
Omega w CH24 Władca pierścieni, czyli Omega i pomiar czasu na igrzyskach olimpijskich (część 2)
Na przestrzeni lat Omega prezentowała nowe rozwiązania, które pozwalały precyzyjniej mierzyć czas w coraz szerszej palecie dyscyplin. Przekładało się to także na większą ilość sprzętu dostarczaną na kolejne olimpiady.
Poniższy tekst stanowi kontynuację artykułu: Władca pierścieni, czyli Omega i pomiar czasu na igrzyskach olimpijskich (część 1)
Czas na ekranie
Urządzenia konstruowane przez inżynierów współpracujących z firmą Omega nie były na tyle uniwersalne, by mogły obsłużyć wszystkie dyscypliny. Dlatego prace nad nowymi rozwiązaniami cały czas trwały, a co za tym idzie, na każdą następną olimpiadę Omega przywoziła coraz większą ilość sprzętu. Na przykład, by dotrzeć na czas przed rozpoczęciem imprezy, na odbywające się w listopadzie 1956 r. igrzyska w Melbourne, już w sierpniu tego samego roku wyruszyły w morską podróż 42 skrzynie ważące 2475 kg.
Ładunek zawierający przyrządy służące do chronometrażu był ubezpieczony na ogromną sumę 1 mln CHF i zawierał między innymi pierwszy na świecie, półautomatyczny licznik pływacki z cyfrowym wyświetlaczem (urządzenie nazywało się Swim-Eight-O-Matic). Pomiar czasu rozpoczynał się w nim automatycznie wraz z naciśnięciem spustu pistoletu startowego, a zatrzymywany był przez ręczne stopery elektroniczne. System pozwalał na lepsze rozróżnianie wyników pływaków, którzy ukończyli wyścig niemal tym samym czasie oraz dał początek kolejnym przełomowym zmianom w chronometrażu.

Zdarzało się jednak, że impulsem do stworzenia niektórych urządzeń był olimpijski skandal. Tak było w przypadku paneli dotykowych dla pływaków, które po raz pierwszy wykorzystano na olimpiadzie w Meksyku w 1968 r. Ale zanim inżynierowie z firmy Omega wymyślili panele, doszło do wielkiej awantury na igrzyskach w Rzymie w 1960 r. W finale zawodów pływackich na dystansie 100 m stylem dowolnym mężczyzn sędziowie ręcznie mierzyli czas za pomocą stoperów (trzy stopery przypadały na każdego zawodnika) oraz korzystali z elektronicznego systemu pomiaru czasu. Lecz ostateczną decyzję podejmowali na podstawie obserwacji wzrokowej. We wspomnianym finale, elektroniczny odczyt wskazywał, że dystans najszybciej przepłynął Amerykanin Lance Larson, uzyskując czas 55,10 s i wyprzedając Australijczyka Johna Devitta (55,16 s). Stopery mierzące czas Larsona wskazały odpowiednio: 55,0, 55,1 i 55,1 s. Dla Devitta pomiary były następujące: trzy razy po 55,2 s. Sędziowie oceniający finał podzielili swoje głosy 3-3, więc decyzję o tym, kto zwyciężył musiał podjąć sędzia główny. Był nim Hans Runströmer z RFN, który z niewiadomych powodów kazał dodać do wyniku do Amerykanina 0,1 s, tj. przyznał zwycięstwo wolniejszemu. Dlatego w oficjalnych zestawieniach, złoty medalista miał ten sam czas (55,2 s) co srebrny medalista. Mimo protestów amerykańskiej federacji, decyzja nie została zmieniona i dopiero po roku udało się znaleźć salomonowe rozwiązanie, czyli J. Devitt został mistrzem olimpijskim z czasem 55,2 s, a L. Larson rekordzistą olimpijskim (55,1 s).
Wraz z rosnącą popularnością telewizji, w firmie Omega powstawały też coraz nowocześniejsze przyrządy umożliwiające widzom śledzenie na żywo wyników osiąganych przez zawodników. Dzięki stworzonej na początku lat 60. XX w. technologii Omegascope, kibice oglądający zimową olimpiadę w Innsbrucku w 1964 r. widzieli na ekranie nie tylko aktualny czas przejazdu zawodnika, lecz także wyniki jego konkurentów.
Wspomniane wcześniej igrzyska w Meksyku były też pierwszą olimpiadą, na której we wszystkich dyscyplinach obowiązywał wyłącznie elektroniczny chronometraż (wtedy ostatecznie zakończyła się era ręcznych stoperów, które za sprawą nieuniknionego czasu reakcji sędziów skracały czas zawodnika średnio o 2/10 s). Od 1972 r. zaczęła też obowiązywać zasada, że uznawane są tylko te rekordy, które zostały zmierzone elektronicznie.
Nowością w Meksyku była również unowocześniona wersja aparatu Omega Photosprint, który w trakcie zawodów lekkoatletycznych filmował linię mety i już 30 sekund po zakończeniu rywalizacji wyświetlał wyniki na ekranie.

Od telewizji i elektroniki nie było już odwrotu, a zatem konstruktorzy na okrągło pracowali nad stworzeniem coraz nowszych urządzeń skracających czas oczekiwania widzów na wyniki. Na olimpiadzie w Montrealu (1976 r.) Omega wprowadziła technikę wideo, dzięki której każda klatka filmu pokazywała pomiar z dokładnością do jednej setnej sekundy (dodatkowo, wyświetlane animacje pojawiały się w kolorze).

Nawiasem mówiąc, w Montrealu doszło do zabawnej sytuacji z fenomenalną, niespełna 15-letnią Nadią Comăneci, pierwszą gimnastyczką w historii igrzysk olimpijskich, której występ sędziowie ocenili jako bezbłędny. Comăneci dostała od siedmiu sędziów maksymalne noty, tj. 10 punktów, lecz takiego wyniku projektanci i konstruktorzy tablic nie przewidzieli. Dlatego zamiast rezultatu 10.0, na elektronicznym wyświetlaczu pojawił się wynik „1.00”.
Do niezapomnianych momentów w historii igrzysk można też zaliczyć półfinałowy mecz hokeja na lodzie podczas zimowych igrzysk w Lake Placid w 1980 r. (firma Omega upamiętniła go we wspomnianej wcześniej kampanii „Great Moments in Time”). Składająca się z amatorów (głównie studentów) drużyna amerykańska pokonała 4:3 drużynę Związku Radzieckiego, wtedy uznawaną za najlepszy zespół na świecie. Dla drużyny radzieckiej była to pierwsza porażka od 1968 r., ale wynik miał też znaczenie polityczne, ponieważ trwała zimna wojna, w której najważniejszą rolę odgrywały Stany Zjednoczone i Związek Radziecki. Wiele lat później, w 2008 r. Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie uznała ten mecz za wydarzenie stulecia, które przeszło do historii jako „cud na lodzie”.
Technologie i nieporozumienia
Igrzyska olimpijskie w Los Angeles w 1984 r. zostały zapamiętane przynajmniej z trzech powodów. Pierwszy, to cztery złote medale zdobyte przez Carla Lewisa (w biegach na 100 i 200 m, sztafecie 4 x 100 m i skoku w dal). Drugi: supernowoczesne detektory falstartu (wtedy użyto ich po raz pierwszy) umieszczone w blokach startowych biegaczy, które informowały sygnałem dźwiękowym o falstarcie. I trzeci: błędna interpretacja odczytu fotofiniszu w biegu na 100 m przez płotki. W finale biegu na metę wbiegły równocześnie dwie zawodniczki: Amerykanka Kim Turner i Francuzka Michèle Chardonnet. Obie zasługiwały na brązowy medal, lecz decyzją sędziów medalistką została tylko Amerykanka. Francuska federacja złożyła protest, lecz IAAF natychmiast go odrzucił. Wtedy w wyjaśnienie sprawy zaangażował się Peter Hürzeler, jeden z inżynierów odpowiedzialnych w firmie Omega za chronometraż, który wytłumaczył ówczesnemu przewodniczącemu MKOl (był nim Juan Antonio Samaranch), w jaki sposób należy odczytać obraz z fotofiniszu. Po rozmowie z Hürzelerem, Samaranch zdecydował o przyznaniu medalu także Francuzce i w styczniu 1985 r., podczas halowych mistrzostw świata w lekkiej atletyce w Paryżu, Michèle Chardonnet odebrała swój zasłużony medal.

Na następnych igrzyskach (w Calgary i Seulu w 1988 r) wszystkie czasy były już zapisywane i przechowywane w komputerze, a następnie drukowane. Poza tym, media miały możliwość pokazywania na ekranie wielu dodatkowych informacji, które pozwalały lepiej zrozumieć specyfikę danej dyscypliny sportu. Do Seulu firma Omega wysłała aż 707 urządzeń do pomiaru czasu, w tym wielki, kolorowy ekran (14 x 9 m), który zainstalowano na głównym stadionie olimpijskim.
1992 był ostatnim rokiem, w którym zimowe i letnie igrzyska odbywały się w odstępie kilkumiesięcznym. We francuskim Albertville firma Omega zaskoczyła wszystkich nowym urządzeniem o nazwie Scan’O’Vision, które mierzyło czas z dokładnością do tysięcznej części sekundy. Lecz mimo doskonałych rozwiązań technologicznych, nieoczekiwanie, sporym wyzwaniem dla obsługującej go ekipy okazał się slalom gigant mężczyzn. W tej konkurencji wzięło udział aż 131 zawodników, dlatego zdecydowano, że słabsi będą startować co 40 sekund. Tak krótkie odstępy spowodowały, że w pewnym momencie na stoku zapanował chaos. Zawodnik z numerem 129, tj. Marokańczyk El Hassan Matha upadł na stoku i w czasie upadku odpięła mu się narta. Nie chciał jednak rezygnować ze startu, więc przypiął nartę i jechał dalej. W międzyczasie wystartował Libańczyk Raymond Keyrouz (nr 130) i na ostatniej bramce wyprzedził Mathę, a zatem na stoku jednocześnie znajdowało się dwóch narciarzy, którym trzeba było zmierzyć czas.
Wsteczne odliczanie
Urządzenia pomiarowe były coraz doskonalsze, ale postęp oznaczał też większą ilość sprzętu oraz zaangażowanie większej ilości specjalistów. Na igrzyska w Atlancie (1996 r.) pojechało już 196 osób i ponad 100 ton sprzętu, w tym po raz pierwszy radary mierzące przyspieszenie sprinterów oraz urządzenia GPS.
Z kolei 2000 r. to początek ery Internetu: w Sydney kibice mogli śledzić online konkurencje pływackie. Jednak ze względu na prawa do transmisji igrzysk ostateczne wyniki były publikowane dopiero 30 minut po zakończeniu zawodów.
Zmieniał się sprzęt, zmieniały się też igrzyska. Na zimowej olimpiadzie w Turynie (2006 r.) pojawiła się nowa konkurencja: łyżwiarstwo szybkie. Dla niej Omega przygotowała specjalne nadajniki, które były mocowane do kostek łyżwiarzy (nie obciążały zawodnika, bo ważyły niecałe 10 g). Znajdujący się w nadajniku procesor przesyłał i odbierał sygnały radiowe, co pozwoliło technikom mierzyć czas całego wyścigu. Ten nowy wynalazek przydał się zwłaszcza w konkurencji sztafet (w damskiej wygrały Niemki, a męskiej Włosi).
Kolejną nowością związaną z chronometrażem na olimpiadach były zegary odmierzające czas pozostający do rozpoczęcia igrzysk. Po raz pierwszy Omega wyprodukowała taki zegar w 2010 r. i od tamtej pory, wielka elektroniczna tablica pojawia się przed każdą kolejną imprezą. Ostatnio, z powodu pandemii koronawirusa olimpiada w Tokio została przełożona przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski o rok (miała się odbyć od 24 lipca do 9 sierpnia 2020 r.), więc zegar musiał mierzyć czas dłużej niż zwykle.

Gdyby została przeprowadzona ankieta, w której padłoby pytanie o przedmiot najbardziej kojarzący się z igrzyskami, to prawdopodobnie w pierwszej trójce znalazłby się pistolet startowy. Przez kilkadziesiąt lat pistolet wyglądał prawie tak samo. Dopiero w 2010 r., przy okazji wprowadzenia nowego systemu startowego na igrzyskach w Vancouver, firma Omega zastąpiła go futurystycznym urządzeniem, które jest połączeniem pistoletu błyskowego i głośnika. Jak to działa? „Pociągając za spust”, sędzia włącza sygnał dźwiękowy i świetlny, i wtedy rozpoczyna się pomiar czasu. Ponowne naciśnięcie spustu w ciągu dwóch sekund oznacza falstart (sygnalizuje to dźwięk). Aby zawodnicy w tym samym momencie usłyszeli dźwięk startera, głośnik znajduje się za każdym sportowcem.
Milionowe części sekundy
Trzeba przyznać, że każdemu organizatorowi wielkiej imprezy zależy na tym, by czymś zaskoczyć świat i być lepszym od poprzednika. Do historii przeszła na przykład wyjątkowa ceremonia otwarcia igrzysk w Londynie w 2012 r. Widowisko reżyserował Danny Boyle, a jako aktorka zadebiutowała w nim Elżbieta II. W krótkim filmie, królowa leciała helikopterem z Jamesem Bondem (w tej roli Daniel Craig) z pałacu Buckingham na stadion olimpijski. W kulminacyjnym momencie oboje wyskakują z helikoptera, który zawisł 300 m nad stadionem. W scenach z helikopterem, królową i Daniela Craiga zastąpili oczywiście dublerzy, ale scenę skoku i tak okrzyknięto mianem kultowej.
W Londynie, niespodziankę dla widzów miała też w zanadrzu Omega. Czas kolarzy torowych mierzył Quantum Timer (z dokładnością do jednej milionowej sekundy), którego rozdzielczość była stukrotnie większa od rozdzielczości poprzednich urządzeń pomiarowych.

Popisem technologicznych możliwości marki Omega była także olimpiada w Rio de Janeiro w 2016 r., czyli pierwsza w historii odbywająca się w Ameryce Południowej. Firma wysłała do Rio ogromną ilość sprzętu (450 ton) i prawie 500-osobową ekipę techniczną, która odpowiadała między innymi za ultranowoczesne urządzenie Scan’O’Vision Myria rejestrujące 10 000 cyfrowych zdjęć na sekundę, specjalne tablice do golfa (po 112 latach ta dyscyplina wróciła na igrzyska), a także nowe bloki startowe z czujnikami mierzącymi nacisk 4000 razy na sekundę.

Na tegorocznej olimpiadzie w Tokio, przełożonej ze względu na pandemię (w historii imprezę odwołano tylko trzykrotnie ze względu na dwie wojny światowe: w 1916, 1940 i 1944 r.) marka Omega mierzy czas po raz 29.
Czego mogą spodziewać się sportowcy i kibice, poza nowymi zasadami bezpieczeństwa (obejmującymi między innymi codzienne poddawanie się testom na COVID-19)?

Tym razem w pomiar czasu Omega angażuje aż 530 specjalistów, którym pomagać ma 900 przeszkolonych wolontariuszy (dla porównania: w Rio było 480 fachowców i 850 wolontariuszy). Z pewnością rządzić będą nowoczesne technologie. Czujniki ruchu pozwalające ustalić zarówno aktualną prędkość biegacza, jak i tempo, w jakim zawodnik pokonuje dany dystans oraz to, kiedy biegacz zwalnia lub przyspiesza. Ciekawostką jest też technologia o nazwie Pose Detection, opracowana specjalnie dla zawodów gimnastycznych. Pose Detection rejestruje każdy ruch sportowca i równocześnie pełni funkcję dodatkowego narzędzia oceny dla sędziów.
Nową dyscypliną, która po raz pierwszy zagościła w Tokio jest wspinaczka sportowa obejmująca trzy konkurencje. Dla wspinaczki na czas, Omega stworzyła całkiem nowe panele dotykowe, ponieważ oprócz pływania to druga konkurencja, w której zawodnicy sami zatrzymują pomiar czasu.
Dziś chronometraż na olimpiadzie to setki kilometrów kabli, tony oprzyrządowania, sensory, nadajniki, laserowe fotokomórki i kamery wideo rejestrujące tysiące zdjęć na sekundę. Jedno nie zmieniło się od igrzysk w Los Angeles w 1932 r.: czas upływa w takim samym tempie i mierzy go firma Omega.
