Z wizytą w manufakturach Chopard w Meyrin i Fleurier: o tym co to Qualite Fleurier i jak powstaje kolekcja L.U.C
Niezależne, rodzinne manufaktury zegarkowe tylko z pozoru niczym nie różnią się od tych wielkich, połączonych grupowymi więzami. I tu, i tu powstają podobnej klasy zegarki, ale droga do celu jest często zgoła odmienna.
Za każdym razem, kiedy po raz n-ty wstaję o 5 rano, by zdążyć na poranny lot do Genewy, zastanawiam się, czym zaowocuje moje poświęcenie i przerwany brutalnie sen. Przez lata odwiedziliśmy pokaźną liczbę zegarkowych manufaktur w Szwajcarii oraz Niemczech, i jak to zwykle bywa, jedne nas zachwyciły, a inne trochę mniej. Szwajcaria to piękny kraj, ludzie przemili i uśmiechnięci, jedzenie oraz wino znakomite, a zegarki… sami wiecie. Przyjrzenie się z bliska, od kuchni, procesowi powstawania mechanicznego czasomierza jest niekwestionowaną przyjemnością, stopniowaną procentem udziału ludzkich rąk w tym czaso i pracochłonnym procesie. W zegarkach cenimy najbardziej zegarmistrzostwo, tak więc i wyprawy do tych mniejszych, niezależnych marek zazwyczaj ekscytują nieco bardziej. Choparda, od lat należącego do jednej rodziny właścicieli, chcieliśmy odwiedzić już od dłuższego czasu, i z tym większą radością przyjęliśmy zaproszenie do Genewy, jeszcze na tegorocznym Baselworld. Kilka miesięcy później, punkt 7:20 rano, lotowski, wypakowany do ostatniego miejsca Embrayer, zabrał mnie do Genewy na dwudniowe spotkanie z Chopardem i jego manufakturami w Meyrin i Fleurier. Niestety w 90% miejsc nie mogliśmy robić zdjęć, wiec musicie uwierzyć nam na słowo i zdać się na zdjęcia dostarczone przez Szwajcarów.
Zaraz obok swojej nazwy Chopard umieszcza dumnie napis „GENEVE”, a to jasno sugeruje, że zegarki muszą (w odpowiednim stopniu, regulowanym prawnie) powstawać w Genewie lub jej okolicach. Właśnie to miasto było naszą bazą wypadową, z noclegiem w położonym zaraz nad brzegiem Lac Léman (Jezioro Genewskie) hotelu President Wilson i wieczorną kolacją w zdecydowanie godnej polecenia restauracji Chez Philippe przy Rue de Rhône 8. Mówiąc zupełnie szczerze Genewa nie jest moim ulubionym szwajcarskim miastem, choć wieczorny rejs wodnym tramwajem i spacer po oświetlonych uliczkach swój urok mają. Miasto zdominowały banki i… zegarki, których reklamy znajdziecie prawie na każdym kroku i co drugiej kamienicy wzdłuż brzegów jeziora. Swój butik ma tu każdy z dużych branżowych graczy (w tym Chopard, przy Rue de Rhône 27), a kilku z nich także swoje manufaktury. Siedziby niektórych, ulokowanych w Plan le Ouates, odwiedziliśmy już przy okazji Road Trip. Chopard swoje włości zlokalizował w Meyrin, kilkanaście minut drogi busem od centrum.
Meyrin
W dużym skrócie i sporym uproszczeniu, manufaktura w Meyrin przypomina to, co widzieliśmy już i opisaliśmy przy okazji wizyt u marek z podobnego segmentu rynku zegarkowego. Swoje miejsce w sporych budynkach ma pokaźny park maszynowy, wykonujący gros elementów, które potem, po wieloetapowej obróbce, trafią do zegarków sygnowanych logo firmy. Zewnętrzni producenci dostarczają ledwie kilka komponentów, w tym np. malutkie piny i mikro-śrubki służące do skręcania ogniw bransolety. Stal, potrzebną w ilościach mocno hurtowych, do wykonywania kopert (metodą wytłaczania hydrauliczną prasą), bransolet i innych komponentów zegarkowych, Chopard oczywiście też kupuje na zewnątrz, ale już złoto przygotowuje i wytapia samodzielnie.
Mała odlewnia zajmuje swoje bardzo znaczące miejsce w hierarchii manufaktury. Chopard, wedle własnych preferencji i wypełniając restrykcyjne, szwajcarskie normy, produkuje złoto w kilku kolorach. Warto pamiętać i podkreślić, że korzysta również z tzw. złota „Fairmined”, czyli kruszcu uzyskiwanego w humanitarny i odpowiedzialny sposób, w specjalnie certyfikowanych, małych kopalniach. Zegarki ze złota „Fairmined” cieszą się dużym zainteresowaniem klientów, do tego stopnia, że zaczęto z niego wytwarzać również biżuterię. Każdy wytopiony gram drogocennego materiału ma atest, wydawany na podstawie badania próbki pobieranej z każdej, wytopionej porcji. A ja już pewnie nigdy nie będę miał okazji trzymać w rekach niepozornej, kilogramowej sztabki.
Spora części złota powstającego w manufakturowej odlewni trafia finalnie do zegarków z serii L.U.C, które opatrzone są Pieczęcią Genewską. By było to możliwe, muszą one spełniać szereg precyzyjnych standardów i wytycznych, oraz składane być przez zegarmistrzów na terenie kantonu Genewa. Kontrola prowadzona przez Timelab ma miejsce średnio raz na miesiąc. Dlatego też, choć mechanizmy L.U.C kojarzone są raczej z Fleurier, konieczne etapy procesu ich powstawania plus finalny montaż gotowych czasomierzy i ich testowanie odbywa się właśnie tutaj. Zegarmistrzowie Chopard składają ręcznie wszystko od automatu z mikrorotorem w modelu XPS 1860 (jego test znajdziecie TUTAJ) po tourbillony, wieczne kalendarze, chronografy i ich połączenia. Obok swój końcowy montaż przechodzą też prostsze model z linii Classic, Classic Racing, Happy Diamonds, Imperiale i La Strada.
Każda firma z tradycjami ceni swoje korzenie, a najlepszą ich egzemplifikacją jest dobrze przemyślane, kompaktowe muzeum. Kompaktowe, by zwiedzający je goście nie musieli udawać zainteresowania całą armią zgromadzonych eksponatów. Muzeum historii Choparda w Meyrin zajmuje całkiem pokaźne pomieszczenie z wystawionymi w dużych gablotach eksponatami (czytaj zegarki) z najważniejszych etapów rozwoju. W ekspozycję umiejętnie wpleciono dwie koncepcje butików marki oraz stare biurko zegarmistrza.
Zanim opuściliśmy Meyrin, czekały na nas jeszcze dwie miłe niespodzianki. Firmowa kantyna z pozoru nie jest niczym niezwykłym i pewnie nie znalazłaby się w tej relacji, gdyby nie fakt, że Chopard traktuje swoich pracowników, każdego szczebla, z wielkim szacunkiem i uznaniem. Kuchnią dowodzą zawodowi szefowie, menu nie powstydziłaby się dobrej klasy restauracja, a swój lunch razem z pracownikami zjada cała kadra zarządzająca, z Karlem-Friedrichem Scheufele na czele. Pana Scheufele spotkaliśmy zresztą przed wejściem i zamieniliśmy kilka słów. Taka rodzinna, koleżeńska atmosfera, panująca w całej manufakturze nie jest bez znaczenia.
Drugie zaskoczenie tego dnia w Genewie dotyczy miejsca, które dla marki jest nie mniej istotne, niż zegarmistrzowskie atelier, a które my pewnie w 99% ominęlibyśmy szerokim łukiem. O biżuterii na CH24.PL nie piszemy w ogóle, jeśli nie liczyć okazjonalnych tekstów o zegarkach damskich, a jednak „Ateliers de Haute Joaillerie” zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Studio powstało kilka lat temu na życzenie Caroline Scheufele (szefowej działu damskiego marki) jako miejsce tworzenia wyjątkowej, high-endowej biżuterii bespoke. To ludzie współtworzący atelier stoją za projektem Złotej Palmy, przyznawanej na festiwalu filmowym w Cannes. O biżuterii nie wiem nic, ale obejrzenie z bliska pracy jubilerów rzeźbiących misterne konstrukcje ze złota, platyny i całej gamy drogocennych kamieni niewiele w sumie rożni się od pracy zegarmistrzów i robi bardzo zbliżone wrażenie.
Fleurier
Dzień drugi, z kolejną poranną pobudką, zaczęła półtoragodzinna podróż do oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Fleurier. Aby dojechać tam z Genewy, trzeba najpierw pokonać ruchliwą autostradę, a potem malowniczą wspinaczkę po górach Val-de-Travers. Poprzeplatana wykutymi w skałach tunelami kręta droga (którą nasz kierowca pokonał w tempie kierowcy rajdowego) doprowadziła nas wreszcie do małego, spokojnego miasteczka, jakich w kraju Helwetów wiele. Fleuirer liczy sobie raptem 3.500 mieszkańców i pewnie wielu z nich na co dzień pracuje w jednej z trzech znajdujących się tu manufaktur. Chopard zatrudnia około 200 osób, a swój budynek ulokował przy Rue des Moulins. Powstają tu także awangardowe czasomierze stworzonej niedawno marki Ferdinand Berthoud, należącej do rodziny Scheufele.
Wspomniałem już wcześniej, że zegarki opatrzone Pieczęcią Genewską („PG”) z oczywistych powodów powstają w Genewie, ale ich komponenty i spora doza know-how rodzi się właśnie tu. Swoje miejsce przy biurkach, przed wielkimi oknami z widokiem na góry, zajmują specjaliści dekoracji, wykańczania oraz montażu podzespołów – w sumie 15 departamentów.
Część niezbędnych elementów przyjeżdża z Genewy, część powstaje bezpośrednio na miejscu. Przy jednym ze stanowisk spotkaliśmy artystkę, która odpowiada za ręczne grawerowanie indywidualnych, unikatowych projektów, także na specjalne zamówienie.
We Fleurier rocznie powstaje około 5.000 kalibrów L.U.C. Te z nich, których nie dotyczy „PG”, są tu wykonywane od A do Z, łącznie z przygotowaniem do chronometrycznego testu COSC. Zanim mechanizm trafi pod lupę „Controle Officel Suisse des Chronometres”, przygotowywany jest przez zegarmistrzów wedle wytycznych, wyposażany w testową tarczę i zestaw wskazówek, bez koperty i pozostałych elementów, które znajdą się potem w gotowym zegarku. Certyfikat ten jest zresztą niezbędny do uzyskania znaku jakości Qualite Fleurier, ale o tym za chwilę.
Zwieńczeniem odwiedzin w manufakturze we była wizyta na ulokowanym na poddaszu muzeum marki Chopard – jednym z dwóch – o całkiem wdzięcznej nazwie L.U.CEUM. To we Fleurier firma ma swoją panią kurator i imponujący zbiór ciągle uzupełnianych eksponatów, związanych zarówno z marką jak i z regionem oraz historią zegarmistrzostwa. O oryginalny, sportowy stoper Chopard ponoć ciągle pytają zainteresowani zakupem goście.
Zanim jednak udaliśmy się całą grupą do ostatniego już miejsca oficjalnej części wizyty we Fleurier, czekał na nas szybki (ale znakomity) lunch w bardzo urokliwym miejscu. Willa Chopard Forum weszła w posiadanie marki w roku 2004. Po gruntownej renowacji budynek jest dzisiaj ekskluzywnym mini-hotelem dla specjalnych gości manufaktury, oraz miejscem spotkań, prezentacji, uroczystych wieczorów, w towarzystwie nowoczesnej sztuki. Całość otoczono pięknie utrzymanym ogrodem.
Qualite Fleurier
Fundacja Qualite Fleurier swoją skromną siedzibę ma w budynku tutejszego ratusza, kilka minut spacerem od manufaktury. Pomieszczenie jako żywo przypomina studenckie laboratorium, z kilkoma mniej i bardziej dziwnymi maszynami, komputerami i regałami pełnymi dokumentów. Choć wygląda to wszystko niepozornie, znaczek QF to dzisiaj zegarkowy certyfikat o najwyższych wymaganiach i obostrzeniach. Zegarek, który go otrzyma, musi mieć już certyfikat COSC, zaliczony test mechanizmu Chronofiable®, spełnić szereg wymogów technicznych i estetycznych, być w 100% szwajcarski, zrobiony z akceptowalnych materiałów i wykończony odpowiednimi technikami. Dodatkowe testy prowadzone są na miejscu i dotyczą zarówno samych części werków jak i gotowych, złożonych zegarków. My np. mieliśmy okazję zobaczyć jak działa maszyna symulująca warunki, z jakimi styka się zegarek na ręku noszącego, podczas wielu różnych aktywności jak np. bieganie, taniec, gotowanie itp. Podczas trwającego 24h testu mierzy się odchyłkę, która nie może przekroczyć +5 sekund. Dopiero przejście wszystkich wymienionych kroków daje zegarkowi prawo posługiwania się znaczkiem Qualite Fleurier. Może się o niego starać każdy ze szwajcarskich producentów, a sama fundacja – co godne podkreślenia – nie należy do żadnej marki i jest finansowana ze środków państwowych.
A jak wyglądają wszystkie kolejne etapy certyfikacji, możecie zobaczyć TUTAJ.
Zegarki
Po co to wszystko zapytacie? W Meyrin i Fleurier powstają m.in. takie zegarki, robione z dużą dozą pasji, precyzji i zegarmistrzowskiego fachu.
To się nazywa profesjonalizm!