„Hands-On” Speake-Marin Spirit Wing Commander
Tydzień tegorocznego Baselworld był jak zwykle szalony, ale tym razem miał wyjątkowy smaczek – najnowszy model Speake-Marina zapięty na moim nadgarstku.
Co roku, gdy rozpoczynamy planowanie wyjazdu na Baselworld, rezerwowanie biletów, hotelu, listy prezentacji itd., z wielkimi oczekiwaniami wypatruję nie tylko spotkań z największymi manufakturami branży, ale przede wszystkim z przyjaciółmi, stojącymi za najciekawszymi markami z kręgu tzw. niezależnych. Większość z nich urzęduje w The Palace, lecz tym razem jeden z naszych ulubieńców przeniósł się do Hall 1, czyniąc rok 2014 wyjątkowo ważnym w swojej krótkiej lecz już bogatej historii. To Peter Speake-Marin.
Zanim jednak przejdziemy do moich wrażeń po tygodniu noszenia jednego z najnowszych modeli firmy, kilka zdań o samym Peterze i tym, co takiego czyni bieżący rok wyjątkowym.
Przed
Peter Speake-Marin to urodzony w Anglii (rocznik 1968) zegarmistrz, żyjący i tworzący na granicy szwajcarsko-francuskiej. Swoją zegarmistrzowską edukację rozpoczął w londyńskim Hackney Technical Collage (1985) i kontynuował w słynnej szwajcarskiej szkole WOSTEP w Neuchatel. Początki kariery zawodowej to praca restauratora dla Somlo Antiques w Londynie (przy placu Piccadilly), a następnie przenosiny do Szwajcarii i posada w renomowanej manufakturze Renaud & Papi w Le Locle. Doświadczenie zdobyte przez wiele lat garbienia się za zegarmistrzowskim biurkiem przyniosło z czasem członkostwo w AHCI, stworzenie pierwszego własnego zegarka kieszonkowego „the Foundation Watch” (rok 2003) i wreszcie – po latach planowania i przygotowań – założenie własnej, wymarzonej manufaktury: Speake-Marin. Był rok 2008.
Po
Między tym okresem a teraźniejszością Speake-Marin był kierowaną pasją, małą, w pełni niezależną manufakturą z jasnym przekazem i ideą. Kiedy rozmawiałem z Peterem podczas BaselWorld 2011 (oglądaj TUTAJ) bardzo wyraźnie podkreślał, że to co robi jest mocno zakorzenione w zegarmistrzowskiej tradycji ze szczyptą jego własnego charakteru i osobowości, zwieńczonej „in-house’owym” zegarmistrzostwem. Teraz wszystko, albo raczej bardzo wiele, ulegnie zmianie. Peter ciągle jest mocno niezależnym twórcą lecz jego marka ostatnio zmieniła oblicze na dużo bardziej otwartą i znacznie dostępniejszą (finansowo), na szczęście z utrzymaniem dotychczasowego, dobrze rozpoznawalnego DNA.
Tak więc teraz Speake-Marin swoje stoisko ma w Hall 1.1 targów Basel, znacznie urosła liczba osób w otoczeniu Petera, a cała kolekcja to nowy, spójny image i trzy podstawowe linie: Spirit, J-Class i Cabinet des Mysteres. Każda z nich zyskała kilka debiutujących modeli, począwszy od prostego trzywskazówkowego automatu po latającego tourbillona. Byłem bardzo, bardzo ciekaw jak wypadną na żywo, więc przed Baselworld zadzwoniłem do Petera z pytaniem o możliwość bliższego przetestowania jednej z nowości. I tak oto są – moje wrażenia z tygodniowego użytkowania jeszcze ciepłego modelu Spirit Wing Commander.
Spirit
Zainspirowana militariami i awiacją kolekcja Spirit liczy sobie obecnie 4 modele. 2 z nich to proste automaty z centralną sekundą i kopertą ze stali lub stali pokrytej czarnym DLC.
Pozostałe 2 tytanowe nowości to chronograf o nazwie „Seafire” i model, o którym przeczytacie za chwilę – „Wing Commander” ze specyficzną małą sekundą, dużą datą i wskaźnikiem rezerwy chodu.
Wing Commander
Skoro znamy już zestaw funkcji zegarka, przyjrzyjmy się jego tarczy. Z racji militarnych inspiracji jest ona monochromatyczna, czarno-biała i tworzona w bardzo specyficznym, technologicznym procesie wytłaczania formy z luminowy na kompozytowej bazie, jako jednego, spójnego elementu. W rezultacie otrzymujemy wielopłaszczyznowy cyferblat z dużymi, okrągłymi indeksami godzinowymi i trzema wskazaniami: datownikiem na godz. 12 (podwójne okienko, dysk z czarnym tłem), zaokrągloną rezerwą chodu na godz. 6 i małą sekundą na godz. 9.
Ta ostatnia zaprezentowana została w formie koła “topping-tool” – znaku rozpoznawczego Speake-Marina – z małą dziurką na obwodzie, wskazującą właściwą sekundę. W tym miejscu muszę podkreślić, że zegarek który nosiłem i opisuję to prototyp, a finalny produkt będzie się różnił dwoma małymi detalami. Po pierwsze okienko daty otrzyma bardziej otwarty, mocniej wycięty otwór. Po drugie koło sekundnika będzie prawdopodobnie nieco subtelniejsze i wykończone w białym macie zamiast błyszczącego lakieru. Choć początkowo byłem nieco sceptycznie nastawiony do designu i czytelności tarczy, okazała się ona zaskakująco dobrze skomponowana i zmyślnie zaprojektowana. Czarne wskazówki „Foundation-style” z luminową gwarantują odpowiednią czytelność. Utrzymany w charakterystyce Speake-Marina cyferblat ma swój unikatowy lecz jednocześnie użytkowy styl i idealny zestaw komplikacji. Jest również bardzo dobrze wykonany, ze znakomitą luminescencją (zieloną) i detalami, do których przyłożono nie mniejszą wagę, niż do wykonania koperty.
Ponieważ nie jestem fanem tytanu, nieco sceptycznie podchodziłem z początku do koperty wykonanej właśnie z tego materiału – szczególnie wobec możliwości wykorzystania tradycyjnej stali nierdzewnej. Znacie wszystkie te szare, nudne, nijak wyglądające zegarki tytanowe? Tego właśnie wrażenia się obawiałem. I na całe szczęście byłem w błędzie. Tytan (grade 5) w wykonaniu S-M jest znakomicie wykończony, z polerowanym, 2-stopniowym bezelem, małą „diamentową” koronką, wypolerowanymi, masywnymi uszami z wkręcanymi teleskopami oraz szczotkowanymi bokami. Szczotkowany jest również dekiel z wygrawerowanym kołem „topping-tool” i otaczającym go motto kolekcji „Fight, Love and Persevere” („Walcz, Kochaj i Trwaj”).
Zawsze podobała mi się koperta Piccadilly w wykonaniu Speake-Marina z jej formą, pokaźnymi uszami i ogólną elegancją – kształt ten ciężko, nawet na pierwszy rzut oka, pomylić z czymkolwiek innym. Dokładnie tak jest z kopertą Wing Commandera, a właściwe jedyny jej minus to grubość. Z racji automatycznego kalibru z komplikacjami i trójwymiarowej tarczy całość jest pokaźnie wysoka (przypuszczam, że nieco ponad 15mm). Na szczęście nawet przy tym rozmiarze dobrze układa się na nadgarstku, a przy odrobinie szczęścia da się nawet wsunąć pod mankiet koszuli. Średnica to rozsądne 42mm, WR wynosi 30m, a szafirowe szkło otrzymało antyrefleks.
Stawiając na dostępną budżetowo kolekcję Peter Speake-Marin zdecydował się także (a raczej, zdecydować musiał) na użycie mechanizmów od zewnętrznych dostawców. W zegarkach S-M znajdziecie mechanizmy dostarczane przez Technotime, Concepto, a w przypadku opisywanego modelu – Timeless. Wszystkie są wykonywane w Szwajcarii, pod specyfikację Speake-Marina, a do listy wkrótce dołączy także Vaucher. Wing Commandera napędza automatyczny kaliber 1024PSM z pojedynczym bębnem sprężyny, obustronnym naciągiem, 48h rezerwy chodu, 4-Hercowym balansem (28.800 A/h), szybką korektą datownika i stop-sekundą. Choć ledwie tydzień spędzony z zegarkiem może nie być wystarczającym okresem na pełne i rzetelne ocenienie werku, z pewnością nie miałem z nim żadnych problemów. Działał dokładnie tak, jak powinien.
Konkluzja
Kiedy ostatniego dnia naszego pobytu w Bazylei musiałem oddać zegarek właścicielowi, pomyślałem, że w sumie chętnie widziałbym go w prywatnej kolekcji. Znacie to uczucie, kiedy z czasem wybrany model zyskuje w Waszych oczach? Dokładnie tak było z Wing Commanderem. Zdejmowałem i zakładałem go niezliczoną ilość razy, zawsze z taką samą przyjemnością zapinając brązowy pasek ze skóry cielęcej (z białym przeszyciem i tytanową klamerką z trzpieniem) na nadgarstku. Co więcej, czasomierz przykuwał bardzo wiele uwagi, padło wiele pytań, próśb o przymierzenie i zdjęcie. Ogólna ocena była więcej niż pozytywna, dokładnie zresztą jak moja. Wyceniony na 7.500CHF (~25.400PLN) Spirit Wing Commander to świetny, charakterystyczny zegarek z własnym stylem i pewną wyjątkowością. Jeśli się Wam podoba, zakochacie się w nim szybko.
A gdybyście zastanawiali się, jaki jest plan Petera na przyszłość:
„To jest misja i cel życiowy, nie tylko 10-letni plan biznesowy. Chęć uczynienia Speake-Marina międzynarodową, rozpoznawalną marką, którą znają nie tylko najwierniejsi kolekcjonerzy, ale wszyscy. Trzeba mierzyć wysoko”.
Podziękowania dla Petera Speake-Marina i jego teamu za udostępnienie nam zegarka i uprzyjemnienie pobytu w Bazylei.
Więcej o Speake-Marin na nowej stronie oficjalnej marki TUTAJ.
Może być
Tak na marginesie – piramida prestiżu to rzecz umowna i jest uzależniona w przeważającej ilości od sympatii do danej manufaktury. Z całym szacunkiem i miłością do marki Audemars Piguet – wielką trójką są tylko trzy manufaktury, to Patek Philippe, Vacheron Constantin i A. Lange & Söhne ! Jak dla mnie, po tych znakomitych gwiazdach, dopiero na 4 – 6 miejscach są inne znakomitości, takie jak : Audemars Piguet, Breguet i Piaget. Czwarte miejsce dla manufaktury Audemars Piguet, jak dla mojej skromnej osoby, jest bezdyskusyjne. Z uwagi na powiązania rodzinne z Louisem Beniaminem Audemarsem (1782-1833), który był jedną z kilku gwiazd na tym nieboskłonie (obok Breguata i Hourieta), doskonałą techniką, wykończeniem i wdrażaniem nowych technologii, trzeba pochylić przed marką z godnością czoło !! Tak, jak był z Louisa Audemarsa niedościgniony mistrz, tak jego kuzyn Louis i Edward Piguet dotrzymywali mu kroku zdobywając wiele medali i wyróżnień. Najwyższy poziom utrzymywany jest do dzisiaj ku zadowoleniu całej rzeszy sympatyków na całym świecie (Arnold uwielbia ją) i moim ! Przykro tak pisać, ale 4 lokata nie przynosi wstydu w tej enigmatycznej piramidzie, a i tak manufaktura jest jedną z niewielu marek uwielbianych i szanowanych przez moją osobę !!
………….”stworzyliśmy serwis, który sami chcielibyśmy czytać” – BRAWO ! „Mechaniczne czasomierze to fascynujący i ciągle zaskakujący temat” – TAK TRZYMAĆ ! Życząc wszystkiego dobrego na nowe 5-cio lecie mam nadzieję, że Wielce Szanowni Autorzy, wzorem innych portali, przybliżą pozostałym pasjonatom perełki wystawiane na aukcjach, przybliżą szerzej historię zapomnianych i obecnych manufaktur, oraz wykażą zainteresowanie pozostałymi zegarkami jak : powozowe, pokładowe i kieszonkowe, a jest o czym pisać – wspaniała historia, zdobycze techniczne, patenty itd, itp ! Wytrwałości i nieustannej weny życzy skromny sympatyk Tomasz M
Dobry wybór
Tak na marginesie – piramida prestiżu to rzecz umowna i jest uzależniona w przeważającej ilości od sympatii do danej manufaktury. Z całym szacunkiem i miłością do marki Audemars Piguet – wielką trójką są tylko trzy manufaktury, to Patek Philippe, Vacheron Constantin i A. Lange & Söhne ! Jak dla mnie, po tych znakomitych gwiazdach, dopiero na 4 – 7 miejscach są inne znakomitości, takie jak : Audemars Piguet, Blancpain, Breguet i Piaget. Czwarte miejsce dla manufaktury Audemars Piguet, jak dla mojej skromnej osoby, jest bezdyskusyjne. Z uwagi na powiązania rodzinne z Louisem Beniaminem Audemarsem (1782-1833), który był jedną z kilku gwiazd na tym nieboskłonie (obok Breguata i Hourieta), na doskonałą technikę, wykończenie i wdrażanie nowych technologii, trzeba pochylić przed marką z godnością czoło !! Tak, jak był z Louisa Audemarsa niedościgniony mistrz, tak jego kuzyn Louis i Edward Piguet dotrzymywali mu kroku zdobywając wiele medali i wyróżnień. Najwyższy poziom utrzymywany jest do dzisiaj ku zadowoleniu całej rzeszy sympatyków na całym świecie (Arnold uwielbia ją) i moim ! Przykro tak pisać, ale 4 lokata nie przynosi wstydu w tej enigmatycznej piramidzie, a i tak manufaktura jest jedną z niewielu marek uwielbianych i szanowanych przez moją osobę !! Ps – są gusta i guściki, tak, jak z piramidą.
Mogliby rozwinąć komplikację o datę dnia tygodnia, byłoby wspaniale.
Nie dość, że caliber własny to byłaby dodatkowa użyteczność, której mi osobiście brakuje.