Recenzja A. Lange & Söhne Odysseus w tytanie [zdjęcia live, dostępność, cena]
Sportowo-casualowy zegarek od manufaktury z Glashütte w tytanowej wersji nie tylko zyskuje nowe oblicze, ale jednocześnie prezentuje nietuzinkowe możliwości, jakie oferuje ten lekki i ciągle niedoceniany metal.
Kiedy Lange zgłosiło swój akces do kategorii „sports integrated”, zrobiło to w swoim stylu. Premiera modelu Odysseus (październik 2019) nie obeszła się bez kontrowersji, głośno wyrażanych przez nawet najbardziej zagorzałych fanów marki. Zupełnie szczerze, na samym początku również ja zaliczałem się do grona sceptyków. Oto bowiem Lange zaprezentowało zegarek tak oryginalny w swojej formie, że nawet ewidentne nawiązania do emblematycznych elementów tzw. DNA marki nie powstrzymało wątpliwości. Moje minęły wraz z pierwszym kontaktem (z zegarkiem) na żywo. Odyseusz – co zresztą możecie przeczytać w obszernej recenzji TUTAJ – zachwycił mnie totalnie, a wszelkie zastrzeżenia oraz obawy poszły w niepamięć. Szczególnie ta dotycząca najbardziej kontrowersyjnego elementu całego projektu.
Integracja
Absolutnym clou koncepcji zintegrowanego zegarka sportowego jest – zgadliście już? – integracja. W teorii chodzi o płynne połączenie koperty z bransoletą, bez widocznych, standardowych uszu. Tyle teorii, bo jak to z teoriami bywa, i ta ma swoje interpretacje. Projektując Odyseusza Lange postawiło na rozwiązanie gdzieś pośrodku – między idealną integracją, a zachowaniem typowych dla stylistyki Lange, wyciętych przy kopercie uszu. O ile więc klasyczne uszy obudowy zostały, są bardzo umiejętnie wkomponowane i zespolone z szeroką, otulającą je bransoletą.
To właśnie na nią najbardziej kręcili nosem krytycy, poddając w wątpliwość nie tylko samą integrację, co i proporcje samego rozwiązania. Faktem jest, że przy uszach bransoleta zegarka jest szeroka i miejscami nieco odstaje, ale zwęża się mocno w dół już od drugiego ogniwa, a na żywo, na nadgarstku, wypada po prostu rewelacyjnie. To jeden z tych doskonałych przykładów, że by ocenić wymiernie, trzeba po prostu spróbować. Nie wspominając o równie świetnym zapięciu, o którym później.
Odyseusz
Po premierowej, stalowej wersji z niebieskim cyferblatem, Lange pokazało zegarek w białym złocie, zestawiony z antracytową tarczą i skórzanym lub gumowym paskiem. Co ciekawe – i moim zdaniem dyskusyjne – Odyseusza pomyślano jako koncept całkowicie integralny. Nie da się więc paska z wersji w białym złocie przełożyć do modelu stalowego, a jego bransoleta nie dopasuje się do złotej koperty. Do stalówki nie ma też opcji paskowych (nie mówię oczywiście o paskach szytych na miarę) więc, żeby odmienić oblicze Odyseusza, trzeba sięgnąć po inny wariant. Najnowszy Lange pokazało na Watches & Wonders 2022. I wywołało kolejną konsternację.
Tytan
Już stalowy Odysseus to jak na Lange zegarek ekscentryczny. Nie dlatego, że sportowy (choć sama marka tak go nie kategoryzuje), ale ponieważ zrobiony ze stali. W obecnej kolekcji manufaktury z Glashütte to jedyny czasomierz zrobiony z tego metalu, a i w historii stal zarezerwowana była dla unikatowych, rzadkich egzemplarzy. O ile więc ten metal w wydaniu Lange należy traktować jako prawdziwą rzadkość, tytan wypada rozpatrywać w kategoriach unikatu. To bowiem pierwszy raz, kiedy marka sięgnęła po cokolwiek innego niż drogocenne metale tudzież okazjonalną stal.
Oczywistą zaletą tytanu jest jego waga, i to rzuca się w oczy od razu, przy pierwszym kontakcie z zegarkiem. Już stalowy Odysseus nie był przesadnie masywny, ten tytanowy jest aż nadto wagi piórkowej. W teorii tytan jest od stali o 46% lżejszy. Jeśli nie lubicie lekkości tytanu, możecie się zrazić. Jeśli jednak cenicie sobie przede wszystkim wygodę i komfort, z tytanem powinno być wam po drodze. Ja to uczucie lekkości lubię szczególnie – a to i tak nie najważniejsza zaleta tytanowej odsłony zegarka.
Decydując się na zupełne nowy dla siebie materiał Lange podjęło także decyzję, by zegarek wyróżnić kilkoma detalami, w tym oryginalnym wykończeniem. Jak pewnie doskonale wiecie, tytan jest metalem trudnym w obróbce, twardym i o specyficznej barwie. Niemcy z tymi osobliwościami poradzili sobie jednak doskonale, a na dodatek w niestandardowy sposób. Widać to szczególnie wyraźnie na bransolecie. Jej ogniwa, zamiast satynowania, wykańcza specyficzne, drobne piaskowanie. Powierzchnie są bardzo delikatnie chropowate, matowoszare i kontrastujące z polerowaniami rantów, także na wewnętrznych stronach ogniw. Bransoleta ma tę samą formę co w poprzednich modelach, więc złożona jest z łatwo regulowanych ogniw (można ją skracać samemu, bez dodatkowych narzędzi) mocno zwężających się ku zapięciu. Zapięcie jest zatrzaskiwane, z parą zabezpieczających przycisków po bokach i rewelacyjnym systemem (jakże przydatnej) mikroregulacji. Wystarczy wcisnąć okrągły przycisk z wytłoczonym logo Lange, by zmniejszyć lub powiększyć obwód bransolety o 7 stopni. Pisałem to przy recenzji modelu stalowego, napiszę również teraz – to w moich oczach jedna z najlepiej wymyślonych i wykonanych bransolet na runku. Funkcjonalnie może nawet najdoskonalsza.
Niezmienione pozostały podstawowe parametry techniczne Odysseusa. Koperta ma 40,5 mm średnicy, 11,1 mm grubości (jest zatem całkiem płasko) oraz 120 m wodoszczelności. Po jej prawej stronie zintegrowano dwa przyciski (o których przeznaczeniu za chwilę) oraz sygnowaną, zakręcaną koronkę. Podobnie jak na bransolecie, tak i na kopercie połączono polerowania – m.in. na obłym bezelu – z piaskowanymi detalami. Z obu stron, w bezelu oraz bardzo estetycznie grawerowanym deklu, zamocowano płaskie szafirowe szkła. Tak jak wcześniej nie ma opcji innego połączenia, więc decydując się na Odysseusa w tytanie trzeba liczyć się jedynie z opcją bransolety… ale za to jakiej.
Ice-blue
Do nowego Odysseusa A. Lange & Söhne zaprojektowało również nową tarczę. Choć funkcjonalnie pozostała bez zmian, zaproponowano nowy kolor oraz dekorację. Według Lange cyferblat jest w tytanowym modelu szaro-niebieski – „ice-blue”. Przyznam szczerze, że niebieskiego dopatrzyć się nie sposób, a przynajmniej mi się to nie udało… no chyba, że chodzi o bardzo delikatny błysk, pod odpowiednim oświetleniem powierzchni. Tarcza jest za to zdecydowanie jasno-szara, w kolorze pasującym do wykończenia i barwy koperty. Uznać to można za plus – bo jest spójne – lub jako minus – bo być może nieco zbyt monotonne w swojej wszechogarniającej szarości.
W zgodzie z pierwotnym designem tarczy Odyesseusa, znalazły się na niej dwa duże okienka, datownika oraz dnia tygodnia, mały sekundnik, nałożone indeksy godzinowe oraz para wskazówek wypełnionych luminową. Cyferblat okala srebrny ring z podziałką sekundową i czerwoną „60-tką”. Środkowa część jest chropowata, miejsce między indeksami ozdobiono zaś pofalowanym giloszem.
Datomatic
Przy okazji premiery pierwszego Odysseusa Lange zadbało również o „uszyty” pod nowy model mechanizm. Choć gros kalibrów Lange to te nakręcane manualnie, do sportowego Odyseusza zaproponowano werk automatyczny, bez dwóch zdań lepiej pasujący do charakteru zegarka. O detalach i parametrach kalibru L155.1 pisałem już przy okazji recenzji Odysseusa w stali, tam też teraz odsyłam – TUTAJ.
Tytan vs. Stal
Ponieważ zdecydowanie nie jestem entuzjastą modelu Odysseus w białym złocie (może z racji braku bransolety), obcując z tytanowym, w głowie porównywałem go do referencji w stali. Najprostsza konkluzja jest taka, że to dwa zgoła różne zegarki, choć wizualnie zaprojektowane z dokładnie tym samym, do mnie przemawiającym pomysłem.
Testując stalowego Odysseusa patrzyłem na zegarek jako na konkurenta w jakże popularnym segmencie „steel sports integrated” („stalowy, sportowy, zintegrowany”). Lange porwało się na nie lada konkurencję i – abstrahując od tego na ile Odysseus istotnie ma zintegrowaną konstrukcję – zrobiło to znakomicie, a co ważniejsze we własnym stylu. Podobało mi się w nim praktycznie wszystko, może poza faktem, że prawdopodobnie nigdy nie dołączy do mojej kolekcji. Ba, gdybym miał go zhierarchizować w swojej kategorii, pewnie zająłby miejsce na podium sportowych czasomierzy high-end w stali.
Z tytanowym Odysseusem styczność miałem wcześniej raptem przez chwilę, przy okazji krótkiej prezentacji w Genewie. W pamięci utkwiły mi dwie rzeczy – jak jest przedziwnie aczkolwiek przyjemnie lekki i jak genialnie wykończony. To zdecydowanie dwa największe atuty Odysseusa Titanium. O ile jednak lekkość i natura tytanu są kwestią preferencji, o tyle o wykończeniu nie wypada nawet dyskutować. Lange uchodzi za wirtuoza w kategorii zegarmistrzowskich dekoracji i dopieszczania detali, ale w tytanowym Odyseuszu widać to po równo wewnątrz i na zewnątrz. Największa bolączka Odysseusa Titanium? W sumie są dwie. Pierwsza to limitacja – raptem 250 egzemplarzy. Druga, jeszcze boleśniejsza – cena. Tytan w zegarkach jest zwyczajowo metalem droższym niż stal, ale ten w wydaniu Lange, tak wykończony, to dodatkowe premium. Zegarek kosztuje 55 000 EUR (~260 500 PLN). W stosunku do stalówki, wycenionej na mniej niż połowę tej kwoty, różnica jest znaczna. Tak jak każdy Odysseus, czasomierz dostępny jest tylko i wyłącznie w butikach niemieckiej marki.
A. Lange & Söhne Odysseus Titanium
Producent | A. Lange & Söhne |
Nazwa modelu | Odysseus Titanium |
Ref. | 363.117 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | L155.1 Datomatic |
Rezerwa chodu (h) | 50 |
Tarcza | szaro-niebieska |
Koperta | tytan |
Średnica (mm) | 40,5 |
Wysokość (mm) | 11,1 |
Wodoszczelność | inna |
Pasek | bransoleta |
Limitacja | 250 |