo oferuje zegarek na plecionej stalowej bransolecie, dając do kompletu pasek skórzany w stylu vintage z białymi przeszyciami. Zarówno pasek jak i bransoleta wyposażone są w sprytne teleskopy typu quick-release, dzięki czemu nawet laik będzie w stanie na poczekaniu zmieniać pasek/bransoletę bez użycia specjalnych narzędzi.
Dołączony do zestawu mesh różni się od typowych stalowych plecionek, które skraca się poprzez przesuwanie zapięcia wzdłuż wewnętrznych wyżłobień. Certina postawiła na budowę segmentową i podwójne zapięcie motylkowe, co ma swoje plusy i minusy. Dół bransolety tworzy kilkanaście zdejmowalnych ogniw, pokrytych podobnym wzorem co górna część, łączonych za pomocą wciskanych pinów. Plus takiego rozwiązania to ogólna solidność konstrukcji, minus to ewentualne problemy z idealnym dopasowaniem pod obwód nadgarstka. Po odjęciu ogniw (których zapas starczy na większość nadgarstków) nie ma możliwości dalszego regulowania długości, ponieważ motylkowe zapięcie nie posiada opcji wciągania ogniw, tak jak to jest w przypadku klasycznych zapięć z tzw. drabinką. Jesteśmy więc zdani na tolerancję równą długości jednego ogniwa.
Gdyby fabryczny mesh z jakichś powodów nam się opatrzył, zawsze można przerzucić się na pasek – o ile ma się odpowiednią rękę – bowiem producent nie przewidział go na nadgarstki szczuplejsze od mojego (przy ok. 17,5 cm w obwodzie, pasek zapinałem na ostatnią możliwą dziurkę). Ogólna jakość wykonania stoi na dobrym poziomie. Pasek charakteryzuje odpowiednia giętkość użytego materiału, bardzo dokładne wykończenie boków i przeszyć, oraz sygnowana klamerka – to się chwali. Osobiście nie do końca przekonała mnie ziarnista faktura oraz podszycie, w dotyku przypominające trochę zamsz – ale to już kwestia gustu.
Czytelny, elegancki design
Tarcza w recenzowanej DS-1 wykończona jest szlifem słonecznym – na tyle delikatnym, że przy słabszym oświetleniu praktycznie niewidocznym (jest to cecha, którą osobiście kojarzę z zegarkami z wyższej półki). Klasycznie srebrny kolor wypukłego cyferblatu idealnie komponuje się ze stalową bransoletą, oraz kontrastuje z brązowym paskiem z fabrycznego kompletu. Ze względu na niewielki rozmiar, trójkątne indeksy nie przytłaczają optycznie tarczy (w efekcie powiększając ją), jednocześnie doskonale pasują do smukłych wskazówek typu dauphine.
Skoro o wskazówkach mowa – czekając na informację zwrotną od producenta, byłem przekonany, że wskazówki w nowej DS-1 są barwione na niebiesko metodą termiczną. Proces ten jest droższy i bardziej skomplikowany od barwienia chemicznego, ale daje świetny efekt. Barwione w ten sposób wskazówki cieszą się trwałym, bogatym kolorem, który przechodzi z jasnego błękitu w mocnym słońcu, do głębokiego granatu w słabym oświetleniu. Wizualnie dokładnie taki efekt spotykamy na recenzowanym zegarku – tyle że, jak się ostatecznie okazało, nie osiągnięto go drogą termiczną. Skorzystanie z „mniej szlachetnej” chemicznej metody barwienia, z punktu widzenia pasjonata nie jest oczywiście niczym strasznym, ale… No właśnie, zawsze mogło być lepiej, tym bardziej, że niebieskie wskazówki wydają się być detalem, który wyróżnia nową DS-1 spośród innych propozycji.
Ciekawa forma i wydajne serce
Optymalny rozmiar to podstawa – recenzowana DS-1 chwali się odpowiednimi proporcjami, przez co powinna trafić w gusta sporej rzeszy odbiorców. Koperta ma wymiary 40 mm (średnica) na 11 mm (grubość) na 47 mm (lug to lug). Między uszami bezpieczne 20 mm, co znacznie ułatwia późniejsze dobieranie pasków.
Koperty nowych DS-1 kształtem nawiązują do modeli historycznych – i bardzo dobrze, bo to ciekawa forma, która nigdy nie powinna wyjść z mody. Charakterystyczne zakrzywione uszy wysmuklają optycznie zegarek, a wykończenie satyną na zewnątrz i połyskiem od wewnętrznej strony uszu, dodaje całości odpowiedniego „sznytu”. Jedyne czego tu brakuje, to nieco ostrzejszego wykończenia krawędzi – na podobieństwo zegarków vintage, gdzie przy dobrze zachowanych egzemplarzach człowiek odnosi (mylne) wrażenie, iż mógłby zaciąć się o ostre linie koperty. Na osobne słowa pochwały zasługuje logowana koronka. Posiada odpowiedni rozmiar i jest mocno karbowana, przez co bardzo łatwo się nią operuje. Wyglądem przypomina trochę koronki stosowane w starszych Rolexach, a takie skojarzenie jest zawsze pozytywne.
Od spodu zegarka przeszklony dekiel ukazuje łożyskowany na 23 kamieniach mechanizm o oznaczeniu ETA C07.111, szerzej znany jako Powermatic 80. Jest to werk bazujący na sprawdzonej ETA 2824-2, który dzięki pewnym modyfikacjom (m.in. użyciu kompozytowych elementów i obniżeniu częstotliwości bicia do 21 600 uderzeń na godzinę) osiągnął 80-godzinną rezerwę chodu. Choć do solidności werku nie można się przyczepić, poziom jego wykończenia niczym nie szokuje. Powiedziałbym, że pełny dekiel wcale nie odjąłby uroku temu zegarkowi – gdyby na przykład umieścić na nim klasycznego żółwia Certiny.
Wrażenia ogólne
Nowa DS-1 jest jednym z tych zegarków, które rano zakłada się na rękę i przez resztę dnia praktycznie zapomina się o jego istnieniu – w pozytywnym znaczeniu tych słów. Odpowiada za to wygodny projekt koperty i optymalny rozmiar. Od strony wizualnej zaś, jest to zegarek spójny stylistycznie, stosunkowo prosty, ale nie nudny – zdecydowanie podtrzymujący chlubną tradycję poprzedników z linii DS-1. Z tych samych względów to idealna propozycja na co dzień dla kogoś, kto ceni sobie nawiązania do przeszłości oraz szuka zegarka szwajcarskiego w jak najlepszym stosunku jakość/cena. DS-1 kosztuje 3 140 PLN.
C029.807.11.031.02 wydaje się być dobrym wyborem zarówno dla początkującego pasjonata, jak i dla kogoś kto szuka uzupełnienia swojej kolekcji o zegarek klasyczny, w rozmiarze zgodnym z aktualnymi trendami i w jakości wykonania odpowiadającej nowoczesnym standardom. Jednocześnie oferowany pakiet startowy w postaci paska i bransolety sprawia, że zegarek bardzo zyskuje na wielozadaniowości i może być dobrym wyborem na niemalże każdą okazję.
Certina DS-1 Powermatic 80
Producent | Certina |
Nazwa modelu | DS-1 Powermatic 80 |
Ref. | C029.807.11.031.02 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | ETA C07.111 - Powermatic 80 |
Rezerwa chodu (h) | 80 |
Tarcza | srebrna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 40 |
Wysokość (mm) | 11,7 |
Wodoszczelność | 100m |
Pasek | skórzany, bransoleta |
Cena (PLN) | 3140 |