Watch Editor’s Pick – Angus Davies
Piąty odcinek „Watch Editor’s Pick” to odwiedziny w jednej z kolebek zegarmistrzostwa – Anglii – i rozmowa pasjonatem, kolekcjonerem i założycielem strony Escapement – Angusem Daviesem.
Bez zagłębiania się w dyskusję o tym, kto jest dziennikarzem, a kto blogerem zegarkowym i która z tych funkcji jest lepsza, podjęliśmy się zadania znalezienia odpowiedzi na bardziej interesujący temat: jakie są ulubione zegarki zegarkowych redaktorów i jaki zegarek kupiliby mając nielimitowane środki. Na przestrzeni następnych tygodni (w co drugi poniedziałek) przedstawimy Wam najbardziej uznane nazwiska branży, od autorów z imponującym dossier po blogerów nowej ery mediów internetowych, którzy kształtują współczesne dziennikarstwo.
Przed wami „Watch Editor’s Pick” w wykonaniu Angusa Daviesa, kolekcjonera zegarków i założyciela Escapement.uk.com.
Kim jesteś?
Nazywam się Angus Davis, mieszkam w północnej Anglii. Moja przygoda z dziennikarstwem zegarkowym miała dość niezwykłe początki.
Wcześniej byłem większościowym udziałowcem i dyrektorem firmy z branży chemicznej. To chemia dostarczyła mi środków niezbędnych na finansowanie zegarkowej pasji i uzależnienia, choć bynajmniej nie ukrywam, że było miło. Mój rosnący „kolekcjonizm” przybrał wkrótce formę kupowania nowych zegarków i ukrywania ich przed małżonką. Często widząc na mojej ręce nowy czasomierz pytała: „od jak dawna masz ten model?” Zawsze dopowiadałem to samo: „od wieków!”.
W wieku lat 43 znalazłem się w samym środku kryzysu wieku średniego. Wiodłem komfortowe życie z częstymi wakacjami, designerskimi ubraniami, luksusowymi samochodami i – rzecz jasna – zegarkami. Jednakże wszystkie te materialne zbytki nie dawały mi pełnej satysfakcji. Zacząłem zastanawiać się, czy jest jeszcze w życiu coś ciekawego do przeżycia. Nie chodziłem spać rozmyślając o chemikaliach – moje senne marzenia wędrowały w kierunku chronografów, diverów i wielkich komplikacji. Zdecydowałem, że mam chęć rozpocząć nową karierę – taką, która pozwoli mi w całości poświęcić się nowej pasji.
We wrześniu 2011 roku założyłem, wspólnie z żoną, stronę Escapement. W zamyśle mieliśmy pisać o zegarkach interesujących z mojego punktu widzenia, a zyski czerpać z banerów reklamowych. Moje wykształcenie nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem, jestem absolwentem marketingu i zarządzania – zastanawiałem się więc, czy podołam zadaniu. Krótko po uruchomieniu strony inne magazyny, strony internetowe, a nawet marki zaczęły proponować nam współpracę i pisanie dla nich. Szybo stało się to moim pełnowymiarowym, czasochłonnym zajęciem.
W roku 2012 sprzedałem moje udziały w biznesie chemicznym i w całości poświęciłem się stronie Escapement. Często pracuję siedem dni w tygodniu, a zysk wypracowuje zarówno z pisania jak i z konsultacji oraz opowiadania o zegarkach na przeróżnych eventach branżowych.
Jak wygląda Twój przeciętny dzień pracy?
Przeciętny dzień pracy jest wewnętrznie sprzeczny – dzień dziennikarza zegarkowego jest bardzo rzadko przeciętny. Ja swój dzień zawsze zaczynam od filiżanki espresso, stymulującej mózg przed codziennym przeglądaniem maili dotyczących zarówno kolejnych zleceń, reklamy oraz materiałów prasowych o nowych zegarkach.
Podstawowym priorytetem jest dla mnie decyzja, które zegarki wzbudzą zainteresowanie i odzew. Rzadko trafiają się zegarki perfekcyjne, ale nawet w takich przypadkach koncentruję się tylko na tych przyciągających moją uwagę. Staram się wtedy zorganizować możliwość obejrzenia danego modelu na żywo – nic bowiem nie zastąpi wrażenia „hands-on”. Zazwyczaj piszę dwa teksty dziennie. Czasami jestem jednak bardziej produktywny, gdy wymaga tego sytuacja.
Rzetelne napisanie o zegarku, szczególnie krytyka, wymaga dokładnego przyjrzenia się detalom, także przez zegarmistrzowską lupkę. Ważny jest także dotyk, czyli wrażenie po wciśnięciu przycisków stopera, obłość i krawędzie koperty czy zatrzaskiwane zapięcie bransolety. Uwagi spisuję w formie notatek, które następnie przekształcają się w recenzje. Czasem wymaga to czasu i ponownej weryfikacji. Osobiście preferuję zegarki ze szklanym deklem – dla samej przyjemności obserwowania mechanizmu i wykończenia, które jest moim małym fetyszem. Polerowanie, perłowanie i pasy genewskie to to, na czym często się skupiam. Jednym z aspektów mojej pracy jest także podróżowanie, do i ze Szwajcarii. W pewnym momencie rozważałem nawet przeprowadzkę do tego zegarkowego raju, ale moja rodzina i przyjaciele to Anglia, a wizja przenosin wydała się zbyt dużym poświęceniem. Znaczy to, ze wiele czasu spędzam na lotniskowych terminalach, na pokładach samolotów albo w hotelowych pokojach, nieustannie ślęcząc nad klawiaturą laptopa. Wymagania rynku rzadko kiedy pozwalają na dzień bez pisania.
Pisanie o zegarkach dalej jest wielką pasją, często ciężką do powstrzymania nawet w czasie wakacji. To obsesja, której podobnie jak zegarków, nie mogę się wyrzec.
Jaki jest Twój ulubiony zegarek?
To bardzo trudne pytanie. Trochę tak, jakby zapytać, które z dwójki moich dzieci preferuję – odpowiedź zależy od ich aktualnego zachowania! Ale, by być zupełnie szczerym, często kocham zegarki z bardzo różnych względów i wybieram te do noszenia zależnie od nastroju i tego, co zamierzam robić. W mojej kolekcji są trzy takie (ulubione) zegarki.
A.Lange & Sohne 1815 w żółtym złocie jest znakomity, powściągliwy w rozmiarze (40mm) i bezbłędnie elegancki. Wybieram zegarki które mi się podobają, nie po to, by wyrażać nimi mój majątkowy status. Lange to marka łącząca wysmakowany design i wyjątkowe wykonanie. Co więcej, zawsze gdy widzę właściciela zegarka Lange, uśmiecham się wiedząc, że spotkałem wyjątkowego kolekcjonera i prawdziwego purystę.
Moja mama, na pewne specjalne urodziny, podarowała mi kiedyś model Audemars Piguet Edward Piguet Chronograph. Nieustannie zachwyca mnie jego wyprofilowane szafirowe szkło i prostokątna koperta. Choć większość kojarzy manufakturę z Le Brassus z Royal Oakiem (którego pożądam i ja) niewielu miało styczność z modelami linii Edward Piguet. Zawsze gdy mam go na ręce, ciekawie jest obserwować reakcje innych kolekcjonerów. To piękny zegarek, zdecydowanie zostanie ze mną na zawsze.
Ostatni z moich faworytów to Vacheron Constantin Historique American 1921. Odziedziczyłem pewną sumę pieniędzy po moim ojcu, i to ją przeznaczyłem na zegarek, który go upamiętnia. Ważne było, by mimo upływu lat i zmiennej mody zachował on swoją atrakcyjność. Mogę bezpiecznie założyć, że mimo lat model ten zawsze będzie wyglądał odpowiednio, a emocjonalna więź z nim związana jest po prostu nierozerwalna.
Jaki jest Twój zegarkowy Święty Graal?
Kolejne bardzo trudne pytanie. Mógłbym dość łatwo wymienić kilka zegarków z mojej listy życzeń, co swoją drogą doskonale uwidacznia ryzyko, z jakim związane jest to uzależniające hobby. Za każdym razem, gdy jestem na jakiejś zegarkowej imprezie lub obok zegarkowego salonu, walczę sam ze sobą, by nie stracić głowy i przepuścić oszczędności na edukację dzieci na kolejny czasomierz. Idzie mi z tym coraz lepiej, choć zimne poty nie są ciągle niczym niezwykłym. Niekiedy spontaniczna chęć posiadania poprowadziła do złych wyborów, jak na przykład sfinansowanie nowego zakupu sprzedażą zegarka, którego potem bardzo żałowałem.
Wielką słabością darzę markę Patek Philippe i z tym większą chęcią sprawiłbym sobie model 10 Day Tourbillon Ref. 5101G albo beczułkowate Ref.5033P.
Lange & Sohne Zeitwerk Striking Time to kolejny zakup, jaki poczyniłbym chwilę po odkryciu złoża ropy w moim przydomowym ogródku. Wersja w białym złocie jest piękna, ale wybrałbym model w różowym złocie, pokazany dopiero co na SIHH 2014. Jest po prostu boski i byłby obiektem kultu na wiele lat wprzód.
Pamiętam dobrze moją wizytę w manufakturze Vacheron Constantin kilka lat temu i – w czasie odwiedzania departamentu Wielkich Komplikacji – moment obcowania z Patrimony Traditionnelle Calibre 2775. Zegarek z tourbillonem, repetycją minutową i wiecznym kalendarzem wywarł na mnie potężne wrażenie. Zaniemówiłem.
Nie mogę nie wspomnieć także o niezależnych. Kari Voutilainen, Phillippe Dufour, Roger Smith, Peter Roberts, Andreas Strehler i F.P.Journe tworzą zegarki, dla których mógłbym rozważyć sprzedaż któregoś z wewnętrznych organów. Panowie Ci są moimi bohaterami i – jak nastoletni fan zespołu popowego – czuję pewne onieśmielenie przebywając w ich towarzystwie.
Koniec końców, chcę wszystkie wymienione zegarki. Czy można mieć tylko jednego zegarkowego Graala? Czy jestem zbyt zachłanny?
Jakiej porady udzieliłbyś początkującemu kolekcjonerowi z budżetem 1.500 Euro?
Po pierwsze, zegarki używane kupuj z wielką ostrożnością. W obiegu jest bardzo dużo egzemplarzy kradzionych i podrabianych, ja osobiście kierowałbym się tylko do zaufanych źródeł. Jeśli mówimy o używanych, niezbędne w moim mniemaniu są oryginalne papiery i pudełko. Bez nich nie pokusiłbym się o zakup, tym bardziej, gdy w przyszłości będziesz chciał odsprzedać zegarek dalej. Bez dokumentacji jest to dużo trudniejsze.
Staraj się wybierać marki z historią i modele ze stylem, który nie zmienił się od dekad – one będą mniej narażone na utratę Twojego zainteresowania wraz z czasem. Stare IWC, Omega, Longines czy Heuer zawsze będą wyglądać dobrze, choć wiele z nich może wykraczać poza zadany budżet.
Jeśli mowa o zegarkach nowych, Maurice Lacroix, Muhle Glashutte czy Oris gwarantują dobry stosunek cena/jakość. Naciągnę trochę budżet, jak zresztą robi często wielu kolekcjonerów. Przymierzyłem ostatnio Orisa Aquis Small Second Date „The Seas of Time”. Ma 46mm średnicy, wygląda jakby mógł spokojnie przetrwać apokalipsę, jest wygodny i wodoszczelny do 500m. Kosztuje troszeczkę ponad 1500Euro, ale z pewnością warto pominąć kilka lunchów na tak szczytny cel.
Here is a link to the Watch Editor’s Pick by Angus Davies at Fratello (in English).