Recenzja Oris Calibre 110
Sprawdzamy jak na nadgarstku prezentuje się pierwszy w Polsce egzemplarz limitowanego Orisa Calibre 110 z 10-dniową rezerwą chodu.
Podczas tegorocznych targów Baselworld niekwestionowaną gwiazdą na stoisku Orisa był model Calibre 110. Pisaliśmy o nim już wcześniej TUTAJ, a zdjęcia „na żywo” zaprezentowaliśmy nieco później TU. Limitowany jedynie do 220 sztuk zegarek (110 w różowym złocie i tyle samo w stali) zasługuje na uwagę z co najmniej kilku powodów.
Nowego Orisa zasila pierwszy, wyprodukowany w ciągu ostatnich 30 lat przez firmę z Hölstein manufakturowy mechanizm (stworzony wspólnie z L’ École Téchnique z Le Locle). I pomimo, że w chwili obecnej głównymi dostawcami werków do czasomierzy Orisa są ETA i Sellita, przypomnę iż pomiędzy latami 1904-1982 Szwajcarom udało się stworzyć całkiem pokaźną kolekcję ponad 200 własnych mechanicznych kalibrów.
Calibre 110 to mechanizm nie byle jaki, bo z aż 10-dniową rezerwą chodu (!), o czym przypomina opatentowany, nieliniowy wskaźnik na cyferblacie. I to głównie ten parametr wywołał spore poruszenie wśród branżowych dziennikarzy. 240-godzinna autonomia pracy otrzymywana z jednego, sporego bębna sprężyny to średnio 5 razy tyle, ile oferuje większość producentów na rynku. Nakręcanie czasomierza zabiera sporo czasu i jest nieco utrudnione przez małą koronkę – ale coś za coś.
Cyfra 110 w nazwie kalibru odwołuje się do jubileuszu, który w 2014 obchodzi Oris. Firma została założona przez Paula Cattina i Georgesa Christiana w 1904 roku. Jeśli interesuje Was historia marki, kliknijcie TUTAJ.
Nowy mechanizm – Calibre 110 – powstał ze 177 części, pracuje z częstotliwością 3Hz (21.600 A/h) i trafił do 43mm, wypolerowanej koperty, która dostępna będzie w dwóch wspomnianych wcześniej limitowanych wariantach materiałowych: stali lub 18ct różowym złocie. Pierwszą wyceniono na 5.500CHF (~19.000PLN), a drugą na 14.800CHF (~51.500PLN).
Werk ma ręcznie fazowane i polerowane powierzchnie oraz szczotkowane mostki. Brak dodatkowych zdobień nadaje mu bardziej surowego charakteru. Pracującą całość można obserwować przez przeszklony dekiel.
Z kolei biały cyferblat zegarka to estetyczna kompozycja nakładanych indeksów i towarzyszących im malutkich „kropek” z luminowy. Substancja świecąca trafiła również, w niewielkiej ilości, na dwie centralne wskazówki. Na godz. 3 znajduje się pokaźny wskaźnik rezerwy chodu, a po przeciwnej stronie – na godz. 9 – tarczka małej sekundy. Uzupełnienie całości stanowią napisy ORIS POWER RESERVE (godz. 12) i 10 DAYS (na godz. 6).
Na zdjęciach widzicie pierwszy model w stali, który trafił do Polski. Za jego udostępnienie dziękujemy firmie Janeba Time, dystrybutorowi marki Oris.
Bardzo Ciekawy
Brawo, brawo, brawo – jestem pod wrażeniem, tym bardziej, że jeszcze nie tak dawno życzyłem naszemu rodzynkowi samych sukcesów. Chronos-Art. mnie zachwyca i jestem pewien, że sprawa własnego mechanizmu jest kwestią czasu – z całego serca tego życzę !! W naszej historii było paru kapitalnych zegarmistrzów, m/innymi Henryk Majewski, który miał zadatki na wielkiego mistrza, i który zdobywał medale i wyróżnienia, m/innymi w w Besancon Observatory, Stuttgarcie, Genewie i brązowy medal w Paryżu w 1878 roku. Tak, Chronos-Art. jest zalążkiem naszej myśli, jest manufakturą w 100 % polską i to zachwyca !! Prezentowany model, a zwłaszcza tarcza, to już zalążek właściwej drogi na podobieństwo kilku dobrych szwajcarskich manufaktur, nie mówiąc o własnym module – brawo ! Moim cichym marzeniem jest, aby za kilkanaście lat, nasza perełka znalazła się na jednej z czołowych aukcji ! Można powiedzieć – „cudze chwalicie, swojego nie znacie”, a już się można cieszyć – oby tak dalej i oby dorównać Majewskiemu, Gostkowskiemu i innym – życzę samych sukcesów !! Ps – Widać, że Wielce Szanowny Pan Łukasz jest bardzo zainteresowany tym, aby dalszy rozwój tej polskiej manufaktury przebiegał bez zakłóceń – ja też tego pragnę, ale obawiam się zawiści i różnych nieprzewidzianych schodów. Historia wiele o tym mówi, i takie samotne wilczki przenosiły/przenoszą swoje pracownie z np. Francji, Holandii, Anglii itd. do Szwajcarii – dla ułatwienia. Dla Chronos-Art. sprawą priorytetową będą mechanizmy, moduły i przyszły własny mechanizm, a biorąc pod uwagę niezliczoną ilość opatentowanych rozwiązań technicznych trzeba zdawać sobie sprawę po czym się stępa. To nie jest zdobywanie kosmosu, gdzie nasze rozwiązania techniczne są doceniane, to jest bajeczny świat pomiaru czasu, gdzie trzeba się wykazać sprytem, pomysłowością, znajomościami i ostrożnością. Antoni Patek zakładając swoją manufakturę dobrze wiedział, że początki będą trudne, a że był wspaniałym menagerem/administratorem, to manufaktura po zmianach i po 1864 roku nabiera rozpędu. Tak prawdę mówiąc Patek na początku nie miał swoich mechanizmów, a już komplikacje i tourbillon były zamawiane u innych. Co prawda dzisiaj mamy inne czasy, a jednak !? Tak więc, trzeba się uzbroić w cierpliwość i przy nieustającej wenie sukcesy przyjdą na pewno !! Jeszcze raz życzę powodzenia, mając nadzieję, że nie jestem w tym osamotniony (j/w).
zegarek śliczny :)
dziękuję za relację, pozdrawiam !
Jest błąd w tytule akapitu – zamiast Epos Originale 3387 powinno był 3427.