
Wywiad Fabrizio Buonamassa (Bvlgari Creative Director)
Podczas przyjemnego, utrzymanego we włoskim klimacie spotkania z Fabriziem Buonamassą Stiglianim rozmawiamy o designie, ikonach, trendach i o tym, dlaczego nie warto na nowo wymyślać koła.
Bez cienia wątpliwości ostatnia dekada w zegarmistrzostwie należała do Bulgari. Marka, która wcześniej była kojarzona z najwyższej próby biżuterią i raczej przeciętnymi zegarkami, przekształciła się niczym poczwarka w pięknego motyla, w pełnoprawną manufakturę zegarmistrzowską. Włoskie DNA wydatnie w tym pomaga, bo choć zegarki produkowane są w Szwajcarii (Le Sentier) estetyka i styl są włoskie, na wskroś. To w dużej mierze zasługa Signore Fabrizio Buonamassy Stiglianiego, urodzonego w Neapolu Dyrektora Kreatywnego marki Bulgari. Z wykształcenia projektant przemysłowy, Buonamassa kieruje działem projektowym Bulgari od 2001 roku – i co to były za dwie dekady. Najlepiej opisują je być może dwa słowa – „Octo Finissimo” – projekt, który w największym uproszczeniu nazwać wypada nowym otwarciem w historii zegarmistrzostwa.
Podczas Geneva Watch Days 2021 mieliśmy niezwykłą przyjemność spotkać się z Signore Buonamassą i porozmawiać o Bvlgari, ikonach, designie i włoskim dziedzictwie. Przyjemnej lektury.
Łukasz Doskocz: Co czyni ikonę?
Fabrizio Buonamassa: Proszę, jeśli uda Ci się tego dowiedzieć, powiedz mi (śmiech).
Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Nie ma jednego przepisu, to zbitek różnych elementów. Po pierwsze odpowiednia dawka innowacyjności, nawet jeśli skromna. Nikt nie jest zobligowany do każdorazowego wymyślania koła na nowo. Kluczowy jest również odpowiedni moment. Nawet jeśli masz najlepszy, najbardziej genialny pomysł, ale jest na niego za wcześnie albo za późno, temat przepadnie… może doceniony będzie za 10 lat. Właściwy czas i okoliczności są fundamentalne. Ważne jest także, by odpowiedzieć sobie na pytanie „Po co?”, i czy dany produkt wpisuje się w DNA marki. Gdyby spojrzeć z perspektywy Octo Finissimo – musieliśmy na nowo wymyślić (przedefiniować) markę z bardzo unikatową historią. W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że jesteśmy w stanie własnym sumptem, w manufakturze w Le Sentier, wykonywać ultrapłaskie mechanizmy. To jednak było dla nas niewystarczające. Postanowiliśmy zatem dodać zupełnie nową estetykę. Kiedy połączy się przemyślany pomysł z technicznymi możliwościami oraz odpowiednią stylistyką – może wtedy jest szansa na stworzenie produktu, który stanie się ikoną.

Jesteśmy Włochami, więc dla nas praca od razu musi iść w parze z pięknem, inaczej nie ma sensu. Dla Włochów design oznacza „sztukę zaaplikowaną do przemysłu”. Włoski jest niesamowitym, bogatym w słowa językiem, ale nie mamy w nim jednego określenia na design, dlatego ciągle używane jest angielskie słowo. „Inżynieria” to określenie zimne, bez żadnych ograniczeń. „Arte aplicada l’industria”.
(Octo) Finissimo prezentuje zupełnie odmienny sposób obcowania, noszenia wielkiej komplikacji, ponieważ nawet gdy weźmiemy najprostszą wersję z godzinami, minutami i sekundnikiem w automacie, mówimy o wysokim zegarmistrzostwie.
Pomysł był taki, żeby zegarek nosił się bardzo po włosku, bardzo casualowo. Na przestrzeni ostatniej dekady branża zegarkowa skupiła się mocno na komunikowaniu zegarkiem statusu materialnego, a my jako być może pierwsi zaproponowaliśmy ultrapłaski zegarek z bardzo nowoczesnym, współczesnym designem, który zapewnia zupełnie odmienne doznania. W naszej historii znajdziemy gentlemana imieniem Gianni Bulgari, który udowodnił że Bulgari może zmienić nawet gazową rurkę w produkt luksusowy.
Ł.D.: Co czyni „animowane” zegarki tak atrakcyjnymi? (Genta Mickey Mouse)
F.B.: Myszka Miki od Geralda Genty ma długa historię, która została w pewnym momencie przerwana. Teraz Miki powraca. Być może po okresie Covidu, lockdownów, pewnego ogólnego smutku, uśmiechnięta, tańcząca na tarczy Myszka sprawi, że kiedy będziesz sprawdzał czas, też się uśmiechniesz. Takie rzeczy po prostu kochamy. We Włoszech mawiamy „corto circuito” („krótkie spięcie”), coś co wywołuje iskrę zaciekawienia. Taki wrażenie wywołują wszystkie nasze zegarki – albo się je kocha, albo nie. Problem pojawia się, kiedy zegarki są wtórne – okrągłe koperty, jasne tarcze, zwyczajne indeksy, zwyczajna bransoleta: taki zegarek dla wszystkich. To zdecydowanie nie nasze podejście, nie nasza marka.

Ł.D.: Co nowego w designie?
F.B.: Szczerze, nie dbam o to. Nie dbam o zegarkowe trendy… Po Octo Finissimo, po Serpanti, musimy skupić się i rozmawiać o naszej własnej marce. Musimy wyobrazić sobie przyszłość Bulgari. Kiedy podążasz za trendami, w efekcie uzyskujesz pospolite produkty. Jesteśmy młodzi – zegarki powstają od 1974 roku, choć oczywiście te biżuteryjne mają ponad 100 lat. Jako zegarmistrz jesteśmy jednak młodzi.

Ł.D.: Trendy okiem projektanta?
F.B.: W podświadomy sposób obserwuje je. Ale szczerze, gdyby analizować rynek z marketingowego punktu widzenia, nie robilibyśmy takich zegarków, jakie oferujemy. Szczególnie, że jest wiele marek dokładnie tak właśnie robiących. My podążamy swoją drogą – to być może doskonała recepta na sukces.
Ł.D.: Styl – czemu Włosi robią to najlepiej?
F.B.: Ponieważ mamy naturalne upodobanie do rzeczy pięknych. Dla Włochów piękno jest absolutnie konieczne, jest czymś co kreujemy w zupełnie podświadomy sposób. Wzięło się to z wieków różnych wpływów i dominacji. Nasz kultura jest wielopłaszczyznowa. Zaczęło się od Rzymian, przeszliśmy etap francuski, etap wpływów arabskich, tak więc podobna estetyka rozprzestrzeniał się po całym kraju – to szalone.
Nasza kultura jest bardzo bogata, a przez to jest tak unikalna. Jesteśmy krajem Leonarda, Michała Anioła, Tycjana, Rafaela, Canovy, Caravaggia. To naturalna predyspozycja. Już w latach 70. wielu włoskich projektantów mówiło „piękno jest dla nas czymś koniecznym”. Ufam, że każdy widzi to w nas. Jako projektant nigdy jednak nie jestem do końca usatysfakcjonowany.
Ł.D.: Ulubiony design to… ?
F.B.: Uwielbiam Octo Roma Naturalia, bo pierwszy raz dane mi było zabawić się kamieniami szlachetnymi na mechanizmie, a przecież Bulgari jest przede wszystkim jubilerem. Uwielbiam Octo Finissmo w stali, bo mogliśmy stworzyć monolityczny produkt właśnie w tym metalu, zresztą całkiem wyjątkowy, jak żaden inny na rynku. Kocham Bvlgari Bvlgari w czerni, ponieważ to esencja marki lat 90., a nawet dzisiaj, gdy spojrzeć na ten zegarek, jest absolutnie wyjątkowy. A tak szczerze – powiedziałbym, że każdy następny (jest ulubiony), bo stanowi nowe wyzwanie.
Dziś funkcjonujemy w zupełnie nowej rzeczywistości. Kiedyś wręcz obsesyjnie dążyliśmy do tworzenia nowego produktu co rok, na Baselworld i Genewę, za każdym razem czegoś innego. Teraz podchodzimy do sprawy inaczej. Chcieliśmy zaprojektować zegarek z GMT, bo nie było takiego w kolekcji. Co więc robimy? Wkomponowujemy skalę 12 albo 24 h we wkładkę bezela? Nie! W ten sposób zniszczylibyśmy esencję modelu Bvlgari Bvlgari, który na bezelu ma ten podwójny logotyp. Można więc od nowa projektować koło, ale nie w tym projekcie. Mamy w kolekcji inne zegarki do stylistycznych zabaw. Nie wolno ruszać ikon! Kiedy wskrzesiliśmy model Aluminium, każdy mówił – musicie zaprojektować nowe Aluminium, Aluminium 2.0. Powiedziałem stanowczo „nie”. Dlaczego? Bo zegarek jest idealny jaki jest. W 99% przypadków ruszanie takich projektów kończy się porażką. Dzięki naszej filozofii każdy rozpoznaje i lubi ten model – nie ruszaj go więc, ale zadbaj o jak najlepszą jakość. Nie byłbym w stanie wymyślić czegokolwiek lepszego. Zmieniać tylko po to żeby zmienić – to nie ma większego sensu.
Ł.D.: Dziękuję bardzo.