Wywiad Frédéric Bondoux (CEO Grand Seiko Europe)
O trendach w branży zegarkowej, planach marki Grand Seiko na najbliższą przyszłość oraz jej wyróżnikach na tle konkurencji rozmawiamy z Frédéricem Bondoux.
Grand Seiko to marka, która – choć nie należy do grona najbardziej rozpoznawalnych – bez wątpienia jest jedną z najbardziej cenionych, zwłaszcza wśród wytrawnych kolekcjonerów. Uznanie zdobywa zarówno dzięki nowatorskim rozwiązaniom technologicznym, mającym na celu zwiększenie precyzji mechanizmów, jak i perfekcyjnemu wykończeniu komponentów (np. słynne polerowanie Zaratsu) czy cyferblatom inspirowanym krajobrazami i naturą. Kolekcjonerzy doceniają również fakt, że Japończycy od lat pielęgnują zanikające techniki rzemieślnicze.
Kilka lat temu Grand Seiko zostało wydzielone ze struktur Seiko i od tego czasu funkcjonuje jako niezależny podmiot. Jak radzi sobie w tych – nie oszukujmy się – wymagających dla branży czasach? Między innymi o tym rozmawiamy z Frédéricem Bondoux, który kieruje europejskim oddziałem Grand Seiko.
Tomasz Kiełtyka: Dzień dobry! Cieszę się, że udało nam się spotkać. Jak wygląda obecnie sytuacja marki Grand Seiko?
Frédéric Bondoux: Dzień dobry! Ja również się cieszę, a odpowiadając na Twoje pytanie – dobrze. Naprawdę dobrze. Oczywiście, czasy nie są łatwe – wpływ na to ma obecna sytuacja w Chinach i polityka Trumpa – ale myślę, że wszyscy dajemy sobie radę. W ciągu ostatnich kilku lat zaszło wiele zmian. Wszystko szło świetnie do czasu pandemii COVID, która była jak upadek muru berlińskiego – przyniosła nagłe załamanie rynku. Przestali przyjeżdżać turyści z Chin, w Europie pojawiło się trochę więcej Amerykanów, co również wiąże się z efektem Trumpa. Od dwóch, trzech lat mamy do czynienia z bardzo trudną sytuacją geopolityczną, zwłaszcza w Europie – chodzi o wojnę w Ukrainie i relacje z Rosją. A ostatnie wydarzenia na Bliskim Wschodzie również budzą ogromne zaniepokojenie.
Jakie są w tych trudnych czasach Wasze plany względem Polski? Czy wzorem innych krajów planujecie otworzyć tu jakiś butik – co zadziałałoby na pewno świetnie wizerunkowo i na budowanie rozpoznawalności marki – czy raczej pozostać przy rozbudowie punktów sprzedaży otwieranych we współpracy z polskimi partnerami?
W wybranych strategicznie miejscach musimy mieć własne butiki – zwłaszcza w Japonii, bo to nasz rodzimy rynek – oraz w najważniejszych międzynarodowych stolicach, jak Paryż, Londyn, Singapur czy Nowy Jork.
Obecnie – jako Grand Seiko Europe – jesteśmy odpowiedzialni za 23 różne kraje. Bezpośrednią działalność w Polsce rozpoczęliśmy dokładnie 1 kwietnia 2024 roku. Wcześniej Grand Seiko było obecne za pośrednictwem Niemiec i firmy Seiko. Przejęliśmy dystrybucję, zakończyliśmy współpracę z poprzednimi operatorami i zaczęliśmy działać z jednym partnerem – firmą W.KRUK.
Aktualnie w Waszym kraju posiadamy dwa punkty sprzedaży – jeden w Warszawie, a drugi otworzyliśmy kilka miesięcy temu w Gdańsku. Rozważamy kolejny, być może w Krakowie lub Katowicach. Muszę przyznać, że od momentu wznowienia działalności w Polsce idzie nam bardzo dobrze – sprzedajemy średnio cztery do pięciu zegarków miesięcznie w każdym z punktów. To świetny wynik. I tak właśnie planujemy działać nad Wisłą – otwierając punkty sprzedaży, ale niekoniecznie monobrandowe butiki.
A jak wygląda sprawa z oddzieleniem Grand Seiko od Seiko? Od 2017 roku Grand Seiko funkcjonuje jako niezależna marka. Jak oceniasz tę decyzję? Dla kolekcjonerów to oczywiste – Grand Seiko to producent uznany i ceniony, zwłaszcza za jakość, mechanizmy, detale jak dekorowane tarcze czy techniki polerskie. Ale przeciętnemu klientowi trudno zrozumieć różnicę – Seiko kojarzy się z przystępną ceną, a Grand Seiko to zupełnie inna półka cenowa. Czy planujecie skupić się tylko na kolekcjonerach, czy raczej chcecie szerzej komunikować wartość marki?
Wróćmy na chwilę do czasów, gdy miałeś 20 lat. Wtedy, jak sądzę, interesowałeś się pięknymi przedmiotami, markami, może zegarkami. Grand Seiko nie istniało wtedy w Europie. Funkcjonowało wyłącznie pod marką Seiko, więc nie mogłeś nawet marzyć o Grand Seiko. Kiedy miałeś już możliwości finansowe, by realizować swoje marzenia – powiedzmy po 15 latach – Grand Seiko nie było ich częścią. Dziś młody człowiek w wieku 18–20 lat ma Grand Seiko na swojej liście życzeń. Gdy zdobędzie odpowiednie środki, sięgnie po ten zegarek – może za 10 lat. To kwestia percepcji. Ja mam 59 lat i moja generacja nie zawsze rozumie, czym jest Grand Seiko w kontekście całego zegarmistrzostwa. Ale młodsze pokolenie wie doskonale, co oznacza ta marka: jakość, wykończenie, ręczna produkcja. Budujemy markę dla przyszłych pokoleń. Zbieramy dziś owoce pracy rozpoczętej 7 lat temu. Choć obecna sytuacja gospodarcza i polityczna jest trudna, zdobywamy udziały w rynku. W zeszłym roku osiągnęliśmy dwucyfrowy wzrost globalnie, głównie dzięki rynkowi krajowemu w Japonii – zarówno lokalnym klientom, jak i turystom z USA i Azji. W Europie także odnotowaliśmy wzrost, głównie dzięki fanom marki w poszczególnych krajach. Średni wiek klienta Grand Seiko w Europie mieści się w przedziale około 35–40 lat – to dość młoda grupa odbiorców.
W Europie rynek zegarkowy zdominowany jest przez marki szwajcarskie. Jakie planujecie zaznaczyć tu swoją obecność?
Gdy w 2020 roku rozpoczęliśmy działalność Grand Seiko Europe, jedną z kluczowych decyzji była obecność na targach branżowych w Szwajcarii. Zaproponowałem udział w Watches & Wonders, żeby pokazać, że jesteśmy niezależną marką. Zostaliśmy tam bardzo dobrze przyjęci. Nasz udział w W&W jest postrzegany jako uzupełnienie oferty marek szwajcarskich – jesteśmy alternatywą z innej kultury, wnoszącą świeżość i nowe podejście. Nie zapominajmy, że Seiko od wielu lat jest jednym z największych graczy na rynku globalnym.

Porozmawiajmy o precyzji, która od zawsze była fundamentem Grand Seiko. Nowy mechanizm Spring Drive U.F.A. osiąga dokładność +/- 20 sekund rocznie, ustanawiając nowy rekord. Jak postrzegasz dziś rolę precyzji w zegarmistrzostwie mechanicznym – zwłaszcza w czasach, gdy smartfony i inne urządzenia cyfrowe na każdym kroku wyświetlają dokładny czas?
Zegarmistrzostwo od zawsze skupia się na precyzji. Dziś mamy zegary atomowe i urządzenia cyfrowe, które pokazują dokładny czas. Ale my mówimy o dziele sztuki, ręcznej pracy, o manufakturze. W Japonii są dwie główne manufaktury – jedna w północnym regionie (wytwarza zegarki mechaniczne i automatyczne), druga niedaleko Nagano, gdzie powstają mechanizmy Spring Drive i kwarcowe. Około 60–70% zegarków produkowanych jest ręcznie. To zupełnie inna filozofia. Spring Drive to technologia unikalna dla Seiko. Powstała w 1998 roku, a w kolekcji Grand Seiko istnieje już 21 lat. Nowy mechanizm U.F.A. (Ultra Fine Accuracy) to przełom: odchyłki roczne wynoszą tylko +/- 20 sekund. Wyobraź sobie, że rok ma ponad 31 milionów sekund, a zegarek mechaniczny mieści się w tolerancji zaledwie 20 sekund. To ogromne osiągnięcie. Nie jest to technologia cyfrowa ani szwajcarska – to czysta japońska inżynieria. I nie promujemy tego nachalnie – stosujemy zasadę cichego luksusu.
Wiesz, na koniec dnia chodzi o to, że Grand Seiko oferuje prawdziwie ponadczasowy produkt – oparty na autentycznych wartościach manufakturowych, z istotnymi innowacjami i osiągnięciami, takimi jak Spring Drive, czy nowy mechanizm U.F.A. To naprawdę imponujące rozwiązania.
Co ciekawe, od pięciu lat, co roku wprowadzamy nowy kaliber. Wyobrażasz sobie inną markę na naszym poziomie jakości, która w zaledwie pięć lat zaprezentowała tyle innowacji technicznych oraz w zakresie wzornictwa?
To faktycznie imponujące. A jeśli chodzi o produkcję – czy planujecie utrzymać obecny poziom około 50–60 tysięcy zegarków rocznie?
Tak, mniej więcej tyle produkujemy obecnie w Japonii. W luksusie kluczowe są emocje i wartości, ale jest jedna stała – zasób. Może być naturalny – jak diament, albo niematerialny – jak know-how. I w związku z tym pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Tylko nieliczni zegarmistrzowie potrafią pracować na poziomie akceptowanym przez Grand Seiko. Ich szkolenie trwa dekady. Inne marki mogą zwiększać produkcję dzięki nowym fabrykom i maszynom CNC. My – nie. Nasza wartość leży w rękach rzemieślników. Dlatego jakość jest dla nas niepodlegającym negocjacjom standardem. Aktualnie szkolimy nowych zegarmistrzów, ale to wymaga czasu. Nie planujemy zwiększać produkcji o 10, 15 czy 20% rocznie – jakość ma dla nas absolutne pierwszeństwo.

A jakie trendy, Twoim zdaniem, będą kształtować przyszłość zegarmistrzostwa? Kiedyś modne były kolory, później personalizacja. Co teraz?
Klasyka. Wystarczy spojrzeć na największe marki i ich premiery podczas Watches & Wonders – wszystkie stawiają na klasyczne, ponadczasowe, piękne modele, które można przekazać kolejnym pokoleniom.
Klasyka broni się w trudnych czasach, kiedy marki boją się ryzyka.
Zdecydowanie. W trudnych czasach trudno podejmować ryzyko, więc wraca się do korzeni. Klasyka to podstawa. Pamiętasz, kilka lat temu modne były ogromne zegarki 45–46 mm? Dziś wracamy do standardowych rozmiarów – 38, 40 mm – co jeszcze niedawno było rzadkością. Trend kieruje się ku trwałym, ponadczasowym modelom – z nowoczesnymi udoskonaleniami, oczywiście.
Wspomniałeś o ręcznej produkcji, technologiach jak Spring Drive. Jak krótko opisałbyś to, co wyróżnia Grand Seiko na tle konkurencji?
Po pierwsze, jakość rzemiosła – precyzja, dbałość o szczegóły, przekazywanie wiedzy kolejnym pokoleniom. W Japonii istnieje głęboko zakorzeniona wartość moralna: wykonywać swoją pracę jak najlepiej i przekazywać ją dalej. Po drugie, emocjonalny i kulturowy aspekt – Grand Seiko nie jest marką europejską. Mentalność japońska różni się od europejskiej – szacunek do natury, piękna i przemijającego czasu przenika nasze produkty. To czyni nas wyjątkowymi.
A jak ważna jest dla was społeczność kolekcjonerów?
Bardzo ważna. Kiedy pięć lat temu dołączyłem do Grand Seiko, marka miała już wysoką pozycję wśród kolekcjonerów i dziennikarzy – mimo że była wtedy niszowa. Przekaz marki był świeży, emocjonalny i inny niż u konkurencji. Nie zapominajmy, że Grand Seiko przez 50 lat było dostępne tylko w Japonii. Dzięki dobrej reputacji, kolekcjonerzy z Zachodu latali do Tokio, by zdobyć egzemplarz. W 2010 roku zdecydowano o globalnej ekspansji – 15 lat temu. Pierwszymi klientami byli kolekcjonerzy i to się nie zmieniło. Społeczność kolekcjonerów wciąż ma ogromne znaczenie i przekazuje wiedzę nowemu pokoleniu, które dopiero się w zakresie zegarków edukuje.
Czy organizujecie też spotkania dla kolekcjonerów?
Oczywiście. Mamy dużą społeczność skupioną wokół GS9 Club, z oddziałami regionalnymi. W Europie rozwijamy GS9 Club – tak jak w Japonii czy USA.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia na rynku polskim.
Cała przyjemność po mojej stronie. Również dziękuję i pozdrawiam wszystkich czytelników CH24.


