
Recenzja Roger Dubuis La Monegasque Chronograph
W bardzo mocno obsadzonej branży mechanicznego zegarmistrzostwa są marki, które niesłusznie nie cieszą się należną im estymą. Chyba najlepszym przykładem jest Roger Dubuis – manufaktura wielka możliwościami i klasą.
Znacie to uczucie, kiedy widząc coś po raz pierwszy momentalnie wiecie, że chcecie to mieć. Czy to samochód, kobieta… czy zegarek – taka miłość od pierwszego wejrzenia nie zdarza się często. Ale kiedy już się zdarzy, oznacza to najpewniej, że obiekt naszych westchnień jest czymś ponadstandardowo wyjątkowym. Choć zapewne porównywanie pięknej kobiety do mechanicznego zegarka jest wysoce niestosowne (z góry przepraszam) zdarzają się w branży premiery wywołujące szybsze bicie serca każdego pasjonata. Mnie taka emocje dotknęły dokładnie 1,5 roku temu, kiedy przed targami SIHH 2011 w Genewie manufaktura Roger Dubuis pokazała pierwsze wizualizacje nowej kolekcji La Monegasque. Potem przyszły zdjęcia live, wrażenia Tomka prosto z Genewy (o ile pamiętam, daleko mniej euforyczne niż moje) i wreszcie zamówienie egzemplarza testowego tak, aby przekonać się, czy pierwsze wrażenia nie są złudne.
Nowy Roger Dubuis

Rok 2011 był ogólnie rokiem wyjątkowym dla stosunkowo młodego Rogera Dubuis. Firmę założyli 16 lat wcześniej (rok 1995) projektant Carlos Dias i zegarmistrz Roger Dubuis (jak nie trudno wydedukować, od imienia nazwiska tego drugiego nazwano całe przedsięwzięcie). Połączenie najwyższej próby mechanicznego zegarmistrzostwa Haute Horlogerie z awangardowym i innowacyjnym designem zaowocowało marką wyróżniającą się na rynku śmiałością tworzonych czasomierzy. Niestety (dla RD) z czasem odejście Pana Dubuis oraz mniej i bardziej nieudane decyzje marketingowe skutecznie sprowadzały pozycjonowanie i rozpoznawalność marki po równi pochyłej w dół. Nawet przejęcie RD przez grupę Richemont w roku 2008 nie zmieniło tego trendu, choć możliwości manufaktury niemal od samego początku były niebagatelne (pisałem o tym więcej TUTAJ). Dopiero ubiegły rok i stanowcze decyzje Richemonta przywróciły Rogera Dubuis tam, gdzie być powinien – na szczyt listy najlepszych twórców mechanicznych zegarków.
Naprawę, a właściwie odbudowę wizerunku RD powierzono Georgesowi Kernowi – CEO marki IWC Schaffhausen. Kluczowe decyzje na drodze odrodzenia manufaktury polegały na usystematyzowaniu oferty firmy poprzez wprowadzenie jasnych i niezbyt licznych kolekcji o sprecyzowanej charakterystyce, oczywiście z wykorzystaniem in-house’owych możliwości. A możliwości te są gigantyczne. W rzeczywistości Roger Dubuis jest dziś uznawany za jedyną na świecie (!!!) manufakturę, produkującą 100% elementów swoich czasomierzy własnym sumptem, we własnych zakładach na terenie kantonu Genevy. Oznacza to, że każdy najdrobniejszy element zegarków, od najmniejszych śrubek, szkieł i pasków po pełny wychwyt z kołem balansowym i sprężyną włosową powstaje na miejscu. Nie inaczej dzieje się również z wielkimi komplikacjami – własnym repetierem, wiecznym kalendarzem czy tourbillonem, nawet w wersji podwójnej (Double Tourbillon). O certyfikatach jakościowych i Pieczęci Genewskiej wspomnę za chwilę, ale wszystkie te parametry razem wzięte dają ogólny ogląd tego, co może Roger Dubuis, a jednocześnie, czego należy po zegarku tej marki oczekiwać.
I tak oto, po 18 długich miesiącach oczekiwania, wreszcie miałem niepowtarzalną okazję na własnym nadgarstku przekonać się, ile z tego, co mówi się i pisze o Rogerze Dubuis jest prawdą. Za model weryfikacyjny posłużył chronograf z kolekcji La Monegasque, nazwanej tak na cześć rdzennych mieszkańców księstwa Monaco. Warto wspomnieć, że poza chronografem kolekcja to także automat z małą sekundą, wieczny kalendarz i model z tourbillonem.
Topowa jakość
Roger Dubuis jest, co starałem się wyjaśnić wcześniej, jedną z topowych szwajcarskich manufaktur zegarmistrzowskich. Wiem, że może wydawać się to dość odważnym stwierdzeniem, ale z faktami się nie dyskutuje.

La Monegasque Chronograph to zegarek wykonany doskonale, z najwyższą atencją do detali wykończenia i klasy mechanizmu, czyli dwóch parametrów determinujących jakość mechanicznego czasomierza. Ta wręcz pedantyczna dbałość o każdy szczegół objawia się już w formie i wykonaniu (i wykończeniu) koperty. 44mm, stalowa obudowa zegarka ma tzw. kształt poduszeczki (z ang: cushion shaped), czyli kwadratu z wyoblonymi bokami. Choć La Monegasque jest nową częścią portfolio Roger Dubuis, forma koperty pochodzi z historycznej linii Sympathie, z dodatkiem nieco złagodzonych konturów i pozbyciem się dodatkowego, środkowego ucha do mocowania paska. Trzy podstawowe części koperty to dekiel z szafirowym okienkiem, wkręcany na 4 małe śrubki, część środkowa korpusu z uszami, sporą koronką (personalizowaną logo marki) i prostokątnymi przyciskami chronografu oraz bezel z szafirowym, lekko wypukłym szkiełkiem i powłoką antyrefleksyjną. Całość jest kapitalnie wykonana i wykończona tak, że satynowane boki, góra uszu i bezela, idealnie współgrają z wypolerowanymi krawędziami lekko zagiętych ku dołowi uszu, obwódką dekla oraz bocznymi krawędziami bezela. O tym, że nie przesadzam z pedantycznością wykończenia, niech świadczą przyciski stopera – satynowane, z delikatną fazowaną i ręcznie wypolerowaną obwódką. Masywna całość jest dostatecznie wygodna na nadgarstku, choć kwadrat o takich wymiarach sprawia wrażenie większego i na mały nadgarstek będzie zwyczajnie za duży. Fantastycznie wykonany jest szeroki pasek ze skóry aligatora, ręcznie przeszyty czarną nitką, z pomarańczową podszewką i idealną klamerką motylkową. Po zapięciu klamra wygląda jak tradycyjna, delikatna sprzączka, i podobnie leży na ręku. Opakowanie zdecydowanie imponuje – a to tylko wstęp.



Co najmniej równie imponująca jest praca (i jej efekt), jaką włożono w wykonanie tarczy. La Monegasque jest kolekcją inspirowaną kasynem i ruletką. Inspirację tę, oczywiście odpowiednio luźną, widać szczególnie w projekcie indeksów godzinowych – arabskich cyfr z wypolerowanego metalu na czarnym, lakierowanym tle – niczym sloty koła ruletki. Cała kompozycja cyferblatu utrzymana jest w monochromatycznej kolorystyce, z dodatkiem czerwieni użytej do naniesionej na zewnętrzny pierścień skali tachometru (swoją drogą, zbytecznej w tak zaprojektowanym zegarku). Indeksy godzinowe a’la ruletka umieszczone zostały na satynowanej części zewnętrznej, liczniki stopera natomiast na wewnętrznym dysku, udekorowanym subtelnym szlifem słonecznym. Dwie małe tarcze, mały sekundnik i licznik 30-minutowy chronografu, umiejscowione są na godzinie 9 i 3. Każda otoczona wypolerowaną obwódką. Obie tarczki zdobi koncentryczne giloszowanie, biała podziałka i czarne indeksy. Aby stworzyć kontrast i odseparować wskazówki odpowiedzialne za czas (stalowe, polerowane, bez luminowy) od tych „stoperowych”, te drugie powleczone są na ciemnoszary kolor. Centralny sekundnik ma dodatkowo pomalowany na biało grot. Tarcza jest nie tylko piękna i niesamowicie wręcz wykonana (przyznaje, że w zegarkach cyferblat to mój fetysz), ale też idealnie zbalansowana i czytelna. Nawet ciemne, stalowe wskazówki na metalicznie-szarym tle są zaskakująco wyraźne, czyniąc odczytanie wskazań prostym i intuicyjnym. Bardzo podoba mi się, jak Roger Dubuis, projektując w sumie skromny funkcjonalnie i prosty zegarek, był w stanie stworzyć piękny i oryginalny design, wykorzystując to co najlepsze w designerskiej szkole. Nie często zdarza się, żeby lupki zegarmistrzowskiej używać do podziwiania tarczy. W tym przypadku to odruch niemal bezwarunkowy. W zgodzie z maksymą „form follows function” (forma podąża za funkcjonalnością) wszystko idealnie współgra, tak jak należy, mając przy tym własny smaczek i charakter.
Piękno ukryte wewnątrz
Każdy pasjonat mechanicznego zegarmistrzostwa przyzna, że choć zegarek wybieramy oczami, a design jest elementem niezwykle ważnym i koniecznym, to mechanizm determinuje poziom zachwytu nad zegarmistrzowskim dziełem (i de facto nazwanie zegarka dziełem sztuki). Roger Dubuis na polu mechanicznym to arcymistrzostwo konstrukcji, wykonania i wykończenia. Jeśli zewnętrze jest imponującym opakowaniem, to to, co kryje ono w sobie, mówiąc kolokwialnie – miażdży.

Napędzający chronograf La Monegasque kaliber opisano numerem RD 680. W 100% manufakturowy mechanizm, jak wszystkie wychodzące z manufaktury w Genewie, opatrzony jest certyfikatem chronometru (stosowną informację dyskretnie umieszczono na szafirowym deklu) oraz, co ważniejsze i daleko bardziej znaczące, Pieczęcią Genewską (Poincon de Geneve). Pieczęć Genewska, przyznawana mechanizmom zegarków tworzonych w całości na terenie kantonu Genewa wyznacza szereg kryteriów technicznych, technologicznych i estetycznych, jakie musi spełnić kaliber, aby na jego mostku można było wygrawerować ową pieczęć. Ten magiczny znaczek zdobi werki takich tuzów zegarmistrzowskiej branży, jak Vacheron Constantin, Cartier, Chopard, a do niedawna również Patek Philippe (który teraz, nie wiedzieć czemu, posługuje się własnym znaczkiem) – i sam ten fakt mówi wszystko o jakości kalibru testowanego zegarka. RD 680 to chronograf ze skaczącym licznikiem minutowym (preferuje ponad ten płynnie odmierzający minuty) korzystający z najlepszych rozwiązań mechanicznych stoperów: koła kolumnowego i wertykalnego sprzęgła. Pierwsze, widoczne gołym okiem dzięki umieszczeniu w górnej warstwie mechanizmu, gwarantuje płynne i niczym nie zakłócone startowanie, stopowanie i resetowanie sekundnika, zdecydowanie jedno z najpłynniejszych z jakimi miałem do czynienia. Drugie, system wertykalnego (pionowego) wysprzęglania krzywek stopera pozwala na używanie chronografu bez zakłócenia pracy i amplitudy balansu zegarka. Mówiąc prościej, chronograf może działać nieprzerwanie, nie kolidując z precyzyjną pracą czasomierza. Za nakręcanie sprężyny głównej, zapewniającej energię niezbędną do pracy mechanizmu (rezerwa chodu 48h) odpowiada mikrorotor, jedno z najzmyślniejszych rozwiązań jakie wymyśliło zegarmistrzostwo. Czemu najzmyślniejszych zapytacie? Otóż mikrowahnik to rozwiązanie genialne z technicznego i estetycznego punktu widzenia. Technicznego, bo mały, tu wykonany z wolframu wahnik, zapewnia wysoką wydajność energetyczną. Estetycznie, bo mały element zintegrowany z całym kalibrem nie zasłania reszty jego misternie wykonanych komponentów, tak jak to czyni tradycyjny, centralny rotor.

W parze z techniką idzie także estetyka RD 680. Jak przystało ma manufakturę Haute Horlogerie, Roger Dubuis, a właściwie jego zegarmistrzowie, wykańczają ręcznie każdy z 281 komponentów mechanizmu – nawet te niewidoczne dla oka przyszłego właściciela. Szeroki wachlarz dekoracji obejmuje pasy genewskie na górnych powierzchniach mostków, drobniutkie perłowanie płyty głównej, fazowane i wypolerowane wpusty polerowanych śrubek oraz kamieni rubinowych (w sumie 42) i wreszcie ręcznie, misternie załamane i wypolerowane krawędzie mostków – chyba najlepszy dowód na poziom i klasę oglądanego mechanizmu (tylko największe manufaktury stosują te czaso i pracochłonne wykończenia). Widziałem już w swoim życiu wiele mechanizmów i z tym większym przekonaniem plasuje kaliber Rogera Dubuis w samym topie – to przepiękny, złożony i doskonale funkcjonalny mechanizm. Nawet moi ignorancko nastawieni do zegarmistrzostwa znajomi z uznaniem kiwali głową. Nie wspominając o tych obeznanych, którym oczy świeciły się jak 100-watowe żarówki.
Sztuka ma swoją cenę
Gdybym miał koniecznie ocenić, czy Roger Dubuis La Monegasque Chronograph jest najlepszym zegarkiem, jakie dane mi było testować, pewnie z przekonaniem powiedziałbym, że tak. Oczywiście ciężko jest zdefiniować doskonałość, każdemu podoba się co innego, a tak naprawdę nic doskonałe nie jest. Bynajmniej nie twierdzę również, że La Monegasque Chronograph to zegarek doskonały. Jednak mimo swoich niewielkich wad, jest zegarkiem najbliższym perfekcji spośród tych, które dane mi było przetestować na własnym nadgarstku. Wszystko to, co napisałem we wstępie, wszystkie opnie o klasie manufaktury, wszystkie pochwały i stawianie Rogera Dubuis na piedestale – wszystko to jest prawdą, bez odrobiny naciągania. Jasne, że długo jeszcze (jeśli w ogóle) i z wielu powodów, marka nie zyska pozycji Patka Philippa, Vaherona Constantina czy Audemarsa Piguet w świadomości klientów i hierarchii branży zegarkowej. Na dzień dzisiejszy, zegarmistrzowsko, nic jej jednak nie brakuje i śmiało można klasyfikować jej czasomierze w grupie Haute Horlogerie, na równi z lepiej znanymi konkurentami.
Za tę wysoką jakość i klasę La Monegasque Chronograph przyjdzie nam, niestety, sporo zapłacić. Katalogowo zegarek kosztuje mniej więcej 85.000 PLN. Za stalowy czasomierz li tylko z podstawowym chronografem to dużo, nawet bardzo. Mając taką sumę można na rynku znaleźć kilkanaście wartościowych pozycji (o tożsamych funkcjach), nie tak znowu znacznie odbiegających poziomem od Rogera Dubuis. Jeśli jednak chcesz do swojej kolekcji dołączyć zegarek reprezentujący prawdziwe Wielkie Zegarmistrzostwo – nie ma zmiłuj. Trzeba zapłacić, aby później cieszyć oczy dziełem prawdziwej sztuki. I nie ma nawet specjalnego sensu by próbować racjonalnie uzasadnić cenę takiego zegarka. Tym bardziej, że w pasji nie o tę racjonalność przecież chodzi.

La Monegasque Chronograph w pełni spełnił moje oczekiwania. Zegarek ma to wszystko, czego oczekiwałem, i to coś ponad, co dają tak pozycjonowani producenci. Rozmarzyłem się, ale z drugiej strony… kto wie. Chronograf jest zbyt kosztowny, ale równie piękny automat z małą sekundą byłby idealnym prezentem na 30-te urodziny.
Na (+)
– ogólne, mistrzowskie wykonanie całości
– design
– genialny mechanizm
– płynny chronograf
– świetny pasek i zapięcie
– Pieczęć Genewska
– ekskluzywna manufaktura
Na (-)
– tylko 30-minutowy chronograf
– brak stop-sekundy
– brak datownika
– niestety wysoka cena (choć zasadna)
Roger Dubuis La Monegasque Chronograph
Ref: RDDBMG0005
Mechanizm: RD 680, automatyczny, 48h rezerwy chodu, 28.800 A/h, mała sekunda
Tarcza: ciemno-szara z nakładanymi indeksami arabskimi i stalowymi wskazówkami
Koperta: 44×15mm, stal, szafirowe szkło z antyrefleksem, szafirowy dekiel
Wodoszczelność: 50m (5BAR)
Pasek: skóra aligatora z czarnym przeszyciem, stalowy motylek z zabezpieczającymi przyciskami
Limitacja: —
Cena: ~25.000USD (~85.000PLN)
Zegarek do recenzji udostępniła manufaktura Roger Dubuis.
Zdjęcia: Jakub Filip Szymaniak