Basel 2012: HUBLOT Classic Fusion Skeleton Tourbillon
Poza opisanym już przez nas wcześniej modelem Classic Fusion Skeleton manufaktura z Nyonu zaprezentowała w Bazylei jeszcze jeden szkieletowany egzemplarz – Skeleton Tourbillon – jeden z piękniejszych tourbillonów jakie ostatnio widziałem.
Mniej więcej 4 lata temu HUBLOT, kierowany przez Jean-Claude Bivera, zdecydował się ożywić nieco swój stricte sportowy wizerunek, przygotowując i wprowadzając na rynek „klasyczną” linię czasomierzy Classic Fusion. W tym przypadku koncepcja fuzji sprowadziła się nie tyle do łączenia różnorakich materiałów, co do połączenia (fuzji) klasyki w rozumieniu zegarmistrzowskim z charakterystyczną stylistyką HUBLOTA. Zegarki CF to ciągle specyficzna forma kopert, tytanowe śrubki mocujące bezel, zintegrowane z kopertą paski i guma zestawiana ze złotem.
Rok 2012 przyniósł dwie istotne premiery dotyczące linii Classic Fussion. Najpierw, jeszcze przez targami w Bazylei, firma pokazała szkieletowany model Extra-Thin Skeleton z własnym, płaskim, manufakturowym kalibrem (HUB 1300) i oryginalną interpretacją jednej z klasycznych zegarmistrzowskich sztuk – szkieletowania mechanizmu (więcej TUTAJ). Już w Bazylei światło dzienne ujrzał drugi, jeszcze bardziej wyjątkowy model CF – Skeleton Tourbillon. Zegarek nie tylko jest najpiękniejszą z tegorocznych nowości HUBLOTA, ale w ogóle jednym z najfajniejszych „nie-stricte-klasycznych” tourbillonów na rynku.
Sercem zegarka jest własny, in-housowy kaliber MHUB6010 (z końcówką H1.1 lub H1.8 zależnie od materiału koperty). Za projekt, design i wykonanie kalibru odpowiada szefowany przez Mathiasa Buteta dział R&D (research and development) firmy, powołany celem tworzenia klasycznych zegarmistrzowskich komplikacji w nowoczesnym wydaniu. Ręcznie nakręcany mechanizm ma 60-sekundowego tourbillona, duży bęben sprężyny, zapewniający aż 120h rezerwy chodu (jak na tourbillona to bardzo pokaźny wynik) i szkieletowaną, fantastycznie zaprojektowaną konstrukcję złożoną ze 155 elementów. Ponieważ tarczę zegarka stanowi jedynie szafirowe szkło z nałożonymi na obrzeżach indeksami, bardzo ważna była nie tylko techniczna, ale i estetyczna strona mechanizmu – wszak to jego struktura i wykończenie de facto stanowi cyferblat. W prostym CF Skeleton szkieletowana, górna płyta mechanizmu była nieco zbyt surowa na moje oko, optycznie pozbawiając kompozycję wrażenia przestrzeni i trójwymiarowości. CF Skeleton Tourbillon to kompozycyjna perfekcja. Zamknięty pod szafirową płytką kaliber jest idealnie (i dużo bardziej niż w modelu bez turbiny) odchudzony o wszystkie chyba zbędne części materiału i powleczony czarną powłoką (plus niektóre elementy wykonano z karbonu). Mostki zaokrąglono na krawędziach tworząc w sumie coś na kształt skomplikowanej pajęczyny, pięknie kontrastującej ze stalowymi bądź złotymi kołami zębatymi i otwartym bębnem sprężyny, położonym na godzinie 12, dokładnie po przeciwnej stronie klatki tourbillonu. Sam wirujący balans wygląda efektownie ze swoim dużym, czarnym mostkiem i trójramienną klatką. Czas wskazują dwie proste, fazowane wskazówki, nawiązujące do pierwszych modeli HUBLOT sprzed ponad 30 lat. Estetycznie (i zapewne również technicznie) totalna perfekcja.
HUBLOTOWY tourbillon w klasycznym wydaniu powstanie w dwóch limitowanych edycjach po 99 egzemplarzy każda. Koperta zegarka (45mm średnicy, WR 50m) może być wykonana z tytanu lub 18ct różowego złota King Gold (stop złota i 5% platyny). Obie na czarnym aligatorze naszytym na gumową podszewkę, zapinanym na motylkowa klamrę.
Oba tegoroczne „szkieletory” to fantastyczne uzupełnienie klasycznej kolekcji HUBLOT. Kto by pomyślał, że tak designersko charakterystyczna i zdefiniowana manufaktura będzie w stanie stworzyć klasyczne zegarki idąc na jedynie niewielkie stylistyczne kompromisy.