
SIHH 2016: Greubel Forsey Signature 1 [zdjęcia live, cena]
Motto duetu Greubel-Forsey to „sztuka innowacji”, a sama branża często mówi o nim „mistrzowie komplikacji”. Projekt „Signature” oddaje pole utalentowanym zegarmistrzom, którzy pod okiem marki urzeczywistnią swoje zegarkowe wizje.
Innowacyjność przybiera w branży zegarkowej wiele twarzy. Dla Roberta Greubla i Stephena Forsey ma ona szeroki i wieloznaczny wymiar. Oczywiście marka kojarzy się koneserom z komplikacją tourbillonu i pokaźną liczbą jego wariantów, które pewnie samego Abraham-Louisa Bregueta (twórcę komplikacji) przyprawiłyby o zawrót głowy. Z drugiej strony firma ma mocno artystyczne podejście do biznesu, wyrażające się choćby projektem Art Piece, w którym znany artysta tworzy razem z nią wyjątkowy zegarek. Projekt Signature to kolejne nietypowe biznesowo przedsięwzięcie, którego podstawą będzie tworzenie czasomierzy wspólnie z utalentowanymi zegarmistrzami, według ich własnej wizji. Każdy otrzyma możliwość korzystania z zasobów i doświadczenia GF, a jego nazwisko znajdzie się na tarczy gotowego zegarka. Signature nr 1 to dzieło Didiera J.G. Cretina. Wedle zapewnień firmy, praca nad projektem trwała długie 6 lat.

W przeciwieństwie do bardzo skomplikowanych produkcji GF, model Signature 1 to w sumie prosty trzy-wskazówkowiec, którego centralnym punktem jest zaprojektowane przez manufakturę, duże, 12.6mm koło balansowe z własną „in-house’ową” sprężyną włosową. Zamocowane jest ono na pełnym mostku balansu, ręcznie wypolerowanym na tzw. „black polish” – polerowanie, które pod pewnymi kątami daje efekt zupełnie gładkiej, czarnej, lustrzanej powierzchni.


Balans tyka z klasyczną częstotliwością 18.000 A/h (2.5 Hz) i reguluje precyzyjną pracę wskazania czasu, rozłożonego na mały sekundnik (tarczka zaraz nad wychwytem) i emaliowano-grawerowaną tarczę godzin i minut na wysokości godz.2. Jej dwie niebieskie wskazówki wykańczane są ręcznie, podobnie jak reszta widocznego od frontu i od strony szafirowego dekla mechanizmu. Greubel Forsey zazwyczaj nie korzysta z klasycznego zestawu dekoracji, uszlachetniając wizualnie swoje kalibry m.in. ręcznie aplikowanym polerowaniem, piaskowaniem, dwukolorową galwanizacją i techniką, którą po angielsku nazywa się „frosting” i daje w rezultacie efekt nieregularnie porowatej powierzchni. Wykończony i dopieszczony jest każdy detal, łącznie z wpustami śrubek i ich główkami, a pasy genewskie na frontowym mostku mają swój własny charakter.

Signature 1 ma także bardzo przyjemne gabaryty prostej, eleganckiej koperty: 41.4mm średnicy plus 11.7mm grubości. Do tego skórzany pasek i kilka wariantów koperty. Zegarek powstanie w łącznej liczbie 66 egzemplarzy. 11 z nich zrobione będzie z platyny, a po 11 z białego i różowego złota. Dodatkowe 33 egzemplarze (z czego pierwsze 11 z niebieską tarczą ekskluzywnie na rynek amerykański) dostaną stalową kopertę i będą wykonywane pod zamówienie.


Chociaż bez wątpienia Signature 1 jest najprostszym zegarkiem, który wyjechał dotychczas z malowniczo położonej w La Chaux-de-Fonds manufaktury, jego cena i tak mocno zawęzi grono potencjalnych klientów. Za wersję w stali trzeba będzie wyłożyć 150.000CHF (~609.660PLN), a za złoto o 80.000PLN więcej. Za zegarek „time-only” bez zegarmistrzowskich bajerów to cena z pozoru astronomicznie wysoka, ale znając gusta kolekcjonerów i zasobność ich portfeli, już trzeba się ustawić w kolejce. Tym bardziej, że to naprawdę piękne zegarmistrzostwo w czystej formie. Inna sprawa, że grubo ponad pół miliona złotych za taki zegarek ciężko mi uzasadnić, zważywszy, że konkurenci w postaci choćby Kari Voutilainena, Rogera Smitha czy braci Grönefeld oferują podobną klasę za dużo mniejsze pieniądze. Cena jest zdecydowanie jedynym, w czym GF przy projekcie Signature 1 wyraźnie przesadziło.
zdjęcia live: Monochrome-watches.com
