MB&F Horological Machine No.8 Can-Am [dostępność, cena]
Kilka kluczowych elementów stylistyki MB&F plus inspiracja szaloną serią północnoamerykańskich wyścigów samochodowych zaowocowały kolejnym, ósmym już czasomierzem z serii Horological Machines.
MB&F, z zaledwie 10-letnim dorobkiem, to marka jeszcze młoda i wciąż pracująca na swoje tzw. DNA. Pomimo krótkiego stażu, ciężko pomylić jej zegarki z czymkolwiek innym. Wahnik automatycznego naciągu w kształcie dwustronnego ostrza (tudzież topora) ma każdy automatyczny MB&F, a obróbkę szafirowego szkła w przeróżnych formach marka opanowała do perfekcji. Także szkło w formie pryzmy. Wszystkie te elementy znajdziecie w najnowszej, już ósmej z kolei HM czyli Horological Machine (z ang. maszynie zegarmistrzowskiej). Najistotniejsza tym razem jest jednak inspiracja samochodami – tymi starymi, które Max Büsser upodobał sobie najbardziej.
Seria Canadian-American (w skrócie Can-Am) rozgrywana była na terytoriach dwóch tych krajów na przełomie lat 1966-1987. W czasie, gdy Formuła 1 skupiała się niemal wyłącznie na Europie, megalomańscy Amerykanie i Kanadyjczycy wymyślili własną serię wyścigową, praktycznie pozbawioną limitów. W serii Can-Am wystartować mógł każdy samochód, o ile miał 4 koła, karoserię i względnie spełnione normy bezpieczeństwa. Moc silnika, pojemność, turbodoładowania, spojlery, polepszacze i innej maści mechaniczne udoskonalenia zależały od fantazji i możliwości zespołów – a te, jak wiadomo, Amerykanie mają wielkie. W rezultacie samochody projektowane m.in. przez McLarena, Lole, BRM i Porsche miały motory o mocy rzędu 1000 koni, co było liczbą o jakieś 400 większą od bolidów F1. Samochody serii Can-Am posiadały charakterystyczne klatki bezpieczeństwa – i to ten własne detal MB&F uczynił motywem przewodnim swojego projektu.
Dwie wykonane z jednego kawałka tytanu wypolerowane belki wieńczą od góry kopertę HM8, zrobioną z połączenia tytanu i różowego albo białego złota. Spory procent jej powierzchni stanowi szafirowe szkło, które od góry – niczym samochodowa maska – osłania mechanizm z widocznym, błękitnym wahnikiem, a od przodu prezentuje dwa cyfrowe wskazania: skaczące godziny i płynnie obracający się dysk minutowy. To rozwiązanie wskazania czasu znamy już z HM5, na potrzeby którego MB&F pierwszy raz stworzył szafirowe pryzmy, które załamują i odpowiednio odbijają obraz dysków – z poziomej pozycji na mechanizmie do pionowej w okienkach, z przodu zegarka.
W konstrukcji HM8 oczywiście nie zapomniano o raczej niezbędnej w zegarku koronce. Umieszczono ją „na górze” całości i zwieńczono logotypem w kształcie „battle-axe”, czyli firmowego wahnika.
Mechaniczna strona HM8 to opracowany na bazie kalibru od grupy Sowind (tej, do której należy np. Girard Perregaux) kaliber ze stworzonymi przez MB&F wskazaniami godziny i minut. Pełne nakręcenie – ruchem ręki albo wspomnianą koronką – gwarantuje 42h rezerwy chodu, a zestaw dekoracji spokojnie może pretendować do całkiem wysokiej, zegarmistrzowskiej półki.
Horological Machine No.8 Can-Am nie będzie limitowane w żadnej z dwóch złotych wersji. Za model w złocie białym lub różowym trzeba zapłacić 78.000CHF (~307.460PLN) plus podatek.
A jeśli zastanawialiście się, czemu po pokazanym rok temu HM6 teraz zobaczyliśmy model z numerem 8 – spieszymy wyjaśnić. HM7 jest w finalnej fazie powstawania, ale światło dzienne ujrzy dopiero w przyszłym roku. Ponieważ wyścigi Can-Am w tym roku obchodzą swoje 50-lecie (a raczej obchodziłyby, gdyby nadal istniały), właściwe wydawało się pokazanie tego, a nie innego modelu.