Recenzja CORUM Admiral’s Cup Seafender 46 Chrono Dive
Admiral’s Cup od manufaktury CORUM w wydaniu ekstremalnym, czyli rasowy chronograf dla rasowego nurka.
Dobrze pamiętam, jak przeglądając spływające z początkiem roku materiały na temat nowości przygotowywanych na zegarkowe targi BaselWorld doszedłem do premier manufaktury CORUM. Obok bezsprzecznie świetnego Golden Bridge z automatycznym naciągiem w formie poruszającego się w pionie ciężarka i przeprojektowanej do formy klasyka kolekcji Admiral’s Cup (Legend), kolejną nowością była seria Seafender – dedykowane nurkom zegarki w wersji trzywskazówkowej i z chronografem. Fanem „diverów” (tj. zegarków „do nurkowania”) nie jestem, ale surowy look designu Admiral’s Cup w monochromatycznej wersji tytanowej zrobił – na zdjęciach – rewelacyjne wrażenie. Wrażenie, które tylko spotęgowało się w Bazylei, gdzie dane nam było zbadać zegarek już organoleptycznie. Teraz, dzięki uprzejmości marki, miałem okazję przekonać się „na własnej ręce”, czy pierwsze, wizualne zauroczenie sportowym CORUMEM to tylko przysłowiowa ocena książki po okładce, czy rzeczywiście Seafender 46 Chrono Dive (wersję z chronografem testowałem) to kawał świetnego, rasowego nurka.
Admiral’s Cup to bezbłędnie rozpoznawalna kolekcja sportowych zegarków o żeglarskich konotacjach. Charakterystyczna 12-kątna koperta, flagi sygnałowe w miejsce indeksów godzinowych, ostre, kanciaste krawędzie kopert – DNA linii gwarantuje jej rozpoznawalność i charakter. Testowany zegarek to ewolucja kolekcji AC (Admiral’s Cup), teraz podzielonej na 3 podkolekcje: wspomnianą Legend, Chalenger i właśnie Seafender – najbardziej ekstremalną i sportową (choć o dziwo, zawierającą również tourbillona). Tegoroczne nowości to jednocześnie niejako ewolucja ubiegłorocznego modelu Deep Dive – wielkiego, 48mm „tool-watch’a” o wodoszczelności na poziomie 1000m. Seafender 46 można uznać za pomniejszoną wersję Deep Dive, oferowaną jako standardowy automat z podwójnym datownikiem (dzień tygodnia i miesiąca) oraz chronograf – komplikacja stworzona wręcz dla zegarka sportowego.
Idealne określenie, którym możnaby opisać w jednym słowie nurkowego CORUMA to surowość. Wszystko, od materiałów, poprzez wykończenie, design aż po detale czasomierza stanowi surową, techniczną, wręcz zimną całość. Jeśli rasowy diver (rasowy, nie biurkowy) ma być narzędziem, a nie ozdobą – Seafender 46 Chrono Dive spełnia tę rolę niemal idealnie, pod każdym prawie względem. Ciągle wielka, tutaj 46mm koperta (wodoszczelna do 300m) wraz ze swoimi troszkę ponad 16mm grubości, to kawał dużego zegara na spory nadgarstek. Z drugiej jednak strony zastosowane materiały plus gumowy pasek i rewelacyjne zapięcie (duża, dwustronna klamra) zapewniają komfort codziennego noszenia w wodzie i poza nią. Materiałem użytym do „wykucia” koperty jest tytan – lekki, wytrzymały metal wprost stworzony do tego typu czasomierzy. Koperta sprawia wrażenie, jakby istotnie została wykuta z jednego, monolitycznego kawałka tytanowego bloku z ostrymi krawędziami i mocno szczotkowaną powierzchnią, włącznie z obracanym w jednym kierunku (przeciwnie do ruchu wskazówek zegara) nurkowym bezelem z grawerowanymi indeksami. Jedyny właściwie ozdobny szlif całej powierzchni, to polerowane uszy oraz sygnowana logo koronka wraz z przyciskami chronografu. Z techniczną kopertą idealnie współgra monochromatyczna (choć nie biało, a bladozielono-czarna) – surowa jak i cała reszta, tarcza z trzema totalizatorami i okienkiem datownika na godzinie 6, zestawiona z rodowanymi wskazówkami. Na plus tarczy zaliczyć trzeba naprawdę duża ilość świecącej na jaskrawo-zielono luminowy, na minus prawie niewidoczną wskazówkę sekundową stopera. Zakładając, że potencjalny użytkownik korzystać będzie z chronografu, odczytanie cieniutkiej, wypolerowanej wskazówki na tle matowej, czarnej tarczy może być nie lada wyzwaniem. Niby to detal, jednak mechaniczny stoper to mechaniczny stoper i to niedociągnięcie uznać należy za niedoróbkę lub niedopatrzenie, gdzieś na etapie projektowania. Co ciekawe, Sefaender 46 jest jednym z bardzo niewielu „nurków” pozbawionych zaworu helowego. Jednak, jako że 300m wodoszczelności zegarka jest granicą początkową sensowności stosowania zaworu, na jego brak śmiało można przymknąć oko. A swoją drogą, ciekawe jaki promil posiadaczy zegarków z zaworem kiedykolwiek go użył?
Jeśli jesteśmy już przy stoperze, warto wspomnieć o napędzającym zegarek mechanizmie, choć cudów spodziewać się nie należy. Pod pełnym, grawerowanym deklem Seafendera 46 w wersji Chrono Dive pracuje mechanizm doskonale znany nawet mniej zorientowanym w zegarmistrzowskiej sztuce pasjonatom kaliber Valjoux 7753 (wersja standardowego 7750 z korektorem datownika w postaci przycisku zintegrowanego z kopertą na godzinie 10) z 48-godzinną rezerwą chodu i balansem taktowanym na 28.800 wahnięć/h. CORUM sygnuje mechanizm numerem CO753 i poddaje weryfikacji testem chronometrycznym COSC. Z jednej strony szkoda, że CORUM nie decyduje się na wypuszczenie własnego mechanicznego chronografu (wszak chronograf, jako typ zegarka, to spora część DNA firmy), z drugiej jednak dobry diver stawia wymóg niezawodnego, sprawdzonego, komfortowego (w użytkowaniu) i precyzyjnego werku – a tu Valjoux jest wyborem niemal intuicyjnym. Praktycznie jedynym „ale”, jakie możnaby mieć do pracy automatycznego serca czasomierza jest bardzo głośno pracujący wahnik. Niestety taka uroda Valjoux. Masywny, ciężki rotor umieszczony na nieproporcjonalnie małym łożysku, w połączeniu z jednokierunkowym nakręcaniem sprężyny generuje przy jałowym obrocie (tzn. tym w kierunku nienakręcającym sprężyny głównej) cała gamę wibracji i dźwięków. Ich siłę uwypukla dodatkowo tytan koperty, który przepuszcza fale dźwiękowe znacznie lepiej, niż np. stal.
Wspomniałem wcześniej, że nie jestem miłośnikiem zegarków nurkowych, które to są prawdopodobnie najbardziej popularnym typem zegarków mechanicznych. Moja niechęć bierze się głównie stąd, że znakomita większość tzw. diverów udaje coś czym nie są, a i samo pojęcie divera jest chyba najbardziej niemiarodajnym zegarkowym terminem (pomijając kwestię technicznych certyfikatów). Czy można bowiem zestawić ze sobą czasomierz pokroju ROLEXA Submarinera i opisywanego CORUMA? Niby jeden i drugi zegarek to divery, de facto jednak dzieli je przepaść. Z mojego punktu widzenia to CORUM ze swoją linią Seafender proponuje zegarek faktycznie nurkowy – tj. taki, który na ręku profesjonalnego nurka spełniłby swoją rolę. Jasne, że w dobie elektronicznych komputerów żaden poważny i odpowiedzialny adept sztuki eksplorowania głębin nie zawierzy swojego życia li tylko mechanicznemu zegarkowi. Połączenie natomiast wszystkich niezbędnych narzędzi z mechanicznym czasomierzem o odpowiedniej niezawodności, czytelności i komforcie to kwintesencja tego, do czego taki zegarek jest tworzony. Żeby nie było, Sefaender 46 Chrono Dive to równie dobry zegarek na co dzień. Odpowiednio szeroki nadgarstek, zasobny portfel (9.900CHF – całkiem sporo) i gust skierowany w kierunku takich czasomierzy da nie mniej satysfakcji, niż nurkowanie z nim w krystalicznie błękitnych wodach spowitego ciemnością Blue Hole w Dahab (Egipt) czy innym kultowym miejscu światowego divingu.
Na (+)
– prawdziwy diver
– surowy, techniczny design
– idealny komfort noszenia
– genialna klamra
Na (-)
– „niewidzialna” wskazówka stopera
– ciężko dokręcane/odkręcane przyciski
– akustyczny wahnik
Zegarek do recenzji udostępniła manufaktura CORUM.
Zdjęcia: Dariusz Lewiński